Wenecki kupiec i podróżnik Marco Polo (XIII/XIV wiek) jako jeden z pierwszych Europejczyków pokonał Pamir. W swoim "Opisaniu świata" relacjonuje: "Dwanaście dni wiedzie droga przez tę wyżynę. Nie ma tam po drodze przez ten cały czas ani osiedli, ani gospód, lecz podróżni muszą całą żywność zabierać ze sobą. Z powodu wysokości i zimna nie można dojrzeć tam żadnego ptaka lecącego..."
Jadę do Tadżykistanu sprawdzić to. Przede mną druga najwyżej położona droga świata. Obecnie łączy kirgiskie bazarowe miasto Osh z odległym o 700 km tadżyckim Khorogiem. Najpiękniejsza część trasy biegnie przez góry Tadżykistanu.
Przygodę rozpoczynam na granicy kirgiskiej, którą dzieli od tadżyckiej kilkukilometrowy pas ziemi niczyjej. Na wysokości 3300 m stoi w górskiej dolinie kilka murowanych domów. Pogranicznicy niewiele mają do roboty, rzadko ktoś tu przejeżdża. Kilku żołnierzy z automatami na ramieniu pali leniwie papierosa opierając się na krzywym szlabanie. W trzech kolejnych domkach wypełniam druczki i formularze. Na szafie przy biurku zauważam kolorowe naklejki reklamujące ekspedycje samochodowe i motocyklowe, którym udało się pokonać góry.
TOYOTĄ NA PRZEŁĘCZ.
Za zasiekami siadam na trawie i czekam na okazję. Po godzinie podjeżdża wypchana ludźmi terenówka. Za odpowiednią kwotę kierowca zgadza się mnie zabrać. Ścisk, ludzie - głównie kirgiscy handlarze - siedzą "jeden na drugim". Toyota z mozołem wspina się serpentynami na wysoką przełęcz. Mijamy niezwykły pomnik - na wysokim cokole stoi kamienny posąg górskiego koziorożca. Koziorożec to symbol tych gór i ulubiony cel polowań pograniczników.
Tadżycki posterunek graniczny należy do najwyżej położonych odcinków granic na świecie (prawie 4300 m n.p.m.); kilka baraków i metalowych kontenerów przerobiono na biura i mieszkania dla pograniczników. Szofer zbiera wszystkie paszporty i idzie do wartowni. Musi przy okazji uiścić nieformalną zapłatę za bezproblemowy przejazd. Wystarczy równowartość 4 dolarów i celnik nie zadaje zbędnych pytań.
Do najbliższej miejscowości - Karakol - prowadzi asfaltowa droga. Wije się przez tereny, które z powodzeniem mogą służyć jako scenografia filmów science fiction. Na wyschniętej, popękanej ziemi leżą miliony kamieni, rozległe doliny otaczają ośnieżone wierzchołki. Trudno uwierzyć, że istnieje tu jakieś życie. A jednak... Zaintrygowane odgłosem silnika, z norek wystawiają głowy ciekawskie świstaki Mijamy stadko jaków poganiane przez pasterza. Jak one znajdują pożywienie na tym pustkowiu?
TĘDY JEŻDŻĄ NASI.
Kilka kilometrów od miejscowości na drodze pojawiają się dwa ruchome punkty. Gdy podjeżdżamy bliżej, okazuje się, że to para szwajcarskich rowerzystów. Marc i Myriam dziesięć miesięcy temu wyjechali z domu. Jadąc przez Bałkany, Turcję, Iran dotarli do Azji Centralnej. W wodoodpornych sakwach poupychali wszystko, co potrzebne w długiej podróży.
Dojeżdżamy do miasteczka Karakol (w języku Kirgizów - czarna woda), jednego z najwyżej położonych na świecie. W parterowych domkach z suszonej na słońcu glinianej cegły mieszka około 150 kirgiskich rodzin. Na obrzeżach mieściny działa kilka firm produkujących cegły. Przy drodze straszą ruiny stacji benzynowej - nie działa od lat. Paliwo można kupić prosto z beczki od obrotnych gospodarzy.
W Karakol od prawie dwudziestu lat nie ma energii elektrycznej, o wodociągu czy gazociągu można tylko pomarzyć. Wodę czerpie się z kilku studni. Wiele rodzin używa chińskich baterii słonecznych ładujących akumulatory samochodowe. Dzięki temu, wieczorem można posłuchać radia lub zaświecić bladą żarówkę.