Jest trzecia nad ranem, gdy włączamy silniki – to mniej więcej ten czas, kiedy do ataku na szczyt Everestu ruszają ekspedycje himalaistów. Nasz obóz znajduje się na wysokości 3800 m, z góry widać jak w dolinie bledną światła górniczej osady na wschodnim cyplu gór Kunlun. Ruszamy.
Ich wysokość Himalaje
Po godzinie jazdy droga w zasadzie zanika i zaczynamy przedzierać się przez poorany bruzdami kamienisty wyryp. Podczas przejazdu przez rzekę jeden z Land Roverów zawiesza się tylnym zderzakiem na stromym brzegu. Nasza średnia prędkość to mniej niż 50 km/h – za wolno. Do następnej przełęczy jest 1100 km, ale nie tyle o odległość tu chodzi, co o wysokość. Nawigacja wkrótce pokazuje 4500 m n.p.m., a jeden z uczestników ekspedycji, który ma objawy choroby wysokościowej nie rozstaje się już od jakiegoś czasu z butlą tlenową.
Wschodzące pomarańczowe słońce oświetla wyżynę i połyskujące na niej tory linii kolejowej prowadzącej do Lhasy. To najwyżej położone tory na świecie, za nimi zaczyna się wielkie nic. Cały urok Tybetu bierze się głównie stąd, że jest to kraina bezkresnej pustki. To tutaj schodzą się kamienne ściany Karakorum, Kunlun i Himalajów, to po tej krainie pod koniec XIX w. wędrował szwedzki podróżnik Sven Hedin przez trzy miesiące, nie spotykając żywej duszy. Tybet jest cztery razy większy od Polski, a Himalaje tworzą jego południową granicę. Powstały 50 mln lat temu, gdy Indie uderzyły w euroazjatycką płytę tektoniczną, jednak ich 8-tysięczne szczyty wypiętrzyły się dopiero 2 mln lat temu. I rosną nadal, szybciej niż erodują skały, z których są zbudowane. Jeśli mierzyć czasem geologicznym, życie w Himalajach jest jak jazda windą.
Z około 25 najwyżej położonych dróg świata 20 jest w Tybecie. Nawet po tygodniu pobytu tutaj płuca desperacko łakną tlenu
Zza zakrętu wyłania się jezioro, za nim białe szczyty i oślepiające białością chmury. Przestrzeń jest zbyt szeroka, by ująć ją na pojedynczym zdjęciu, za duża też, by objąć ją rozumem. Przydrożna tabliczka informuje: 5230 m n.p.m. Z około 25 najwyżej położonych dróg świata 20 jest w Tybecie. Nawet po tygodniowym pobycie tutaj płuca desperacko chwytają każdą dawkę tlenu.
Imiennicy Dalajlamy
Jednak teraz to nie brak tlenu zapiera dech w piersiach, lecz górujący nad Lhasą pałac Potala z jego tysiącem komnat. Pielgrzymi okrążąją go trzykrotnie zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara wierząc, że pomoże im się to odrodzić w lepszym przyszłym życiu.
Chińczycy uznali tybetański buddyzm za wsteczny, a jego zwierzchnika Dalajlamę, który opuścił kraj w 1959 r., za separatystę i przekształcili jego siedzibę w muzeum. Nie wolno tu pokazać nawet zdjęcia Jego Świątobliwości. Na przekór temu naszego przewodnika rozpiera duma – nie dlatego, że ma na imię jak pierwszy zdobywca Everestu Tenzing Norgay, lecz dlatego, że jest imiennikiem Dalajlamy. Tenzin Gyatso – tak brzmi imię zwierzchnika tybetańskich buddystów, co oznacza Ocean Mądrości.
Przewodnik Tenzin jest pewien, że duch Dalajlamy stale gdzieś się tu unosi, „nie jesteśmy idiotami, nie okrążamy muzeum, lecz świątynię”. W dolinie Lhasy swój początek bierze rzeka Yarlung Tsangpo, która nie bacząc na meandry polityki chińsko-indyjskiej płynie na wschód, by w Indiach przybrać nazwę Brahmaputra. Indus także wypływa stąd, i Jangcy, i Żółta Rzeka – Tybet zaopatruje w wodę połowę ludzkości.