auto motor i sport
Na szczecińskim brzegu BMW 330i prezentuje się skromnie. Potężne okręty, ociężałe barki, panorama stoczni i masywne budynki Bulwaru Chrobrego przytłaczają każde auto. Z przycumowanych do nabrzeża statków-restauracji połypują tylko oczy załogi i obsługi. Nie patrzą na mnie, patrzą na „beemkę”. Nie jest to duża limuzyna. Sprawia wrażenie przyzwoitej, starszej damy, ale wystarczy sięgnąć do dźwigni automatycznej skrzyni biegów, żeby zmienić zdanie. Jej kształt przypomina łeb kobry spłaszczony od uderzenia. Ustawiasz ją na jazdę, wciskasz gaz i wiesz, że nigdy nie będziesz chciał wysiąść z tego samochodu. Moja bestia ma 272 KM, ale istnieje wersja M z 420-konnym silnikiem. Kiedy wciskałem pedał gazu, przypominała mi się uparcie piosenka dwóch nastolatek „Nas nie dogoniat”. Co śpiewa facet w M-trójce?

Bulwary Szczecina – budowane nie tylko na wzór paryski, ale mające tego samego twórcę (Georgesa Haussmanna) – to właściwe miejsce na taki samochód. Ale niewiele dziś w Szczecinie zostało z Paryża Północy. Miasto zmienia się zbyt powoli, jakby wisiała nad nim klątwa. Nadzieja miasta pojawiła się po międzynarodowych regatach żaglowców Tall Ships Races, kiedy przyjechało blisko 2 mln gości. Ja ruszam na trasę w kierunku Świnoujścia, krajową trójką, która na tym odcinku prawie zasługuje na nazwę drogi ekspresowej S3. Jako element międzynarodowej drogi E65 to nieskrępowane granicami (dzięki Bogu za Schengen!) połączenie szwedzkiego Malmoe z kreteńską Chanią. Na razie jednak to polska droga nr 3 – mówią ubytki w asfalcie i źle wyprofilowane zakręty. W zakręty BMW wchodzi z taką łatwością, że zapominam o istnieniu siły odśrodkowej.

W Wolinie odcinek drogi oznaczony już S3 – fragment obwodnicy z nowoczesnym mostem, z którego patrzę na panoramę legendarnej stolicy państwa Wolinian. Kiedyś to był największy port na Bałtyku, wspominali o nim kronikarze arabscy z X wieku, znali handlarze z Bizancjum a łupili wszyscy, którzy mieli odwagę. Na Wzgórzu Wisielców widać kilkadziesiąt mogił z wczesnego średniowiecza. Z samego szczytu, gdzie dokonywano egzekucji, patrzą w kierunku samochodu mężczyźni z dużej grupy turystów. Ich małżonki nie mogą zrozumieć, skąd ten nagły brak zainteresowania kurhanami. Nie zauważyły, że właśnie złożyłem dach i można podziwiać z góry urodę kabrioletu. Dach składa się i rozkłada szybciej niż Jolanta Kwaśniewska zakłada kapelusz. Ale złożony ujawnia smutną prawdę o bagażniku – miejsce obliczono na tuzin kart kredytowych i malutką walizeczkę.
![]() |
![]() |
Komentarze