Pożar zaczął się od wiązki przewodów w komorze silnikowej. Samochód udało się ugasić, ale cały przód został nadpalony. Pojazd miał pięć miesięcy. Właściciel wykorzystał uprawnienia przysługujące mu jako konsumentowi, powołał się na niezgodność towaru z umową i domagał się wymiany auta na nowe. Przedstawił opinię rzeczoznawcy, że wada samochodu istniała w chwili jego wydania i że nie było w tym żadnej winy użytkownika. Sprzedawca początkowo chciał naprawiać auto, ale potem uznał żądanie właściciela. Sprawa zakończyła się ugodą, nie trzeba było angażować w to sądu. To pozytywny przykład i oby takich więcej.
Każdy kto kupował fabrycznie nowe auto z pewnością pamięta, jak sprzedawca zachwalał gwarancję. Dwa lata co najmniej, w przypadku wielu marek trzy, a nawet pięć (niektóre Hyundaie, Isuzu) albo i siedem (Kia). Jednak jesteśmy gotowi założyć się, że nikt z salonu nie wspomniał ani słowem o uprawnieniach wynikających z niezgodności towaru z umową (nabywcy nieprowadzący działalności gospodarczej), czy rękojmi (samochód na firmę). Jest to temat niewygodny dla dealerów i importerów, bo te uprawnienia są korzystniejsze dla nas – kupujących.
Gwarancja to dobrowolne oświadczenie producenta (w niektórych przypadkach – reprezentującego go dystrybutora), natomiast niezgodność towaru z umową oraz rękojmia wynikają wprost z przepisów polskiego prawa. Gwarancję stara się egzekwować większość kierowców, pozostałe dwa uprawnienia – niezgodność z umową i rękojmię – tylko nieliczni.
Naprawa albo wymiana na nowy
Jeżeli nabyliśmy nowy samochód jako tzw. osoba fizyczna, w celu niezwiązanym z działalnością zawodową lub gospodarczą, możemy powołać się na niezgodność towaru z umową (niektórzy prawnicy określają to jako rękojmię, jednak dla jasności będziemy mówili o „niezgodności towaru z umową”). My decydujemy, czego się wówczas domagamy od dealera: albo nieodpłatnej naprawy, albo wymiany samochodu na nowy.
Możemy uznać, że auto jest niezgodne z umową, gdy notorycznie się psuje albo gdy awarii uległ tak ważny podzespół jak silnik, czy tylny most. Towar musi nadawać się do celu, do jakiego jest zwykle używany, czyli samochód musi nadawać się do jazdy. Truizm, ale to podstawa roszczeń dotyczących niezgodności z umową.
Załóżmy, że chodzi nam o istotne usterki, związane ze skrzynią biegów, silnikiem, hamulcami itd. itp., o usterki uniemożliwiające bezpieczną eksploatację. Warto postarać się o opinię niezależnego rzeczoznawcy, który potwierdzi nasze zastrzeżenia. Złożenie reklamacji u dealera – najlepiej listem poleconym ze zwrotnym potwierdzeniem odbioru – może nastąpić w ciągu 2 lat od daty wyjechania nowym autem z salonu. Należy jednak reklamować jak najszybciej. Sprzedawcę powinniśmy powiadomić o usterce w ciągu 2 miesięcy od chwili jej stwierdzenia. Jeżeli więc wygadamy się w rozmowie z doradcą serwisowym, że trzy miesiące temu usłyszeliśmy zgrzyty w skrzyni biegów, będzie „po zawodach”. Reklamacja zostanie odrzucona z powodu przekroczenia 2-miesięcznego terminu. To wystarczający powód.
Ale to nie wszystko. W ciągu 6 miesięcy od wydania samochodu przez dealera prawo chroni nasze interesy. Istnieje wtedy domniemanie, że usterka istniała w chwili odbioru pojazdu. Sprzedawca musi nam udowodnić, że było inaczej. Po upływie owych 6 miesięcy sytuacja się odwraca i to na nas spada ciężar udowodnienia, że auto psuje się nie z naszej winy.
Po otrzymaniu reklamacji, wysłanej poleconym listem ze zwrotnym poświadczeniem odbioru, sprzedawca ma 14 dni, od daty odbioru listu, na ustosunkowanie się do naszego żądania. W praktyce czekamy ze trzy tygodnie. Gdy sprzedawca nie ustosunkuje się w 14-dniowym terminie, oznacza to, że uznał nasze żądanie. Niestety, spodziewajmy się raczej innego rozwoju sytuacji: odpowie w terminie, że nie mamy racji.