Internet, czyli setki tysięcy ofert
Najbardziej popularne serwisy z anonsami o sprzedaży samochodów z drugiej ręki to otomoto.pl, należący do Grupy Allegro - 240 tys. ogłoszeń; gratka.pl - 64 tys.; autotrader.pl - 49 tys.; dane z jednego dnia (auta osobowe). Bez mała wszystkie auta sprzedawane w Polsce są obecne w sieci. Niezależnie od tego, czy wystawia je handlarz importujący samochody z Zachodu, komis, prywatny właściciel, dealer, bank z windykacji czy towarzystwo leasingowe. Jedynie samochody sprzedawane przez komorników sporadycznie goszczą na stronach www. Są także egzemplarze stojące w państwach zachodniej Europy albo w USA i ściąga się je dopiero, gdy znajdzie się chętny.
Gorzej, że opis w ogłoszeniu często nie zgadza się ze stanem faktycznym pojazdu. I raczej żadna w tym wina portali, takie są zwyczaje handlarzy. Zasłanianie rejestracji ma uniemożliwić znalezienie tego samego egzemplarza na zachodnich stronach, bo wtedy okazałoby się, że nagle gdzieś stracił kilkadziesiąt, jak nie więcej, tysięcy kilometrów przebiegu. A sformułowania mające zachęcić do transakcji, z "bezwypadkowością" na czele, są tak nadużywane, że nie ma co nimi zawracać sobie głowy. Według niektórych sprzedających nawet poważne zdarzenia, o ile podłużnice nie wymagały prostowania, nie naruszają "bezwypadkowości" auta. Ba, jednym z trików jest podawanie numeru VIN, żeby przyszły nabywca mógł sprawdzić samochód. I rzeczywiście, wszystko gra, tylko że VIN nie dotyczy... sprzedawanego egzemplarza. Oferujący auto liczy, że w zamieszaniu związanym z kupnem i sprzedażą może nie każdy będzie porównywał VIN-u z ogłoszenia z tym, jaki faktycznie ma auto.
Ceny wywoławcze są w internecie wyższe o 10-15 procent od transakcyjnych. W przypadku ogłoszeń prasowych różnice są mniejsze, przeważnie do 10%.
Właściciel, czyli wyprawa po jedną sztukę
Przeważnie w ten sposób kupuje się samochody, które jako nowe wyjechały z polskich salonów, bezwypadkowe, z pełną historią serwisów i napraw. Nie bądźmy pesymistami, tego rodzaju okazy istnieją. Posiadacz takiego auta nie będzie jeździł nim po giełdach - w ogóle giełdy odradzamy, to targi starzyzny - czy wstawiał do komisu zawalonego pojazdami z Zachodu. Poczeka na zainteresowanych w domu. Samochód będzie droższy co najmniej o kilka procent w porównaniu z "czterema kółkami" importowanymi z Zachodu, ale warto dać więcej za pewny egzemplarz.
Oczywiście właściciele sprzedają także auta starsze, które przeszły przez niejedne ręce. Główna uciążliwość dla kupującego - jeśli ogłoszenie było przesadzone i samochód okaże się niewart zainteresowania, to czasami cały dzień zmarnowany na podróż.
Komis, czyli import z zachodu
Część właścicieli komisów sprowadza auta z zagranicy, ewentualnie współpracuje z handlarzami. Nie bądź więc zdziwiony, że niejeden komis przypomina oferty internetowe, tyle że w "realu". Z daleka (i w komputerze) ładnie, pięknie, ale już pobieżne oględziny mogą zniechęcić. Podniszczone wnętrza, popękana szpachla na blaszanych elementach, niekompletna dokumentacja. O prawdziwość stanu licznika już nie pytamy - tacy naiwni nie jesteśmy. Tak zwana korekta przebiegu to dla nieuczciwego sprzedawcy wydatek od 60 zł, do 400 zł w skomplikowanych przypadkach. A skręcenie liczników w kilku autach kosztuje mniej od sztuki.
Rzecz jasna są różne komisy. Nie wszystkie handlujące sprowadzanym towarem należy omijać. Istnieją takie, które nastawiły się na samochody z polskiej sieci dealerskiej. Poziom oferty jest naprawdę wysoki. Trafiają się w nich egzemplarze importowane prywatnie, ale jako uzupełnienie oferty.
Komis u dealera, czyli prawie salon
Samochody kupione jako nowe u krajowych dealerów nierzadko trafiają do dealerów (niekoniecznie tych samych) jako używane. Ktoś oddaje stary samochód w rozliczeniu i w tym samym salonie kupuje nowy. Podobnie jak w przypadku najlepszych komisów, auta sprowadzane zza granicy na pewno w komisach dealerskich nie dominują. Zazwyczaj na placu stoją samochody tych marek, na które dealer ma autoryzację. Jakby nie patrzeć, kupujesz w profesjonalnym salonie, korzystasz z kredytów i ubezpieczeń niewiele mniej atrakcyjnych, niż te oferowane na zakup nowego auta. Ale nie ma nic darmo, takie samochody kosztują więcej, niż nabywane bezpośrednio od pierwszych właścicieli.
W przypadku niektórych marek można w salonach kupić używane - zazwyczaj nie starsze niż roczne - zadbane samochody oficjalnie sprowadzone z Zachodu. Są to auta wykorzystywane na przykład przez pracowników koncernów, ale także wzięte z wypożyczalni. Najwięcej takich pojazdów ma BMW w ramach programu Premium Selection, a z mniej prestiżowych Peugeot - Używany Gwarantowany. Są wśród nich również auta z polskich salonów.
Inni importerzy również prowadzą programy sprzedaży pojazdów z drugiej ręki, z reguły z polskiego rynku, z pełną historią serwisową, o przebiegu poniżej 120-150 tysięcy kilometrów, poddanych dokładnemu sprawdzeniu. Możesz więc znaleźć na placu samochody z programu i spoza niego, mniej zadbane. Przykłady: Audi Select Plus, Fiat (oraz Alfa Romeo, Lancia) Autoexpert, Opel G2, Renault Samochody Używane, Skoda Sprawdzone Auto, Toyota Pewne Auto, Volkswagen Select, Volvo Selekt.