Jacek Gnoiński - kierownik działu analiz rynku Info-Eksperta - jest jednak przekonany, że transatlantycki handel ruszyłby znowu, gdyby dolar spadł poniżej 3 zł. Zdaniem Bogdana Górnika - współwłaściciela warszawskiej firmy Auto Tim, zajmującej się sprowadzaniem aut zza Oceanu - pożądany kurs "zielonego" to 2,60-2,80 zł. Obecnie, jeżeli już opłaca się je importować, to głównie drogie i bardzo drogie - jak Porsche Cayenne i Panamera, Mercedes ML i GL, BMW X6, Infiniti FX, zazwyczaj jako demonstracyjne z salonu. Co ciekawe, wśród tych rarytasów nie widać ani jednego modelu typowo amerykańskiego. Wszystkie wymienione to auta marek niemieckich i japońskich, dostępne także w polskich salonach.
Jacek Zastawny z Grudziądza (woj. kujawskopomorskie), prowadzący firmę Amer-Auto, uważa że nie ma obecnie sensu sprowadzanie pojazdu kosztującego w Polsce, po opłatach, mniej niż 100 tys. zł. Oznacza to, że trzeba interesować się egzemplarzami za co najmniej 15-17 tys. dolarów.
W przypadku Niemiec czy innych bliskich krajów można próbować kupić auto samemu. Wycieczka do Ameryki jest dużo droższa, dłuższa, no i trzeba mieć wizę. Dlatego często lepiej zdać się na pośredników, mających rozeznanie w amerykańskim rynku, współpracujących z tamtejszymi sprzedawcami. Jak można wyczytać na internetowej stronie jednego z nich, prowizja, zależna od ceny auta w Stanach, wynosi od 2500 zł netto (3075 zł brutto) do 7000 zł netto (8610 zł bruto). Najczęściej trzeba dać 4500 zł netto (5535 zł brutto). Cena uwzględnia dostawę towaru pod dom, z papierami, takimi jak rachunek/faktura za auto, akt własności (Certificate of Title), faktura za transport morski, dokumenty poświadczające opłacenie cła, akcyzy, VAT-u. Resztę formalności związanych z rejestracją trzeba załatwić samemu.
Źródła używanych aut to komisy dealerskie, aukcje, ogłoszenia prywatnych osób. Najlepsze i najdroższe zarazem są egzemplarze od dealerów. Dostęp do aukcji mają zazwyczaj tylko zarejestrowane w USA firmy trudniące się obrotem używanymi autami. Właśnie z nimi współpracują polscy prywatni importerzy. Samochody z aukcji są tańsze, bo po pierwsze zazwyczaj po stłuczkach albo (odpukać!) po powodziach, zaś po drugie nierzadko kupowane hurtowo, po kilka sztuk. Z kolei prywatni sprzedawcy to cenne źródło aut nietypowych czy wręcz zabytkowych, powyżej 25 lat.
POLICZ WSZYSTKO...
...i to starannie. M.in. koszty transportu lądowego po USA - 1-1,2 dolara za 1 milę (1,609 km); zazwyczaj około 500 USD, gdyż żaden pośrednik nie będzie się fatygował po auto dalej niż 400-500 mil. Transport morski zależy od portu przeznaczenia (Gdynia drożej, Bremenhaven taniej) i od tego czy w kontenerze zostaną upakowane dwa czy trzy automobile. To wydatek od 1200 do 1700 USD. Opłata portowa wynosi 400 euro względnie 1700 złotych. Do tego dochodzą wysokie należności celne, czyli 10% cła, 18,6% akcyzy (3,1%, przy pojemności do 2.0), a na to wszystko na koniec 23% VAT-u. I jeszcze prowizja pośrednika. Wyliczenia dotyczące trzech samochodów prezentujemy w ramce. "Amerykańska" cena rośnie nawet ponad 90 procent i przy drogim dolarze nie ma zysku. Tym bardziej że roczne czy niespełna dwuletnie auta z polskich czy europejskich salonów szybko tracą na wartości i stają się bardzo konkurencyjne cenowo wobec "amerykańskich".