Używane z pewnego źródła

Chcesz kupić samochód z drugiej ręki – niezbyt stary, o niskim przebiegu i z udokumentowaną przeszłością? Podpowiadamy gdzie takich aut szukać.  

Używany samochód możesz kupić w kraju z trzech najpopularniejszych źródeł: u dotychczasowego właściciela, w salonie, czyli komisie dealerskim oraz w zwykłym komisie. Dla umiarkowanych ryzykantów, bo jazda próbna jest wykluczona, istnieją licytacje komornicze, aukcje samochodów poleasingowych i z windykacji bankowej. Dla ryzykantów, i to naiwnych, są zakupy na giełdach, które odradzamy, bo giełdy przekształcają się w składnice złomu. Na popularnych portalach aukcyjnych również zdaje się dominować podobny towar. Sprawdziliśmy, gdzie szukać, żeby się nie naciąć.

Sieć bajerów
Internet. Tutaj są tylko informacje. Znajdziesz w nim wzmianki o samochodach stojących u właścicieli, w różnych komisach, czy czekających na aukcje.

Zalety „netu” wyrecytuje każde surfujące w nim dziecko – dostęp prawie zawsze i prawie wszędzie, ogromna ilość ogłoszeń, możliwość szybkiego wyszukania aut o takich cechach, na jakich Ci zależy. W przypadku popularnych marek i modeli liczba ofert na gratka.pl czy otomoto.pl idzie w tysiące – samych Passatów, różnych generacji, na otomoto.pl bywa prawie 10 tysięcy! Jednak wskazana jest ostrożność. Przede wszystkim z winy handlarzy, często właścicieli komisów, niewiele znaczą w internetowych ogłoszeniach takie pojęcia jak „bezwypadkowy”, „pierwszy właściciel”, „kupiony w polskim salonie”, „serwisowany w ASO”. Wybierz takie pozycje w wyszukiwaniu szczegółowym, a przekonasz się szybko, co może się za nimi kryć.

W żargonie handlarzy „bezwypadkowy” oznacza egzemplarz, w którym nie zostały pogięte podłużnice i nie wyleciały szyby. Inne, mniejsze uszkodzenia nie liczą się, nadal auto uchodzi – ich zdaniem – za bezwypadkowe. „Pierwszy właściciel” często jest utożsamiany z pierwszym właścicielem w Polsce, a nie właścicielem w ogóle. „Kupiony w polskim salonie” – to hasło-wabik. Uważna lektura wielu ogłoszeń może zirytować.

Samochód reklamowany jako „kupiony w polskim salonie” kilka linijek dalej opisywany jest jako sprowadzony zza granicy. Nic dziwnego, że otomoto.pl, na którym dominują samochody sprowadzane, zrezygnowało z kategorii „kupiony w polskim salonie”. Z kolei „serwisowany w ASO” wcale nie oznacza, że aż do chwili wystawienia do sprzedaży. Nastaw się raczej, że jeśli auto jest z 2009 r., a gwarancja trwała dwa lata, to przez ostatnie trzy lata ASO nie oglądało.

Są jeszcze teksty takie, jak „auto od kobiety”, „jeździł starszy pan”, „bez wkładu finansowego”, „jedyny taki”. Traktuj tego rodzaju deklaracje, zwłaszcza dwie ostatnie, z przymrużeniem oka. Nie deprecjonujemy Internetu. Po prostu nie ufaj ślepo sprzedającym, którzy w Internecie fantazjują jeszcze bardziej niż w „realu”. Nie licz też, że trafi Ci się w Internecie okazja. Wszak pracownicy wielu komisów przeszukują sieć codziennie z zawodowego obowiązku i mało prawdopodobne, że przegapią coś atrakcyjnego, co będzie czekało akurat na Ciebie.

Kupujesz od właściciela (nie-handlarza)
plus możliwość dokładnego obejrzenia auta i wszystkich dokumentów
plus w wielu przypadkach to pierwszy posiadacz, który odebrał samochód w polskim salonie
plus spore możliwości negocjacji, elastyczność cenowa sprzedającego
minus tylko jedno, konkretne auto w ofercie o konieczność (niekiedy) dłuższych wyjazdów
minus brak wsparcia w uzyskaniu korzystnego kredytu i ubezpieczenia

Kupujesz w komisie u dealera
plus często możesz porównać używane auto z fabrycznie nowym
plus sprawdzona historia serwisowa, w większości przypadków
plus komfortowe warunki transakcji
minus stosunkowo wysokie ceny
minus zazwyczaj niewielka możliwość negocjacji
minus ograniczony (niekiedy) wybór do kilku zaledwie marek

Do właściciela
Zakup u dotychczasowego posiadacza jest godny rekomendacji, o ile w ten „podstępny” sposób nie sprzedaje handlarz. Nie ma pośpiechu, możesz spokojnie obejrzeć i auto, i jego papiery, i samego właściciela – gdzie i jak mieszka, czy ma porządek, czy posiada inne wehikuły i jakie. Jeżeli zauważysz rażące kontrasty, na przykład dom wychuchany, a zaniedbany samochód, to tym gorzej dla przyszłego właściciela auta. Jednak zdecydowanie częściej trafisz na egzemplarz dobrze utrzymany, z pełną historią serwisową. Swego rodzaju odmianą zakupu u właściciela jest kontakt z fanem określonej marki czy modelu, nawiązany poprzez internetowe fora. Zazwyczaj takie samochody są stuningowane, przynajmniej optycznie, brały udział w zlotach. Jeżeli odpowiadają Ci takie klimaty, możesz zastanowić się nad kupnem.

Tak czy inaczej, jazda próbna z właścicielem nie ograniczy się do rundki wokół trzepaka, pokonasz co najmniej kilka kilometrów. Negocjacje przy kawie mogą doprowadzić do korzystnego upustu. Sprzedającemu żal przecież wypuszczać z domu klienta, który przebył pół Polski, aby zobaczyć auto.

Właśnie – konieczność dłuższego wyjazdu to podstawowy minus. Stracisz cały dzień, a obejrzysz jeden samochód, może dwa. A jeżeli właściciel nie był fair i nazmyślał w ogłoszeniu, może Cię zniechęcić już pierwszy rzut oka na przedmiot ewentualnej transakcji.

Nie spodziewaj się podpowiedzi dotyczących kredytu, czy ubezpieczeń, o to musisz postarać się sam. Kredytowanie samochodu sprzedawanego przez prywatną osobę jest oczywiście możliwe, ale bywa bardziej kłopotliwe (formalności) i z reguły droższe niż kredyt na zakup w komisie.

Do dealera
Zakup w komisie dealerskim to drugi sposób, który gorąco polecamy. Z reguły w komisie przy salonie Renault znajdziesz Renault, przy salonie Volkswagena znajdziesz Volkswageny itd. Najlepiej, jeżeli są to egzemplarze, które wracają do dealera po pierwszym użytkowniku, a takie powroty zdarzają się coraz częściej. Zaletą kupowania u dealera jest możliwość porównania używanego z nowym, o ile nie nastąpiła zmiana generacji. Równie ważne jest sprawdzenie na miejscu historii serwisowej auta.

Możesz też nabyć u dealera używane samochody innych marek, niezwiązanych z tą dominującą w salonie. Auta z prywatnego importu zdarzają się, ale jest ich mniej niż w „normalnych” komisach. Ogólnie wybór jest jednak skromniejszy niż w dużych, profesjonalnie prowadzonych komisach. Tak czy inaczej, kupujesz w salonie, w komfortowych warunkach, możesz korzystać z całej oferty kredytów i ubezpieczeń. W razie wykrycia wad auta, dealer jest dobrym adresem do składania roszczeń z tytułu niezgodności towaru z umową. Raczej nie zwinie interesu z dnia na dzień, jak niejeden komis, a w razie gdyby robił trudności, zawsze możesz poskarżyć się na niego u importera.

Tak pięknie? Nie do końca. Biznes to biznes i wielu właścicieli salonów pragnie zarobić nie tylko na autach nowych ale i na używanych, niechętnie więc opuszczają ceny. Tak więc używane u dealerów są przeważnie drogie.

Kupujesz w komisie
plus są punkty wyspecjalizowane w autach z polskich salonów
plus duży wybór, różne marki i modele
plus możliwość preferencyjnych kredytów i ubezpieczeń o dużo samochodów sprowadzonych z Zachodu, o nieznanej dokładnie historii
minus część komisów wykręca się od odpowiedzialności za niezgodność towaru z umową
minus często słaba ekspozycja: auta ciasno ustawione, pod chmurką

Do komisu
Komisy można polecić, ale nie wszystkie. Bywają przydomowe punkty z kilkoma smutnymi okazami ściągniętymi z Zachodu, wrastającymi w glebę, a na drugim końcu skali znajdują się przedsiębiorstwa nastawione na auta kupione u polskich dealerów. Niektóre można nawet określić jako salony z używanymi autami. Przynajmniej część samochodów jest w nich eksponowana pod dachem, zaś propozycje kredytów, leasingów i ubezpieczeń nie ograniczają się do jednego czy dwóch towarzystw. Generalnie komisy oferują wiele marek i modeli. Zostawienie w rozliczeniu dotychczas używanego pojazdu i dopłata do kupionego z komisu – nie powinny być problemem.

Są i wady – np. część komisów, gdy dzieje się coś niedobrego z autem (niezgodność towaru z umową) odsyła do poprzedniego właściciela samochodu. Jednak renomowane komisy biorą odpowiedzialność na siebie, a później ewentualnie dochodzą roszczeń od poprzedniego właściciela. Rada jest taka – zapytaj w komisie, do kogo zwrócić się w razie stwierdzenia niezgodności towaru z umową. Jeżeli usłyszysz, że do komisu, jest OK. Jedna ważna uwaga – gdy w chwili kupna wiedziałeś o pogiętym błotniku, czy niedziałającej klimatyzacji, nie możesz tego reklamować.

Druga wątpliwa kwestia to fakt, że niektórzy właściciele komisów obracają głównie towarem z prywatnego importu, czasami ściąganym przez siebie. To po prostu handlarze. Ekspozycja wielu aut pozostawia sporo do życzenia – pojazdy są ciasno upchnięte, trudno dokładnie je obejrzeć.

Stan techniczny do reklamacji
W umowach kupna–sprzedaży często widnieje taka mniej więcej formułka: „Kupujący oświadcza, że jest mu znany stan techniczny pojazdu i w związku z tym nie będzie występował do sprzedawcy z roszczeniami z tego tytułu”. Takie postanowienie jest nieważne, jeżeli dotyczy wad, o których kupujący nie wiedział lub, oceniając rozsądnie, nie mógł się dowiedzieć. Niezgodność towaru z umową można reklamować przez 2 lata. Jeśli przedmiotem umowy jest używany samochód, strony umowy mogą ten termin skrócić do minimalnie 1 roku. Kupujący na takie skrócenie nie musi się zgodzić – podkreśla Łukasz Kojara z kancelarii radcowskiej Chmaj i Wspólnicy w Warszawie.

Gdy przed upływem sześciu miesięcy od chwili zakupu stwierdzisz, iż auto nie odpowiada podanemu przez sprzedawcę opisowi (np. zużyta skrzynia biegów), domniemywa się, że owa niezgodność towaru z umową istniała w chwili jego wydania. Oznacza to, że sprzedający będzie musiał wykazać, że nie masz racji, że Twoje twierdzenie o wadzie samochodu jest nieprawdziwe. Ale istnieje też taki warunek: sprzedawcę powinieneś powiadomić o usterce w ciągu dwóch miesięcy od chwili jej stwierdzenia. Gdy spełnisz ten warunek, domagaj się nieodpłatnej naprawy, czyli na koszt sprzedającego. Gdyby naprawa okazała się niemożliwa lub wymagała nadmiernych kosztów (np. w aucie powypadkowym), możesz następnie domagać się od sprzedającego obniżenia ceny albo odstąpienia od umowy – oddajesz mu samochód, on zwraca Ci pieniądze.

Do komornika
Publiczne licytacje komornicze to mało popularna forma zakupu używanego auta. Samochód kupiony od komornika nie jest obciążony żadnymi zastawami, kredytami itp. Nabywasz auto „czyste” pod względem prawnym i nikt nie może rościć do niego jakichkolwiek pretensji. Informacje o licytacjach są oczywiście w Internecie. Wpisawszy w wyszukiwarkę „licytacje komornicze”, znajdziesz i darmowe, i płatne strony z obwieszczeniami komorników o licytacjach. Licytacje odbywają się w kancelariach komorniczych, ale również u dłużników lub u tzw. dozorców ruchomości. Uwaga – niektóre licytacje „wiszą” tylko w gablotach ogłoszeń sądów. Obwieszczenia w wielu wypadkach nie podają nazw modeli (!), pojemności silników, wyposażenia. Przebieg nigdy się nie pojawia, ale czasami obwieszczenie zawiera numer VIN.

Podczas pierwszej licytacji cena wywołania wynosi 75% tzw. wartości szacunkowej. Wartość tę ustala komornik lub wezwany przez niego biegły. Zazwyczaj odpowiada ona rynkowym notowaniom z katalogów Eurotaxu albo Info-Eksperta. Jeżeli pierwsza licytacja nie doprowadzi do transakcji, podczas drugiej cena wywołania to tylko 50% wartości szacunkowej. Można więc niekiedy nabyć niezłe auto za niewiele więcej niż połowę rynkowej ceny. Jednak komornicy sprzedają dużo egzemplarzy wiekowych, z roczników 1993–2000. Trafiają się, owszem, ciekawsze okazy – jak trzyletnie Mitsubishi Outlander 2.0 Invite z ceną 48 450 zł (wartość szacunkowa 64 600 zł, notowanie rynkowe 64 000 zł wg Info-Eksperta), czy czteroletni Mercedes Viano za 60 000 zł (wartość szacunkowa 80 000 zł, notowania rynkowe ponad 80 000 zł).

 

Minimalna wysokość tzw. postąpienia nie jest określona, wygrywa ten, kto da najwięcej. Nie obowiązuje wadium, ale warto mieć ze sobą co najmniej 20% przewidywanej, wylicytowanej ceny. Bo minimum 20% należy uiścić na miejscu, resztę trzeba wpłacić do godz. 12 następnego dnia. Nie ma więc czasu na szukanie kredytu, pieniądze trzeba mieć w kieszeni bądź na koncie. Samochód możesz obejrzeć tak na pół godziny przed licytacją albo poprzedniego dnia. I to właśnie największy mankament – tylko obejrzeć. Żadnej jazdy próbnej. Tak więc o stanie technicznym nie wiesz właściwie nic. Ba, jeżeli dłużnik zrobił na złość i nie oddał kluczyków do auta, komornik może zlecić otwarcie drzwi, na koszt dłużnika oczywiście. Po wygraniu licytacji musisz wpierw dorobić kluczyk mając na wzór tylko zamek. Ale nie martw się, wiele zakładów zajmujących się kluczami poradzi sobie.

Kupujesz od komornika na licytacji
plus na pewno nie ma wad prawnych
plus atrakcyjnie niskie ceny
plus zazwyczaj niewielka konkurencja ze strony innych kupujących
minus brak jazdy próbnej
minus często zły stan techniczny, brak kluczyków
minus trzeba mieć przygotowaną całą kwotę, za którą chcesz kupić auto
Kupujesz poleasingowe auto na aukcji
plus duży wybór wśród podobnych modeli
plus dokładne opisy w Internecie, ze zdjęciami uszkodzeń
plus przebieg dobrze udokumentowany, choć przeważnie spory
minus część aukcji tylko dla firm
minus brak jazdy próbnej
minus trzeba mieć przygotowaną całą kwotę, za którą chcesz kupić auto

Aukcja poleasingowa
Wyobraź sobie plac, a na nim 50 niemal takich samych Fordów Focusów, Opli Astr, Skód Octavii, które będą wystawione na aukcję. Skończył się im leasing bądź wynajem długoterminowy, zazwyczaj nie mają więcej niż trzy lata, a ich udokumentowany pieczątkami z serwisów przebieg wynosi ponad 100 000 km. Auta przygotowane do aukcji poleasingowych są opisane w Internecie zdecydowanie staranniej niż te od komorników.

Oprócz tekstu zazwyczaj są zdjęcia uszkodzonych zderzaków, błotników itp. W niektórych aukcjach możesz uczestniczyć za pośrednictwem Internetu. Główną wadą z punktu widzenia prywatnej osoby okazuje się to, że część aukcji jest zarezerwowanych dla firm, i to tylko dla firm handlujących używanymi samochodami. Inne wady to brak jazdy próbnej, niektóre egzemplarze w złym stanie albo/i bez kluczyków. Trzeba mieć przygotowane pieniądze – po pierwsze na wadium wynoszące przeważnie 10%, po drugie, na zapłatę reszty kwoty w ciągu kilku dni. Niektóre auta są sprzedawane razem po dwie–trzy sztuki, nie można dostać ich osobno.

Z windykacji
Jeżeli stany liczników samochodów poleasingowych przekraczające „100” uważasz za zbyt wysokie, rozejrzyj się za autami podobnego rodzaju, z windykacji, czyli zabranymi przez banki za zaległości kredytowe. Są sprzedawane na aukcjach, ale częściej bez aukcji, przez wyspecjalizowane w tym firmy, tak jak w komisie. Trafiają się wśród nich egzemplarze o niewielkim przebiegu. Ale z drugiej strony ich stan techniczny może okazać się różny. No bo jak ktoś wiedział, że bank za kilka miesięcy i tak zabierze, to już nie dbał o samochód.

Zobacz również:
REKLAMA