Zdarzały się w historii rewolucje robiące znacznie większy zamęt. Do tej doszło niepostrzeżenie – 20 lat temu, na 31. stronie listy wyposażenia BMW 7 pojawiła się pozycja „system nawigacji”. Za 6900 marek (to mniej więcej równowartość dzisiejszych 10 tys. zł) sprzedawano wkomponowane w tablicę rozdzielczą urządzenie, wcześniej znane najwyżej wśród nerdów (nawet jeśli to słowo wtedy nie istniało). Opracowany przez Philipsa system Carin (Car Information and Navigation) zachwycił kierowców od razu – w każdym razie tych, którym dane było na żywo przekonać się o jego zaletach.
Kury wieją spod kół
Ukryty w bagażniku BMW „siódemki” CD-ROM był wykorzystany mniej niż w 20 procentach, ale nawigacja dzielnie wskazywała drogę na kolorowych mapach, wydając komendy mechanicznym głosem. Mercedes rok później odparł atak konkurenta, aplikując Klasie S prostą nawigację wskazującą strzałkami kierunek jazdy. Mapa pojawiła się dopiero w 1998 r. w kolejnym modelu (W220). Perspektywa spotkania z BMW „siódemką” i jej nawigacją sprzed dwóch dziesięcioleci mocno nas podekscytowała.
Już po kilku minutach widać wyraźnie – model serii E38 wciąż dobrze prezentuje się na ulicy i nie rzuca w oczy, za to po systemie Carin od razu znać, że bardzo się postarzał. Obraz usiany pikselami, ekran w formacie 4:3 przypomina monitor starego telewizora, a utrzymane w brązowych barwach menu przywodzi na myśl gry z czasów Commodore 64: „Space Taxi” czy „Pitstop”. Żeby cokolwiek obliczyć, Carin potrzebuje czasu – ustalenie trasy między miastami zajmuje mu dwie minuty. Gorzej! Jeśli jadąc przez centrum przegapisz właściwy zjazd, najlepiej od razu się zatrzymaj. Zanim komputer obliczy nową trasę, upłynie tyle czasu, że miniesz kolejne skrzyżowania, na których mógłbyś skorygować kurs. A przecież system zamontowany w naszym egzemplarzu „Beemki” swego czasu zaktualizowano.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Nasza historyczna BMW „siódemka” ma stylowy sprzęt z kasetą w roli nośnika muzyki. Menu komputera utrzymane w staromodnych brązach, ale nawigację obsługuje się łatwo | Smartfon ma mniej więcej taki rozmiar jak poczciwa kaseta sprzed lat, tyle że w jego pamięci mieszczą się tysiące utworów. Pokrętło systemu iDrive pełni też funkcję touchpada |
Jednak w połowie lat 90. większość kierowców korzystających z nawigacji musiała liczyć się z niespodziankami. Na mapach brakowało nie tylko pojedynczych ulic, ale całych miejscowości, trasy prowadziły przez środek wiejskich gospodarstw, a błądzące samochody siały postrach wśród biegających luzem kur. Kilka metrów przed celem podróży na mapach pojawiały się wirtualne przeszkody zmuszające do poszukiwania objazdu, tylko dlatego, że autorzy map zapomnieli połączyć dwa punkty. Gazety z lubością opisywały perypetie kierowców, którzy ślepo ufając nawigacji lądowali w rzece albo na schodach do metra.
Wraz z BMW 7 typ E38 rozpoczęła się era nawigacji w samochodzie.
W naszym BMW sprzed lat rozrzewnienie budzi wąski otwór znajdujący się obok ekranu. Był przeznaczony na kasety, które nazywano wtedy „kompaktami”, co ma sens tylko jeśli porównać je z płytami analogowymi.
Dzisiejsza młodzież też zna taki otwór – służy do odkładania iPhona, w którego pamięci mieszczą się utwory z 10 tysięcy tradycyjnych kaset. Audiofile zadawali sobie kiedyś mnóstwo trudu, by usunąć z taśmy wszystko, co zakłócało odbiór, spierali się, czy lepiej brzmią taśmy TDK czy Maxell i redukowali szumy, wykorzystując układy Dolby. W naszym BMW 7 sprzęt nosi oznaczenie Dolby-C i brzmi wciąż zaskakująco dobrze.
Otwór na kasetę oraz ekran znajdują się we wspólnej obudowie imitującej drewno. Świat analogowy i cyfrowy, przeszłość i przyszłość tworzą tu jedną całość. Ale właśnie od lat 90. na deskach rozdzielczych zaczynają się rozpychać coraz większe ekrany, radio samochodowe znika ze standardowej obudowy zgodnej z DIN i ląduje w różnych miejscach kokpitu.