HARDWARE
Co kilka sekund automat musi rozstrzygać, jak zachować się w konkretnej sytuacji drogowej. Żeby ją prawidłowo ocenić, auto musi dysponować rozbudowanym systemem czujników. W zasadzie są one do dyspozycji już dzisiaj, ale niektóre – na przykład laserowe – okazują się zbyt drogie, by można je stosować na dużą skalę.
Audi RS7 pędzi pełnym ogniem po torze Hockenheim, skrzynia żongluje przełożeniami, wykorzystując maksymalnie siłę napędową 560-konnego silnika, auto przyhamowuje najpóźniej jak się da, podskakuje na tarce wyznaczającej krawędź zakrętu. W tym samym czasie, dziewięć tysięcy kilometrów dalej, dwóch pasażerów w spacerowym tempie przemieszcza się dziwacznym pojazdem Google’a przez kalifornijską mieścinę Mountain View.
Trudno o większy kontrast, a jednak te dwie sytuacje coś łączy – ani w Audi, ani w samochodziku Google’a za kierownicą nie siedzi człowiek, auta poruszają się całkowicie samodzielnie. Wygląda to tak zwyczajnie, jakby dawno już pokonano wszelkie problemy wiążące się z masową przesiadką do automatycznych aut. Niestety im bliżej do tego celu, tym bardziej inżynierowie są świadomi przeszkód.
Auta automatyczne muszą mieć refleks lepszy niż człowiek
Czujniki nigdy się nie męczą
Dzięki systemom bezpieczeństwa, które można kupić jako dodatkowe wyposażenie, już dzisiaj auta teoretycznie mogłyby poruszać się samoczynnie po autostradach, mogłyby same zmieniać pas ruchu i w miarę bezpiecznie reagować na szybko zbliżające się z tyłu samochody. „W miarę bezpiecznie” to jednak za mało, na ulice takie auta wyjadą masowo dopiero, gdy będą reagowały równie sprawnie jak człowiek. Wtedy będzie można wykorzystać zalety techniki i jej przewagę nad człowiekiem. Choćby to, że czujniki równie dobrze „widzą” przeszkody w dzień jak w nocy, że nic nie jest w stanie odwrócić ich uwagi od drogi, że z wiekiem nie słabnie im „słuch”. I że nawet po dwunastu godzinach jazdy autostradą reagują z takim samym refleksem, jak tuż po rozpoczęciu podróży.
Akurat jeśli chodzi o same czujniki, to wiele już się udało osiągnąć. Stosowane dziś tempomaty dzięki radarowym czujnikom wiedzą, co dzieje się nawet 250 metrów przed samochodem i zostawiają kierowcy 10 sekund na reakcję (przy prędkości 100 km/h). Potrafią precyzyjnie określić odległość i prędkość innych pojazdów, mają tylko kłopot z odróżnieniem obiektów nieruchomych od tych, które się poruszają. Pieszy i kosz na śmieci stojący przy drodze to dla radarów to samo, nie „czytają” też linii na nawierzchni drogi. Tu przydają się kamery – rejestrują ostry obraz otoczenia i za pomocą software’u przeszukują go pod kątem konkretnych obiektów.
Laserowe skanery – dobre, ale drogie
Eksperci nie są zgodni, czy automatycznie poruszające się auta potrzebują laserowych czujników. Za ich sprawą powstaje trójwymiarowy obraz otoczenia, na którym widać ruchome obiekty i ich obrys. Mercedes S pokonał w 2013 roku około 100 km po zwykłej drodze, obywając się bez lasera, za to pojazd Google’a ma w wyposażeniu skaner lustrujący okolicę pod kątem 360 stopni. Dziwaczne urządzenie na dachu amerykańskiego automobila nie tylko nadaje mu wygląd UFO, ale kosztuje dziesiątki tysięcy dolarów, więc długo nie będzie produkowane seryjnie.
Z drugiej strony, jego cena zależy od liczby emitowanych promieni lasera, a tu Google poszedł na całość, wysyłając 100 promieni. Można jednak zastosować skromniejsze wersje, które nie będą przeczesywać całego otoczenia. Audi opracowało już takie urządzenie (wraz z firmami Valeo i Ibeo), zabezpiecza ono samochód przed uderzeniem z przodu i z tyłu, a kosztuje niecałe tysiąc euro.
Jednak nawet gdy czujniki będą perfekcyjne, nie oznacza to, że wszystko już działa jak należy. Bo rozpoznać obecność auta na sąsiednim pasie to jedna sprawa, a przewidzieć jego manewry to druga. Czy auto obok zacznie zaraz zmieniać pas czy może tylko dlatego lekko zboczyło z toru, bo kierowca rozmawia przez telefon? Komputerowy mózg automatycznego samochodu musi stale interpretować dane płynące z czujników i decydować – hamować, czy nie? Zamierzona zmiana pasa ruchu od tej wynikającej z roztargnienia różni się często tylko kątem pod jakim auto zbliża się do linii na jezdni. Ludzie doskonale potrafią to ocenić, ponadto widzą, że np. kierowca z pojazdu obok akurat nie patrzy na drogę, dlatego bezwiednie zjeżdża w bok.
Zanim samojeżdżące samochody masowo pojawią się na drogach, będą musiały interpretować wszelkie manewry z taką samą wnikliwością jak kierowca z krwi i kości. Automatyczne auta przejeżdżają dziś miliony testowych kilometrów, żeby ćwiczyć precyzyjne wzory zachowań.
Komentarze
auto motor i sport, 2015-03-13 09:40:06
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?