Bentley Bentayga V8 First Edition w najlepszym stylu łączy cechy, które od początku wpisane są w DNA marki – sport i luksus. W przypadku brytyjskiego SUV-a akcent przeniesiony jest jednak wyraźnie na zapewnienie najwyższego poziomu komfortu, a osiągi są niejako dodatkiem. Skądinąd bardzo przyjemnym, bo po wduszeniu prawego pedału ten blisko 2,5-tonowy kolos budzi się do życia i przy akompaniamencie bulgotu ośmiu cylindrów mocno wciska ciało kierowcy w niesamowicie wygodny fotel, w sprincie spod świateł dotrzymując kroku prawdziwie sportowym modelom.
Zamów e-wydanie magazynu "auto motor i sport" - teraz o 30% taniej!
Dołącz do nas na facebooku i bądź na bieżąco z motoryzacyjnymi newsami!
Bentley Bentayga – siła spokoju
Wróćmy jednak do początku. Testowy egzemplarz Bentaygi, w limitowanej wersji First Edition, odbieram z serca śląskiej aglomeracji – zlokalizowanego przy ruchliwej Drogowej Trasie Średnicowej salonu Bentley Katowice. Dzięki temu natychmiast doceniam kunszt twórców, którzy nie oszczędzali na jakości materiałów, w tym także wygłuszeniowych, bo po zajęciu miejsca i zamknięciu drzwi uderza mnie… absolutna cisza. Nie słyszę hałasu pędzących trzypasmową trasą samochodów, ba, nie słyszę nawet kolegi, stojącego na zewnątrz i próbującego przekazać mi jakieś informacje. Widzę tylko ruch jego ust. Odruchowo zaciągam się niezwykle przyjemnym aromatem najwyższej jakości skóry, który niebezpodstawnie nazwać można "zapachem luksusu". Tak dobrze pachnie tylko kilka samochodów na świecie.

Chcąc, nie chcąc, na moment wysiadam, żeby obejrzeć samochód dookoła, ale i tak minuta wystarczyła, żebym poczuł się lepiej. Wystarczyło zająć miejsce za kierownicą, moszcząc się w obszernym fotelu, musnąć dwukolorową kierownicę i delikatne, pikowane boczki drzwi, pod palcami czując wyłącznie materiały, które niczego nie udają – drewno jest tu drewnem, a metal – błyszczącym, zimnym metalem. A jeśli czasomierz, to oczywiście Breitling, z cyferblatem z masy perłowej. Swoją drogą, miękka i niezwykle przyjemna w dotyku skóra, której zapach czułem jeszcze długo potem na swoim ubraniu, pochodzi ze specjalnych hodowli bydła na północy Europy, gdzie trudniej jest o ukąszenia owadów, powodujące przecież powstanie blizn, a więc skaz na powierzchni skóry. Dbałość o szczegóły najwyższych lotów.

Wysiadając, wykorzystuję chwilę, by z zewnątrz przyjrzeć się SUV-owi, który nie tak dawno temu przeszedł solidny lifting, upodabniający go do modelu Continental GT. Zabieg ten wyszedł Bentaydze na dobre, bo potężny, mierzący ponad 5,12 metra SUV zyskał na lekkości dzięki wąskim, owalnym tylnym lampom i przeniesieniu przednich świateł nieco wyżej. Na najwyższe noty zasługuje przy tym wspomniana już dbałość o detale, bo tu nawet pod kloszami reflektorów kryje się najprawdziwszy kryształ, przywodzący na myśl zastawę używaną w eleganckich dworskich salonach podczas wystawnych przyjęć dla arystokracji.

To, w połączeniu z faktem, że nasz egzemplarz zarejestrowany był w mateczniku Bentleya – angielskim mieście Crewe na południu hrabstwa Cheshire – wpłynęło na decyzję godną angielskich lordów: ruszamy w drogę, w poszukiwaniu najlepszego miejsca na popołudniową herbatę (czytaj: sesję zdjęciową).

Będąc na południu Polski, nie musieliśmy długo szukać, a wybór padł na urokliwie położony Dwór w Sierakowie, powstały na początku XV wieku jako dwór szlachecki, który następnie przechodził przez ręce kolejnych właścicieli z możnych rodów, żeby po wojnie trafić na własność Skarbu Państwa i stać się sanatorium. Od roku 2006 natomiast obiekt przeżywa drugą młodość, bowiem po gruntownej renowacji, usunięciu śladów słusznie minionej epoki i przebudowie, przeprowadzonej pod troskliwym okiem obecnych właścicieli i pod kontrolą konserwatora zabytków, nie tylko utrzymał funkcję uzdrowiska, ale jest teraz hotelem z centrum spa oraz polecaną przez stowarzyszenie Slow Food Polska restauracją z barem w stylu szkockim. Lepszego miejsca znaleźć nie mogliśmy. Bentley Bentayga pasował tam idealnie, kiedy majestatycznie przemierzał szutrową drogę dojazdową, wiodącą przez rozległy bukowy park, zatrzymując się na żwirowym podjeździe, z którego roztaczał się widok na wszechobecną zieleń przystrzyżonych trawników. Po otwarciu drzwi natomiast, ciszę panującą wcześniej w kabinie przerwał miarowy stukot dzięcioła, ciężko pracującego na jednym z tysięcy drzew otaczających dwór.

Powyższy obraz może i brzmi idyllicznie, ale jest dokładnym odzwierciedleniem samopoczucia, w jakie wprawiła nas podróż Bentaygą ze Śląska aż do Małopolski. W tym samochodzie można po prostu odpocząć jak w najlepszym spa i zatapiając się w komfortowych fotelach, zregenerować siły po wyczerpujących biznesowych negocjacjach. Pneumatyczne zawieszenie ustawione w tryb komfortowy – jeden z ośmiu dostępnych – sprawia, że 2,4-tonowy SUV jakby unosił się kilka milimetrów nad drogą, połykając wszelkie nierówności lokalnych dróg bez informowania o tym kierowcy. A kiedy wyrwa okazuje się nieco za duża i 21-calowe koła uderzą w nią z impetem, na straży komfortu stoją genialne, bodaj najlepsze w swojej klasie fotele, dzięki którym plecy szacownych pasażerów odczują jedynie niewielką wibrację, łatwą do pomylenia z jednym z sześciu programów masażu – swoją drogą masażu bardzo skutecznego i przyjemnie relaksującego.
Komentarze