Nasze drogi jakie są każdy widzi. Tzn. jakie nie są albo jakich nie widzi. W sposób oczywisty nasuwa się więc pomysł szukania rozwiązań alternatywnych. A jeśli nie po drogach, to gdzie? A jeśli nie pojazdami asfaltowymi, to czym? Do poważnej jazdy terenowej można wykorzystać realnie tylko pojazdy, które takiemu zadaniu mogą podołać - więc nie SUV-y, ale prawdziwe terenówki. Do oceny możliwości dotarcia bokiem do każdego bezasfaltowego miejsca wybraliśmy ludzi i sprzęt o potencjale najwyższym: wyczynowy samochód zbudowany na Rajd Dakar - Land Rover Discovery Evo Dakar z ostatnim Polakiem, który ten rajd pokonał, czyli Albertem Gryszczukiem za kierownicą - i wyczynowy motocykl terenowy KTM EXC 530 dosiadany przez byłego mistrza świata Wojciecha Rencza. Miejsce akcji - Pustynia Żagańska, doprowadzona do kompletnej demolki przez rozgrywane tu przez ostatnie 60 lat potrzebne i niepotrzebne wyścigi czołgów.
Próby robiliśmy przeróżne - przyspieszenie, zwrotność, szybkość maksymalna, jazda podwodna. Dla laika wynik jest oczywisty - przecież samochód jest kuty na cztery koła, stabilny, niewywrotny. Jest w nim zawsze sucho, zawsze ciepło, zawsze pewnie. I siedzi się jak przed telewizorem. W motocyklu wszystko odwrotnie - przecież to narowisty dzikus, chybotliwy, wywrotny, stający dęba, że trudno go poskromić nawet lassem.
I wyniki są zdumiewające. The winner is... motocykl. I to zwycięzca bezdyskusyjny. Obaj kierowcy mają doświadczenie z Dakaru, w czasie naszej zabawy batożyli swoje rumaki bezlitośnie, kunszt pokazali wyborny, więc czynnik ludzki tu nie decydował. Samochód faktycznie jest stabilniejszy. Zwłaszcza przy dużych szybkościach. (To jedyna próba - jazda powyżej 100 km/h po bardzo miękkim piasku, gdzie samochód jest lepszy, a motor wcześniej traci stabilność.) Ale stabilniejszy to nie do końca zaleta; to również - mniej finezyjny i bardziej ociężały w realizacji poleceń kierowcy. Jeśli przy dużej szybkości przed dziwną przeszkodą braknie drogi hamowania - w aucie zostaje modlitwa, a motocyklista (jeśli umie!) może jeszcze przeskoczyć czy śmignąć boczkiem po jakiejś półeczce, na której samochód się po prostu nie mieści.
W gęstym lesie motor dotrze dalej i łatwiej się wycofa. Wreszcie dużo szerszy przecież samochód często musi jechać tak jak droga prowadzi, a węższy motocykl może takie łuczki bez odjęcia gazu prostować. Doskonale odzwierciedla to zjawisko porównanie czasów odcinków specjalnych Rajdu Dakar, gdzie na krętych i wąskich fragmentach sprytny motor wygrywa wyraźnie, natomiast na bardzo łatwych przestrzeniach otwartych wyższą szybkość maksymalną ma samochód, a motoru nie da się już utrzymać w rękach. W Rajdzie Dakar wadą samochodu jest zupełnie odmienne zachowanie podczas długich skoków... rano i wieczorem (inna ilość paliwa).
Osobny temat to jazda podwodna. (Jeśli naprawdę chcemy jeździć najkrótszą drogą, to nie będziemy szukać takich dupereli jak mosty. I tak najczęściej bezskutecznie.) Zakładamy, że oba pojazdy wiedzą, jak się żyje pod wodą i wloty filtrów powietrza mają wysoko. (Bo jak nie, to nie ma ratunku.) Samochód przy średnich rzeczkach daje nadzieję (i ludzie w to wierzą), że przejedziemy w ogóle na sucho. Jeśli nie mamy stu dziur w podłodze. I jeśli akurat nie mamy, to też źle, bo wtedy woda może auto, jak łódeczkę, na chwilę unieść i... tracimy kontrolę nad czymkolwiek. Oczywiście trzeba natychmiast otworzyć drzwi i zabalastować auto wodą... Ale nie o to chodziło. Motocykl w wodzie, przy kamienistym dnie, jest wywrotny, ale radzi sobie nieźle. W bardzo ciężkiej sytuacji można iść obok i prowadzić go z zapalonym silnikiem. Na brzegu nie trzeba wylewać wody (w aucie wody może być nawet tona!) i w całej rzece szukać bagażu. Często po takiej próbie motocyklista jest bardziej suchy niż samochodziarz. Zwłaszcza jeśli samochód pośrodku rzeki zalany po lusterka zgaśnie.
Jeśli więc nie jesteś pasjonatem stania w korkach, pomyśl o pojeździe, który te obstrukcje lekce sobie waży. Motocykl jest trudny i nadpobudliwy, fantazyjny i ułański, charakterny i żylasty. I musisz mu dorównać. Terenowy motor to nie zabawka dla mięczaków. Samochód jest banalniejszy, mniej taneczny, mniej rozbrykany, ale za to wygodniejszy, i bezpieczniejszy. Jeździ się pod opieką wygodnych foteli, wyłącznie na siedząco, trochę jak w kinie. Bardziej kurczowo trzymając się ziemi. Więc i adrenalina ma w nim łagodniejszy smak. I prawdziwy smak owadów w zębach w aucie nieczęsto jest serwowany. Samochód i w momencie kupna, i "potem" jest też niestety droższy. Wygoda i komfort zawsze kosztują.
I jest jeden wspólny kłopot dla obu tych pojazdów. Trudniejszy od wjechania do rzeki, od pokonywania w terenie kosmicznych wertepów. To pokonanie własnego lenistwa. Przecież w korku, jak przy stole z kryształem, jest tak bezpiecznie, SMS-owo i bezstresowo. I na pewno mniej rzeczy do prania.
Tekst: Julian Obrocki
Zdjęcia: Mariusz Barwiński
Komentarze
auto motor i sport, 2008-08-26 11:08:24
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?