Patrząc na to, co przynosi rynek można odnieść wrażenie, że, owszem, klasyczne hatchbacki i sedany wciąż udzielają się w wyścigu pokoleń, jednak tak naprawdę świat samochodów wszystko co tylko może przerabia na SUV-y, crossovery i inne crossoverowate. Jeszcze nie tak dawno, żeby kupić tego rodzaju auto za rozsądne pieniądze, trzeba było sięgnąć po coś używanego i dość dużego. Dziś auta-krzyżówki, w większym lub mniejszym stopniu udające lekkie terenówki, siedzą w niższych przedziałach cennika.
A na redakcyjnym parkingu w tym samym czasie pojawiły się Chevrolet Trax i Renault Captur – obydwa pachnące nowością, obydwa o przerysowanym wyglądzie, chociaż każdy w innym stylu, obydwa z mocno nadmuchanym crossoverowym ego i obydwa pewne siebie jak bokserzy wagi koguciej. Jeden i drugi chciał zwrócić na siebie uwagę udając, że ten drugi obok nie istnieje. Nie można było ich nie zagonić do jednej testowej piaskownicy.
Bardzo widoczny styl
Pod względem stylizacji każdy udaje miejskiego tygrysa na swój sposób. Chevrolet ma wysoką na blisko 1,7 metra sylwetkę, a niemal pionowy przód z wielkim wlotem powietrza nadaje mu twardy, „roboczy” wygląd. Plastikowe nakładki na zderzakach i progach plus udawane osłony silnika od spodu oraz tylnej części podwozia sugerują odporność na wertepy – bo i jest to gra sugestii. Również Renault sugeruje „coś więcej” – większymi kołami, zwiększonym prześwitem i sylwetką pomniejszonego do miejskiego formatu SUV-a. Captur jest jak Clio po wizycie u stylistki – ma podcięte, jakby taliowane w dolnej części boki i ze swoim dwukolorowym nadwoziem (dopłata 1000 zł w wersjach wyposażenia Zen i Intens) wpisuje się w trend ustanowiony przez takie modele jak Mini i Fiat 500. Renault ma też mniej „twardych” detali niż Chevrolet, zadowala się listwami na nadkolach i progach.
Wnętrza bardzo podobne
W kabinach jest bardzo klasycznie – i bardzo podobnie. Gwóźdź programu w postaci systemu multimedialnego jest i w Traxie, i w Capturze jest umieszczony na górnym piętrze konsoli, z elementami układu klimatyzacji pozostawionymi na parterze. Obydwa auta mają tablice przyrządów z analogowym obrotomierzem i cyfrowym prędkościomierzem – przy czym ta z Chevroleta jest najbardziej charakterystycznym spośród wszystkich detali kabin obu aut. Wygląda jak wzięta z jakiegoś motocykla; do tych „zegarów” znakomicie pasuje krzykliwe, niebieskie podświetlenie. Obydwa samochody mają też niemal identyczne udogodnienia, które są identycznie rozmieszczone. Jedyna licząca się różnica jest taka, że klasyczny schowek w desce rozdzielczej po stronie pasażera stał się w Capturze szufladą. Renault wprowadza też ciekawostkę w postaci zdejmowanej tapicerki siedzeń, zapinanej na zamek błyskawiczny; chodzi nie tyle o to, by można ją było wrzucić do pralki, ile o to, by pokrycie siedzeń dało się łatwo wymienić dając efekt na podobieństwo przemalowania ścian w pokoju (cena różnych wzorów – w zależności od wersji wyposażenia).