Chociaż Chiny to kraj wielkich liczb, te małe też mają znaczenie. Miliard trzysta milionów ludzi uwija się co dzień pilnie w trzecim co do wielkości państwie świata, ponad 12 milionów nowych aut osobowych wyjeżdża każdego roku z salonów sprzedaży, by krążyć po trzech milionach kilometrów dróg. A jednak zwykłe 6,1 centymetra dobrze opisuje mentalność bogacących się Chińczyków. O tyle większy rozstaw osi ma przedłużona wersja Audi A4 w porównaniu z wersją standardową. Takie auto to ewenement na skalę światową - pierwszy samochód średniej klasy w wersji long, opracowany specjalnie na chiński rynek, tam produkowany i tylko w Chinach sprzedawany. Bo europejski standard nie każdemu tutaj wystarcza, bo Chińczyk lubi "na bogato".
Gdy lądujemy w Changchun na północnym wschodzie kraju, by zwiedzić fabrykę Audi, już w drodze z lotniska w oczy rzucają się nam podświetlane olbrzymie reklamy luksusowych samochodów, banków, perfum i wszelkich ekskluzywnych towarów. Kolorowe billboardy błyszczą światłem na tle jesiennego nieba, nad nimi umocowano czerwone pięcioramienne gwiazdy - nie są podświetlane i coraz trudniej je dojrzeć w zapadającym zmierzchu. Te gwiazdy to jedyny, jakby wstydliwie skrywany, ideologiczny akcent na ponad 800-kilometrowej trasie naszej samochodowej podróży po Chinach. W ciągu kilku najbliższych dni oglądać będziemy cuda, jakie czyni tutaj inna ideologia - przedsiębiorczości i szybkiego bogacenia się.
Samolotem przenosimy się o 2,7 tysiąca kilometrów, na południe Chin. Teraz naszym środkiem lokomocji zostaje Audi Q3, które, podobnie jak w Polsce, w Chinach wejdzie do sprzedaży w 2012 roku. Po Q7 i Q5 to najmniejszy SUV Audi, więc firma liczy na sprzedaż głównie wśród kobiet i młodych kierowców. Żeby nie było wątpliwości - ceny samochodów w Chinach są jak najbardziej światowe, taryfy ulgowej się nie przewiduje. Cena Q3 nie jest jeszcze znana, ale najtańsze Audi Q5 kosztuje 45 tysięcy euro, czyli więcej niż w Polsce. Jednak to nie jest problem. W 2010 roku Audi sprzedało w Chinach tyle samochodów co w Niemczech, prawie 228 tysięcy (wzrost o 43,4 procent w porównaniu z poprzednim rokiem) i ponad dwa razy więcej niż w USA.
Jeśli takie nazwy, jak Shenzhen, Guangzhou czy Wuzhou nic wam nie mówią, nie musicie się wstydzić. Nie są to nazwy chińskich marek samochodowych, lecz miast, które 20 lat temu liczyły kilka tysięcy mieszkańców, a dzisiaj - kilka milionów. Podróżując naszym Audi Q3 co rusz napotykamy takiego kilkumilionowego molocha, granice między nimi zacierają się, na horyzoncie stale widoczne są skupiska wieżowców - raz są to tylko trochę mniejsze "manhattany", innym razem rozrośnięte to absurdalnych rozmiarów "ursynowy". Już dwie godziny jedziemy z przepisową, autostradową prędkością 120 km/h, a za oknem cały czas miasto - nawigacja podpowiada, że co kwadrans inne.