Po cichu marzy Ci się francuskie auto, bo one są takie eleganckie i stylowe, ale przecież wszyscy mówią, że się nie nadają na polskie drogi i psują na potęgę. Nie to, co „japończyki” – porządne samochody, rządzą w rankingach niezawodności, tyle że brakuje im urody, a wnętrza mają jakby projektowane 10 lat temu. A gdyby tak wziąć japońską technikę i opakować francuską stylizacją? To by było coś! I oto jest – od miesiąca w salonach – Citroën C4 Aircross.
Kontynentalne pomieszanie
To nie pierwszy raz, gdy francuski koncern PSA współpracuje z koncernem japońskim. Od lat na bazie Mitsubishi Outlandera budowane były Citroën C-Crosser i Peugeot 4007. Próżno ich jednak szukać na polskich ulicach – produkcja w Japonii i silniki o pojemności powyżej dwóch litrów, a co za tym idzie cło importowe i akcyza, mocno zawyżały cenę. Oba modele były przez pewien czas dostępne w polskich salonach, ale klienci woleli Outlandera, który miał silniki o pojemności do 2 litrów i był sporo tańszy. PSA pokazało wiosną 2012 r. na salonie w Genewie kolejne modele, tym razem oparte na ASX-ie – Citroëna C4 Aircrossa i Peugeota 4008. Tym razem polscy importerzy byli ostrożniejsi – Citroën poczekał na korzystniejszy kurs jena i Aircrossa wprowadza do Polski dopiero teraz, a Peugeot zupełnie odpuścił 4008.
Francuski styl...
Szykując nową karoserię dla Mitsubishi ASX-a, Francuzi skoncentrowali się na elementach, które upodobnią model do pozostałych aut w gamie. Z przodu pojawił się chromowany „grill” między reflektorami i pionowe światła do jazdy dziennej inspirowane frontem DS3. Nawiązanie do stylowego malucha można znaleźć też w tylnej części nadwozia – słupek C ma kształt odwróconej płetwy rekina, a szyba boczna łączy się z tylną, sprawiając wrażenie, jakby dach nie miał z tyłu podparcia. Cały ten zabieg można uznać za średnio udany – Aircross mocno odróżnia się od bratniego Mitsubishi, ale wciąż niezbyt pasuje do francuskich krewniaków. Wyglądałby trochę lepiej, gdyby posadzono go na większych felgach – aluminiowe "szesnastki" i baloniaste opony to za mało, by zadawać szyku. Choć z drugiej strony, są bardzo miastoodporne – niestraszne im dziury i krawężniki.
Jak na Citroëna, wnętrze Aircrossa jest po prostu za zwykłe. Ale cóż, widać trzeba było ciąć koszty...
...ale nie do końca
Wielka szkoda, że budżetu w dziale designu wystarczyło tylko na stylizację nadwozia. W środku – rozczarowanie: ASX ze znaczkiem Citroëna na kierownicy. O tym wnętrzu już trzy lata temu przy okazji testu Mitsubishi pisaliśmy, że „jest zwyczajne i mogłoby należeć do pierwszego z brzegu kompaktu sprzed paru lat”. Dziś zestarzało się jeszcze bardziej, szczególnie w porównaniu z tym w Peugeocie 2008 czy Renault Capturze. Jeśli cenisz Citroëna za awangardową stylizację wnętrz i spodziewałbyś się również w kabinie Aircrossa zobaczyć trochę DS-a, będziesz rozczarowany – to wnętrze jest po prostu nudne. Deska rozdzielcza, elementy na konsoli centralnej – wszystko czytelne i łatwe w obsłudze, ale czarno-plastikowo-nijakie. Do tego, jak na dzisiejsze standardy, panel klimatyzacji umieszczono zbyt nisko.
Dzięki sporym zakresom regulacji kierownicy i fotela kierowca bez problemu zajmie wygodną pozycję do jazdy. Widoczność „zza kółka” – do przodu i na boki bez zastrzeżeń, do tyłu przez wąską szybę i szerokie słupki gorzej, ale pomagają czujniki parkowania (w opcji). Sam fotel wygląda bardzo zwyczajnie, ale okazuje się wygodny.
Na tylnej kanapie zaskakująco dużo miejsca – dwóm pasażerom będzie się podróżowało superwygodnie, trzem – całkiem nieźle. Wysocy nie będą musieli schylać głowy ani martwić się, gdzie podziać kolana. Za kanapą wygospodarowano jeszcze 442 litry bagażnika – to wynik jak na tę klasę całkiem przyzwoity. Jeśli jednak zapragniesz zobaczyć pod podłogą koło zapasowe, musisz wysupłać 400 zł i pogodzić się z ograniczeniem przestrzeni bagażowej o 26 litrów. Próg załadunkowy poprowadzono dość wysoko (750 mm), ale to w autach tego typu standard (np. Nissan Qashqai ma go jeszcze o 1 cm wyżej).