Rzadko się zdarza, żeby niedrogi samochód wzbudzał tak duże zainteresowanie przechodniów. Efekt „wow” został osiągnięty, bo wszędzie gdzie Cactus się pojawiał, zbierał się tłumek ciekawskich. I nie dlatego, że to po prostu nowy model, więc nie zdążył się jeszcze opatrzeć. Cactus świetnie wygląda – gdyby auta sprzedawało się wprost na ulicy, nowy model Citroëna miałby ogromne wzięcie.
Stylistyczne szaleństwo
Pod względem proporcji Cactus ma wiele wspólnego z Mini Countrymanem. Koła porozstawiano po narożnikach, a przednia szyba jest dosyć mocno pochylona. Linię szyb bocznych poprowadzono wysoko, a same szyby nie są zbyt duże. Jednak najbardziej charakterystycznym elementem nadwozia okazują się listwy boczne (tzw. airbumps). Mają pofałdowaną powierzchnię i przypominają folię bąbelkową. Skojarzenie nieprzypadkowe, bo wewnątrz „wypustek” rzeczywiście znajduje się powietrze.
Listwy nie dość, że wyglądają bardzo fikuśnie, chronią karoserię przed uszkodzeniami podczas parkowania. Do tych na bokach auta nawiązują listwy (już nie bąbelkowe) na drzwiach bagażnika i tylnym zderzaku oraz wokół przednich reflektorów z przodu. Aby nadwozie prezentowało się bardziej rasowo, dolne części zderzaków, progi i nadkola ozdobiono plastikowymi nakładkami. Dzięki nim Cactus budzi respekt swoim wyglądem. Do wizerunku wszechstronnego crossovera pasują potężne relingi dachowe, szkoda tylko, że pokryto je miękkim lakierem – szybko się porysują.
Największe wrażenie robi liczba możliwych kombinacji kolorystycznych: nadwozia (10), „airbumpów” (4), lusterek (4), relingów dachowych (2) i obręczy (6). Konfigurując Cactusa można dać upust swojej artystycznej wrażliwości i zyskać pewność, że na drodze nie spotka się identycznego egzemplarza.
![]() |
![]() |
![]() |
Liczbę wskaźników ograniczono do minimum – jest tylko prędkościomierz i kilka kontrolek. Z obrotomierza zrezygnowano. | Pozostałe funkcje obsługuje się korzystając z ekranu dotykowego. Wygląda świetnie, ale absorbuje uwagę. | Z tyłu jest wystarczająco dużo miejsca. Oparcie składane tylko w całości. |
Cactus nie powoduje szybszego tętna u kierowcy. Tego samego nie można powiedzieć o przechodniach.
Wnętrze utrzymano w podobnym, zabawkowym stylu. Najpierw w oczy rzucają się fotele. Wyglądają na wyjątkowo obszerne, ale mają standardową szerokość (50 cm) – po prostu ich oparcia nie zwężają się ku górze, stąd to wrażenie. Poza tym fotele są niezwykle wygodne i przyjemnie miękkie, prawie jak gąbka. Podczas jazdy okazuje się, że potrafią też skutecznie podtrzymywać ciało w zakrętach.
Deskę rozdzielczą zdominowały dwa wyświetlacze. Pierwszy to cyfrowy prędkościomierz, umieszczony dokładnie na wprost oczu kierowcy. Drugi to 7-calowy „tablet” (standard w każdej wersji). Zależnie od wyposażenia auta wyświetla informacje pochodzące z radia, odtwarzacza MP3, komputera pokładowego, nawigacji i telefonu. Szkoda tylko, że system operacyjny owego „tableta” nie jest oparty na Androidzie, co pozwoliłoby na obsługę wielu przydatnych aplikacji. W miejscu, gdzie zwykle znajduje się poduszka powietrzna pasażera (przeniesiono ją na podsufitkę) umieszczono spory schowek. Jego pokrywa przypomina stylowy kuferek. Obicia przednich drzwi to również stylistyczna perełka. Je także ukształtowano na wzór wieczka klasycznej walizki; do przyciągania drzwi służą z kolei parciane paski.