Mamy już powoli dość sformułowań typu „moda na crossovery”, „auta, które mogą więcej”, wszędzie wtykanego określenia „dla aktywnych” itp. Że moda jest, to już od lat wiadomo, a że dla aktywnych, to tak, jakby powiedzieć, że dla zdrowych.
Na dodatek crossovery zwykle wcale nie potrafią nic więcej – z wyjątkiem tych z napędem na cztery koła, ale jest ich jak na lekarstwo. Są tak samo miejsko- -kompaktowo-codzienno-rodzinne jak auta małe czy Focus pod rękę z Golfem. Natomiast wyglądają inaczej – owszem tak.
Dacia Duster
Ze swoim 20,5-centymetrowym prześwitem, akurat Duster zalicza się do tych crossoverów, które coś tam jednak na bezdrożach potrafią. Świeżo po face liftingu, Dacia w średni wiek wchodzi z wysoko podniesionym zderzakiem i dobrym kątem natarcia.
Trudno sobie wyobrazić, by kosmetyczne zmiany w wypadku taniego samochodu pochłonęły jakieś specjalnie duże nakłady, jednak face lifting Dustera jest wyjątkowo udany. Przede wszystkim do kabiny wpuszczono trochę jakości – tworzywa są lepsze, nie ma też „blaszanego” odgłosu zamykanych drzwi. Deskę rozdzielczą najlepiej opisuje określenie „schludna”, zwłaszcza z dużym ekranem systemu multimedialno- nawigacyjnego (cena 1950 lub 950 zł, zależy od wersji).
Podobnie jak w wypadku kabiny, na drodze Duster jest nieco lepszy niż sugeruje to jego cena. W zakrętach przechyły nadwozia dają o sobie znać, ale stabilność jest dobra, a aż 3,3 obrotu kierownicą (między skrajnymi położeniami) nie sprawia wrażenia jakby trzeba było nią zbyt mocno machać.
Mówić, że te auta są „dla aktywnych” to tak jakby powiedzieć, że są „dla zdrowych”.
W ofercie Dacii są wersje z napędem na cztery koła, trzeba tylko pamiętać, że sporo wyższe, bo o około litr na 100 km, jest w ich wypadku zużycie paliwa. Wersja podstawowa za 40 tysięcy złotych może wyglądać jak okazja roku, jednak składa się głównie z przedniej szyby, kierownicy, fotela i układu stabilizacji – w praktyce Duster z minimum wyposażenia kosztuje około 10 tys. zł więcej. Co nie zmienia faktu, że za swoją cenę Dacia nie ma sobie równych.
Fiat 500L Trekking
W tabeli kilka stron dalej pokazujemy wersje z porównywalnym wyposażeniem, zdefiniowanym prosto – na pokładzie mają być radioodtwarzacz CD/MP3 i manualna klimatyzacja. 500L Trekking ma to w standardzie i dorzuca sporo innych rzeczy, tyle że jego standard znajduje się o 10 tys. zł dalej niż w wypadku Peugeota czy Renault.
Owszem 500L Trekking jest nieco większy niż 2008 czy Captur, a z miejsca kierowcy wydaje się prawie ogromny. Wysoko zamontowane fotele, podwójne przednie słupki i odsunięta daleko od kierowcy przednia szyba dają nietypowe wrażenia – za kółkiem jest jak ma mostku małego statku. Typowo dla rodziny „pięćsetek”, deska rozdzielcza jest tak samo dizajnerska jak nadwozie, z oryginalną kolorystyką elementów wykończeniowych i błyszczącymi panelami dekoracyjnymi. Miejsca jest więcej niż dużo, a na deser Fiat ma 400-litrowy bagażnik.
Trekking Fiata jako jedyny z tej grupy ma we wszystkich wersjach sześciobiegowe przekładnie, co jest miłe, bo zawsze poprawiają one dynamikę i pomagają zmniejszyć zużycie paliwa. Spośród jednostek napędowych nam najbardziej przypada do gustu 105-konny turbodiesel (1.6 Multijet) – bardziej dynamiczny niż sugeruje to jego moc – chociaż kosztowny. Natomiast pod względem wrażeń z jazdy „pięćsetka” Trekking bardziej przypomina vana z typowymi wychyłami nadwozia, który mocno opiera się na zewnętrznych przednich kołach podczas pokonywania zakrętów.
Wysoką cenę Fiata łagodzą promocje. Z zasady w tabelach ich nie uwzględniamy, bo obniżki dziś są, a pojutrze ich nie ma, jednak w chwili pisania tego artykułu, w zależności od wersji wynosiły nawet 10 tys. zł – a to już znacznie osładza ofertę Trekkinga.