W historii z Challengerem Mr. Kowalski jest tak samo niezbędny, jak ketchup w hamburgerze. W kultowym filmie "Znikający punkt" Kowalski alias Barry Newman przemierza zachodnie Stany za kierownicą Challengera Hemi, rocznik 1970 - z Denver do San Francisco dociera w ciągu 15 godzin, bo tak się założył. Szaleńczej jeździe kładzie kres niezwykle efektowne zderzenie na zamkniętej dla ruchu ulicy. To już koniec dla Kowalskiego.
Ale nie dla Challengera. Dodge jest dla producentów filmu zbyt drogi, żeby go tak po prostu roztrzaskać, jako dublera angażują Chevroleta Camaro. A Challenger żyje sobie nadal i to nie tylko w filmie.
Gdy Daimler-Chrysler postanawia stworzyć współczesną wersję tego auta, fani amerykańskich muscle cars szaleją z radości. Samochody wykupywane są na pniu. Pierwsze Challengery "ery nowożytnej" są jednakowe - mają najmocniejszą wersję ośmiocylindrowego silnika Hemi 6.1 i pięciostopniową automatyczną skrzynię biegów. W 2009 roku pojawią się też bardziej cywilne odmiany, tańsze i z silnikami o sześciu cylindrach.
Do modeli z lat 70. nawiązują już sam pomarańczowy lakier i czarne pasy na nadwoziu. Nie inaczej jest z sylwetką auta stworzoną przez stylistów skupionych wokół Chipa Foose'a. Ich dzieło to perfekcyjna interpretacja klasyka sprzed prawie 40 lat, za którego, w wersji oryginalnej, miłośnicy oldtimerów są gotowi zapłacić dzisiaj każde pieniądze.
Samochodowi ortodoksi mogą się krzywić, że współczesny Challenger jest zbyt potężny w porównaniu z oryginałem, że rzuca się w oczy jak pingwin na plaży nudystów. Rzeczywiście - 20-calowe koła i chromowana tabliczka z oznaczeniem "Hemi 6.1" na masce mówią wyraźnie: tu się będzie działo!
Po naciśnięciu przycisku rozrusznika pryska wspomnienie o szalonych latach amerykańskiej motoryzacji. Odzywa się grzeczny ośmiocylindrowiec uładzony na współczesną modłę, który coś tam sobie nienachalnie mruczy i równiutko tyka na wolnych obrotach. Ani myśli ryczeć jak jego protoplasta, który powodował drgania przepony u kierowców i z biegiem lat stał się legendą.
Wciskamy gaz, wskazówka obrotomierza wystrzela w górę. A jednak Challenger ma coś z praprzodka. Silnik wystukuje ten sam rytm, co kiedyś, może nieco bardziej unisono, tak jak nakazuje dzisiejsza etykieta, ale jednak robi duże wrażenie. A gdy skrzynia wybiera wyższy bieg, z obydwu rur wydechowych dobywa się hałas podobny wybuchom.
Komentarze
auto motor i sport, 2009-02-05 11:00:15
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?