Codziennie rano w drodze do pracy ciągniesz się w sznurze identycznych aut. Mniejsze czy większe, nowsze czy starsze, prywatne czy służbowe – wszystkie są do siebie podobne, wszystkie sprzedawane w tysiącach egzemplarzy. W środku znudzeni kierowcy, którzy dzień w dzień muszą pokonywać tę samą drogę.
A gdyby tak zrobić coś, dzięki czemu ta podróż stałaby się przyjemnością? A gdyby tak mogła sprawiać frajdę nie tylko Tobie, ale także wszystkim, których mijasz po drodze? I to dzień w dzień, jeśli tylko sprzyja pogoda? Taka pokusa nachodzi dziś coraz więcej ludzi. Może również wśród Twoich znajomych ktoś przebąkuje o kupnie starego auta, którym jeździ się inaczej, niż tymi puszkami z ABS-em, ESP i Bóg wie z czym jeszcze? Podobny pomysł wpadł kiedyś do głowy Panu Ryszardowi z Katowic.
Szczęśliwie, możliwości finansowe pozwoliły mu na myślenie o czymś więcej niż tylko o produktach FSO i FSM. Zamarzył o Porsche, im starszym, tym lepszym. Może by tak stare 356 bez dachu? Jednak szybki przegląd europejskiej oferty aut tego typu ostudził jego zamiary. Porsche z lat 50. ubiegłego stulecia to klasyk, który kosztuje majątek i lepiej niż na drodze czuje się w zaciszu klimatyzowanego garażu. A świadomość, że nawet niewielka stłuczka wiązałaby się z ogromnymi kosztami naprawy, skutecznie odebrałaby radość ze swobodnej, niespiesznej jazdy w porannym słońcu.
Pan Ryszard szukając nowego pomysłu na klasyka zaczął przyglądać się stronom poświęconym replikom. W USA czy Wielkiej Brytanii jest mnóstwo firm, które budują pojazdy przypominające kosztowne klasyki, a nawet proponują zakup zestawów części, z których mechanicy-hobbyści mogą sami, we własnym garażu złożyć sobie taki niezwykły pojazd. Bohater naszego opowiadania stwierdził, że to może być rozwiązanie dla niego idealne – samochód konstrukcyjnie zbliżony do wymarzonego Porsche, ale zbudowany tu i teraz, z nowych części, za ułamek ceny oryginału, a co za tym idzie – dużo tańszy w razie ewentualnej naprawy.
Nie zabrał się jednak do pracy sam, wolał oddać temat w ręce specjalistów z wrocławskiego FF Custom & Classic Cars. Ci zaproponowali, by zamiast składać replikę z gotowego zestawu firmy produkującej tego typu pojazdy, stworzyć nową, specjalnie z myślą o przyszłym właścicielu. A tu możliwa jest spora doza szaleństwa, ograniczona wyłącznie wielkością budżetu.
Porsche 356 zaprojektował Ferdynand "Ferry" Porsche, czerpiąc z doświadczeń swojego ojca, Ferdynanda, twórcy VW Käfera (czyli po naszemu Garbusa), więc oba modele mają sporo wspólnych rozwiązań. Nie dziwi więc, że do budowy FF Speedstera wykorzystano właśnie układ jezdny z ramą od tego drugiego.
Model ten jest wciąż dostępną, popularną bazą do przeróbek, oferowanych jest wiele fabrycznie nowych części, nawet pozwalających na przygotowanie auta do startów w sportach motorowych. Układ jezdny czy hamulcowy dostosowany do dzisiejszych realiów drogowych, silnik mocniejszy niż w oryginale, czy skrojone według gustu właściciela wnętrze – to wszystko można dziś mieć. W budowanym przez pół roku aucie Pana Ryszarda pojawiły się więc oldskulowe kubełkowe fotele obszyte skórą, drewniana kierownica i klasyczne zegary, a do tego przemyślnie ukryty, nowoczesny sprzęt audio.
Za plecami kierowcy pracuje bokser o pojemności 2,1 litra i mocy 110 KM, zestawiony z krótką, „sportową” skrzynią biegów. Mało? Biorąc pod uwagę, że gotowe do jazdy auto waży około 600 kg, stosunek mocy do masy jest imponujący. Ale nie o osiągi tu chodzi. Zgodnie z założeniem, Speedster Pana Ryszarda służy właścicielowi do dojazdów do pracy, a tu nie ma miejsca na wyścigi. Jest za to wiatr we włosach i są przyjazne spojrzenia innych kierowców.