Wystarczy, korzystając z przycisku, odsunąć niewielką szybę tuż za głową kierowcy, by wniknąć w mechaniczne trzewia silnika. Dźwięki są wtedy tak dosłowne, że zaczynasz wyobrażać sobie ruchy tłoków i obroty wału korbowego, a syk sprężarek podczas przyspieszania staje się na tyle wyraźny, że oczami wyobraźni widzisz, jak turbiny rozgrzewają się do czerwoności. Ale drogę do prawdziwego raju otwiera zdejmowany dach. Dźwięk silnika V6 zostaje wtedy odfiltrowany z mechanicznych hałasów i nasączony tym, co najprzyjemniejsze dla ucha motoryzacyjnego świra – donośnym grzmotem wydechu i burczeniem układu dolotowego podbitym przez tzw. gorącą tubę (rurę z membraną, która łączy dolot z wnętrzem). Po zdjęciu dachu uczestniczysz w najlepszym koncercie silnika V6, jaki kiedykolwiek miał miejsce na ziemi. Dźwięk modelu 296 nie jest tak nieprzyzwoicie dziki jak w starszych Ferrari, które nie miały filtra cząstek stałych w układzie wydechowym, ale barwą „piccolo V12”, jak mówią o nim Włosi, zawstydza konkurentów. Gang jest tak donośny i głęboki, że nawet jeśli słyszysz 296 GTS z daleka, to nie masz wątpliwości, że to Ferrari.


Wrażenia dźwiękowe, tak ważne w samochodzie sportowym, to niepodważalna przewaga wersji GTS nad GTB. Oczywiście, jeśli tylko mieszkasz w odpowiednim miejscu na ziemi, masz okazję cieszyć się jazdą ze słonecznym niebem nad głową i zapachem morskiej bryzy. Dzięki hybrydowemu napędowi możesz również uspokoić nieco atmosferę i delektować się szumem oceanu. Wystarczy sięgnąć do dotykowego manettino na kierownicy (wspominaliśmy już, że jego obsługa pozostawia wiele do życzenia), by włączyć elektryczny tryb jazdy. Mamy jednak wrażenie, że szum fal szybko przegra z gangiem V6. Ferrari zakłada, że najbardziej wytrwali nie będą chcieli podróżować dłużej niż 25 km w trybie elektrycznym, na co pozwala akumulator zdolny zmagazynować 7,45 kWh. My w trybie elektrycznym wytrzymaliśmy 5 km i to tylko z dziennikarskiego obowiązku.

Elektryczna część hybrydowego napędu w Ferrari 296 GTS to konstrukcja znana z SF90 Stradale, z tym że bez drugiego silnika elektrycznego przy przedniej osi. Mamy zatem napęd wyłącznie na tylne koła i umieszczony pomiędzy silnikiem V6 a dwusprzęgłową skrzynią biegów stosunkowo cienki dysk wydajnego silnika elektrycznego. Dzięki znakomitemu zestrojeniu reakcja na gaz przypomina tę z silników wolnossących o większej pojemności. Zniwelowana została też turbodziura, a doładowany silnik rozkręca się do 8000 obr/min. Bez względu na to przy jakich obrotach wciskasz gaz, doświadczasz kosmicznego przyspieszenia. Nawet takie liczby jak 830 KM i 7,6 s potrzebne na przyspieszenie do 200 km/h nie oddają tego, co dzieje się za kierownicą. Ogromne wrażenie robi też układ hamulcowy. Potrafi zatrzymać 296 GTS z 200 km/h na dystansie 107 m, co oznacza poprawę względem F8 Spidera aż o 10%.