Nie, to nie jest odpowiedź Ferrari na Mercedesa SLS AMG ani na właśnie przygotowywaną przez tę firmę supersportową odmianę GT3, która ma mieć podobno geny typowe właśnie dla Ferrari. 599XX to "logiczna kontynuacja" serii aut sportowych, której pierwszym przedstawicielem był model FXX - twierdzą Włosi.
Gdyby miało być tak, że (jak w wypadku FXX skonstruowanego w oparciu o Enzo) po wykonaniu zaplanowanych 30 egzemplarzy produkcja 599XX zostanie zakończona, można by nad sprawą przejść do porządku dziennego. Ot, znowu znalazło się trzydziestu szczęśliwców, z których każdy za to swoje szczęście zapłacił 1,3 mln euro. Jednak Ferrari zapowiada, że w oparciu o 730-konnego 599XX - stworzonego wyłącznie do ścigania się na torze, najlepiej w imprezach typu "track day" odbywających się na całym świecie - zostanie skonstruowana także wersja drogowa. To z kolei może być reakcją na utyskiwania, jakoby firma z Maranello robiła coraz mniej zadziorne auta. Co tu dużo mówić - właśnie Ferrari, które jest synonimem marki tworzącej najbardziej sportowe ze sportowych samochodów, ma tu więcej do stracenia niż tacy nowicjusze jak Mercedes i Audi z modelami SLS AMG czy R8 V10.
Wygląda na to, że Ferrari zamierza realizować sprytny plan połączenia swoich doświadczeń technicznych z Formuły 1 z codziennym biznesem, czyli z produkcją sportowych samochodów przeznaczonych do jazdy po zwykłych drogach.
Model 599XX, który powstał na bazie 599 GTB Fiorano z 12-cylindrowym silnikiem, pokazuje w ekstremalnej formie, czym drogowa wersja ma zakasować rywali, gdy już pojawi się latem tego roku.
W zderzeniu ze śmiałymi rozwiązaniami aerodynamicznymi (często niewidocznymi), dzięki którym auto przy prędkości 200 km/h ma być dociskane do podłoża z siłą 280 kg - a przecież nie zaaplikowano mu żadnych monstrualnych spoilerów - modyfikacje znanego sześciolitrowego dwunastocylindrowca i zautomatyzowanej sześciobiegowej skrzyni biegów wypadają dosyć skromnie.
Mimo to w silniku, który ma ten sam stosunek średnicy cylindra do skoku tłoka, co wersja wyjściowa mało pozostało rzeczy niezmienionych. Lżejszy wał korbowy, "zaostrzone" przeciwciężary - by zmniejszyć opory wewnętrzne, zmienione korbowody i pokryte grafitem niższe tłoki sprawiają (wraz z innymi niewidocznymi trickami, jakie zastosowano we wnętrzu aluminiowego bloku silnika), że wewnętrzne tarcie jest mniejsze o 12 procent w porównaniu z tym, jakie panuje w silniku modelu FXX - mocniejszym, ale opracowanym na bazie tej samej jednostki napędowej. W związku z tym, warto zwrócić uwagę na pewien szczegół - przy maksymalnych obrotach wynoszących 9000 na minutę potrzeba mocy aż 150 KM, żeby pokonać wewnętrzne opory silnika.
By wpisać Ferrari do swojego motoryzacyjnego CV, nie trzeba go od razu kupować. W Polsce jest kilka wypożyczalni aut, które w ofercie mają modele tej marki. Przykładowo, dzień z modelem F360 wynajętym w fi rmie Top Car Rental to koszt prawie 5000 zł. Oferty wynajmu tego typu aut pojawiają się również okresowo na Allegro. Widzieliśmy oferty od 1000 zł za godzinę do nawet 4900 zł za trzy godziny jazdy modelem F430, i to w asyście pracownika fi rmy w drugim samochodzie. W Internecie znajdziemy wiele portali, które proponują jazdę egzotycznymi samochodami jako pomysł na prezent. Wg niemieckiego www.mydays.de, za 300 euro możemy przejechać 30-kilometrową trasę w okolicach Berlina modelem 550 Maranello. Żeby spróbować jazdy Ferrari F599 GTB Floriano F1, trzeba udać się aż do Düsseldorfu. Tam zaś, po przeszkoleniu przez instruktora, za 499 euro można samodzielnie pokonać 100-kilometrową trasę po okolicy. Podobne oferty pojawiają się też w Polsce. Nie spróbujemy co prawda jazdy modelem Ferrari, ale za 699 zł możemy przez 45 minut cieszyć się Porsche 911 na torze na podwarszawskim lotnisku. By w podobnych warunkach, w towarzystwie instruktora, ujarzmiać Lamborghini Gallardo, trzeba przygotować 999 zł. W obu przypadkach wystarczy mieć prawo jazdy kategorii B i wygodne obuwie. Więcej na temat tych prezentów - na stronie www.wyjatkowyprezent.pl; można też zapytać o nie w empiku.