Pięć, sześć, siedem tysięcy obrotów - V-dwunastka Ferrari wyje jakby wyrwała się z piekła. Asfalt znika pod samochodem, świat staje się rozmyty, ostrość zachowują tylko szczegóły drogi. Kolejna serpentyna na przełęczy Pordoi zbliża się jak na filmie, ale jest akurat ułamek sekundy, żeby rzucić okiem na ośnieżone szczyty po lewej. Ryk silnika jeszcze nie wywołał lawiny? Hamowanie - na biodrach i obojczyku czuć pas bezpieczeństwa, węglowo-ceramiczne tarcze zmuszają opony do maksymalnego wysiłku. Dwa kliknięcia lewą łopatką przy kierownicy, szybkie jak myśl redukcje do dwójki, obroty silnika lecą w górę. Lekkie odpuszczenie hamulca, ruch kierownicą w prawo - auto ustawia się idealnie i wchodząc w zakręt rozkłada obciążenie po równo na lewe koła. Ani śladu podsterowności, po prostu poezja. Jeszcze w fazie skrętu mocny gaz, ale z głową, żeby 660 koni mechanicznych nie znalazło się na wolności naraz. Przyspieszenie wbija w fotel. Siły, z jakimi opony wgryzają się w asfalt są niewidoczne, istnieją tylko w formie wirtualnych wektorów, a szkoda, bo gdyby przybrały namacalną formę, na jezdni pozostawiłyby ogniste ślady.
Wskazówka obrotomierza jakimś cudem nadąża za silnikiem. Trójka, czwórka, hamowanie i redukcja, skręt, prawe koła znów muskają krawędź asfaltu. W tym momencie i na tej drodze nie ma znaczenia, że Ferrari FF kosztuje prawie 1,3 miliona złotych i że za cenę samej skórzanej tapicerki można by pewnie kupić porządny samochód klasy średniej. Chwilowo istnieją tylko eksplozje w dwunastu cylindrach, praca zawieszenia, moc hamulców i przyczepność opon. A także układ przeniesienia napędu ze swoją sztuczną inteligencją. Tymczasem Ferrari składa się w kolejny zakręt...
Auto ma blisko pięć metrów i waży niemal 1900 kg, a zachowuje się jakby było lekkie jak piórko. Wyważenie, zmiany kierunku jazdy, kontakt kół z nawierzchnią są z jakiejś supersportowej bajki. Zawieszenie dużego Ferrari jest zestrojone sztywno, ale przy okazji zapewnia zaskakujący komfort nawet na drogach przeciętnej jakości. Jednocześnie, minimalne ruchy nadwozia dają doskonałe pojęcie o zmianach obciążenia kół, a jakiś procesor wykonuje tysiące obliczeń na sekundę i charakterystyka amortyzatorów jest non stop dostosowywana do warunków i trybu jazdy. Określenia dobrze znane z innych samochodów nabierają kompletnie innego znaczenia. Na przykład "komfortowy" tryb pracy gdzie indziej byłby daleko poza skalą nawet najbardziej sportowych ustawień, a tu do dyspozycji jest jeszcze tryb "sport", w którym układ napędowy, kontrola trakcji, układ stabilizacji, sterowanie mechanizmem różnicowym oraz zawieszeniem mają jeszcze więcej witaminy. Komunikacja na linii zawieszenie-układ kierowniczy- kierowca jest taka, że gdyby przejechać po leżącej na drodze monecie, prawdopodobnie dałoby się odróżnić czy to orzeł czy reszka.
FERRARI FF
FERRARI FF | |
---|---|
Cena | 1 250 000 zł |
Silnik | benzynowy, V12, 6.3 |
Moc/przy obrotach | 660 KM/8000 obr/min |
0–100 km/h | 3,7 s |
Prędkość maksymalna | 335 km/h |
Zużycie paliwa | 15,4 l/100 km |
Emisja CO2 | 360 g/km |
Silnik | poj. skokowa 6262 cm3, maks. moment obr. 683 Nm przy 6000 obr/min, skrzynia bieg. 7DSG, napęd na cztery koła. |
Nadwozie | 3-drzw., 4-miejsc. hatchback, dług. x szer. x wys. 4907 x 1953 x 1379 mm, rozstaw osi 2990 mm, masa własna 1880 kg, poj. bagażnika 450–800 l, poj. zbiornika paliwa 91 l. |
dane producenta |
Wizualnie Ferrari FF robi fantastyczne wrażenie. Jest tak duże jak poprzednik - 612 Scaglietti - jednak w odróżnieniu od niego świetnie ukrywa swoje wymiary. Nietypowe dla Maranello jest nadwozie typu hatchback, o fantastycznych proporcjach, z bardzo długim przodem, wybrzuszonymi błotnikami, mocno cofniętą pozycją kierowcy, ale jednocześnie z dość sporą kabiną. W porównaniu z poprzednim modelem FF wygląda na bardziej zwarty, mniejszy niż jest w rzeczywistości i w efekcie - bardziej dynamiczny.
Poza wszystkimi technicznymi debiutami na pokładzie FF - pierwszy u Ferrari silnik V12 wyposażony w układ bezpośredniego wtrysku benzyny, a także współpracujący z siedmiobiegową, dwusprzęgłową przekładnią - najważniejsza nowość jest oczywiście taka, że to pierwsze od czasu Wielkiego Wybuchu seryjne Ferrari z napędem na cztery koła. Pomimo tego faktu, dla wielu bardzo trudnego do przyjęcia, żadna świętość nie została sprofanowana, a świat z czteronapędowym Ferrari będzie się w najlepsze kręcił dalej. W takim modelu jak czteromiejscowe FF napęd na cztery koła to dziś zwykła konieczność - moce, momenty obrotowe i osiągi silników osiągnęły już bowiem taki poziom, że w aucie z klasycznym napędem da się je na zwykłych drogach wykorzystać w zasadzie tylko w idealnych warunkach i na suchych nawierzchniach. A FF ma być autem na dowolną porę roku.