Rozentuzjazmowany tłum krzyczał: „Open the doors, open the doors!" – w ten fragment dobrze znanego skeczu kabaretu Ani Mru Mru można by z powodzeniem wstawić najnowsze dziecko Forda. Sposób otwierania i to, co kryje się za drzwiami B-Maxa naprawdę ciekawi przechodniów. Kiedykolwiek otwieraliśmy drzwi w jakimś uczęszczanym miejscu, zawsze znajdował się ktoś, kto z mniej lub bardziej skrywaną ciekawością zaglądał, by sprawdzić jak to możliwe, że przednich i tylnych drzwi nie oddziela słupek. A raczej jak to możliwe, że on tam jest, a nie widać go. I to wcale nie jedyna ciekawostka, którą znalazłbyś na jego pokładzie.
MOCNY JAK STAL
Od razu możemy rozwiać jedną wątpliwość. To, że po otwarciu przednich i odsunięciu tylnych widzisz „dziurę" o szerokości 1,5 metra wcale nie oznacza, że jadąc B-Maxem powinieneś się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Po zamknięciu drzwi słupek środkowy jest na swoim miejscu – po prostu przednie i tylne drzwi wzmocniono w kluczowych miejscach ultrawytrzymałą stalą borową i mają ów słupek w sobie. W razie uderzenia w bok pojazdu, specjalne blokady i wzmocnione mechanizmy zapadkowe mocują drzwi do konstrukcji podłogi i dachu, chroniąc pasażerów nie gorzej niż w standardowych konstrukcjach – co potwierdzają wyniki testów zderzeniowych Euro-NCAP, w których mały Ford zdobył pięć gwiazdek.
Odsuwanie tylnych drzwi to doskonały patent na ciasne parkingi – skończy się obijanie aut stojących obok
PRZESTRZENNY DLA CZWORGA
Właśnie, „mały Ford" – to określenie niby poprawne, bo konstrukcję B-Maxa oparto na płycie podłogowej niewielkiej Fiesty, ale patrząc na kabinę tego pierwszego, trudno w to uwierzyć. Zdziwisz się, jak dużo miejsca da się wycisnąć z niespełna 2,5-metrowego rozstawu osi Fiesty. Gdy z przodu siądzie kierowca o wzroście 185 cm, siedzący za nim wciąż nie będzie dotykał kolanami oparcia fotela. Będzie miał więcej niż minimum miejsca na stopy i nadspodziewanie dużo wokół głowy. Gdzie tkwi tajemnica? W Fieście dach opada ku tyłowi, co wymusiło opuszczenie siedziska tylnej kanapy, by pasażerowie nie uderzali głowami o sufit. W B-Maxie linię dachu poprowadzono o 12 cm wyżej, więc i tylną kanapę zamontowano wyżej, dzięki czemu z tyłu jest zdecydowanie więcej miejsca. Z tyłu za minus można uznać przykrótkie siedziska i nieco za wąską kanapę – trzem osobom może być trochę ciasno, ale to standard w autach segmentu B. Za to para będzie na kanapie czuła się świetnie. Jeszcze lepiej będziesz się miał Ty za kierownicą i pasażer po Twojej prawej. Bardzo wygodne fotele – z regulacją lędźwiową i zagłówkiem, który możesz ustawiać nie tylko na wysokość, ale także dosuwać i odsuwać od potylicy – świetnie sprawdzą się w długiej trasie. Musisz tylko przeboleć fakt, że siedzi się dosyć wysoko i zupełnie nie sportowo. Ale znowu – ten typ tak ma. I niestety, przestrzeń w kabinie odbija się na bagażniku – ma tylko 318 l, klasowi konkurenci oferują więcej (patrz obok). Zachwyci Cię za to układ kierowniczy i zawieszenie. Fiesta jest jednym z najlepiej prowadzących się maluchów i B-Max, przejmując jej „trzewia", podąża tym śladem. No, prawie tym samym – wyższe nadwozie powoduje odrobinę większe przechyły w zakrętach, ale wciąż w świecie rodzinnych maluchów nie sposób znaleźć auta przyjemniejszego w powadzeniu; precyzja układu kierowniczego, filtrowanie nierówności – podwozie B-Maxa nie ma sobie równych.