Burza wokół fałszowania danych dotyczących emisji spalin w Volkswagenie nabiera tempa. Świat żyje niskim zużyciem paliwa, szkodliwością spalin i zatruciem powietrza. Rak, astma, sadza – generalnie nic przyjemnego. Na wieść o pojemności silnika większej niż dwa litry każdemu przechodzą ciarki po plecach. Dwa litry? Dobre sobie. W ręku trzymam kluczyki do potwora, który ma ich aż pięć i nazywa się Coyote! I, o ironio, przypłynął do nas ze Stanów Zjednoczonych, w których tak wielką wagę przywiązują do ekologii.
Ale w Ameryce wszystko jest trochę inne, a zwłaszcza samochody. Utarło się, że w porównaniu z wyrafinowanymi europejskimi konstrukcjami są tandetne, palą olbrzymie ilości paliwa i jadą, ale tylko na wprost. Najnowsze, szóste wcielenie Forda Mustanga zaprzecza tym stereotypom.
Wnętrze nie jest toporne i tandetne. Owszem, nieco twardego plastiku pozostało, szczególnie na drzwiach, ale przyciski, tapicerka i cała deska rozdzielcza są przyjemne w dotyku. Co więcej, jest ona zaprojektowana „odwrotnie” niż u nas. To górna część jest bardziej wysunięta w stronę kierowcy, dlatego zostaje więcej miejsca na kolana. Dzięki temu większe jest także poczucie przestrzeni. Ale nie o miejsce chodzi w tym dwudrzwiowym coupé o liczbie miejsc 2+2, które w nomenklaturze Forda od zawsze nazywa się fastback. Tutaj chodzi o osiągi.
Każdy koń mechaniczny Forda Mustanga kosztuje 422 zł. Na tabun 421 KM trzeba więc wydać 180 000 zł
Pięciolitrowy V8 o mocy 421 KM to nowy silnik (Coyote). Jest większy (kiedyś 4,6 l), lżejszy (niecałe 200 kg), kręci się wyżej niż poprzednik i nie ma bezpośredniego wtrysku, który według inżynierów Forda nadaje się lepiej do silników turbo. Z europejskich Fordów 1.6 przeszczepiono mu system zmiennych faz rozrządu TiVCT. Na postoju mruczy dość spokojnie, dla wielu osób za spokojnie.
Wystarczy jednak delikatnie zagnać konie do pracy, by buchnął donośnym bulgotem. Najlepiej brzmi przy trzech tysiącach obrotów, ale potrafi znacznie więcej, bo skala obrotomierza kończy się na 8 tysiącach. Gdy wskazówka osiągnie 6,5 tys. obr/min (wtedy silnik rozwija maksymalną moc), zegary zaczynają krzyczeć czerwienią. Przy 7 tys. obr/ min elektronika brutalnie odcina zasilanie. Trzeba o tym pamiętać, bo mechaniczna skrzynia nie zmieni za Ciebie biegu i jeśli startujesz akurat w sprincie na 1/4 mili, przegrywasz.