Najwyższe partie Alp. Przed szlabanem, za którym zaczyna się wjazd na przełęcz nachodzą mnie poważne wątpliwości, czy aby uda mi się spełnić dawne marzenie - przejechać kabrioletem pomiędzy śnieżnymi ścianami wznoszącymi się wzdłuż alpejskich serpentyn. Po lewej - biało; po prawej - biało; nad głową - błękit lśniący ponad szybą Lamborghini Gallardo LP 560-4 Spyder. Tyle wizja. Rzeczywistość obnaża po lewej szarą skałę, po prawej brunatne zbocze, horyzont gubi się we mgle. Białe szaleństwo? Niestety, ani śladu.
Mimo to wyruszam na zamkniętą część przełęczy. Wysoko w górze olbrzymie maszyny podobno wgryzają się w śnieżną skorupę i właśnie do nich wolno mi dojechać - tak wynika z pozwolenia wystawionego przez władze szwajcarskiego kantonu Uri. Droga wiedzie przez brunatno- szary krajobraz upstrzony białymi łatami. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się pokonywać serpentyn z tak skwaszoną miną, nigdy jeszcze 560 KM nie wydawało mi się tak mało podniecające. Gallardo ma nawet wciąż na sobie czapę składanego dachu. Zwykle zdziera ją znad głów pasażerów już w pierwszej minucie przejażdżki, jeśli tylko z nieba nie leje deszcz. Przepraszam, jaki śnieg sprzątają te maszyny na przełęczy?
LAMBORGHINI GALLARDO LP 560-4 SPYDER
LAMBORGHINI GALLARDO LP 560-4 SPYDER | |
---|---|
Cena w Niemczech | 191 495 euro |
Konkurenci | Ferrari 458, Porsche 911 Turbo |
Silnik | benzynowy, 5.2, V10 |
Moc/przy obrotach | 560 KM/8000 obr/min |
0-100 km/h | 4,0 s |
Prędkość maksymalna | 324 km/h |
Zużycie paliwa | 14,0 l/100 km |
Emisja CO2 | 330 g/km |
Silnik | pojemność 5204 cm3, 540 Nm przy 6500 obr/min, skrzynia biegów 6M, napęd na cztery koła. |
Nadwozie | 2-drzwiowy, 2-miejscowy kabriolet, dł. x szer. x wys. 4345 x 1900 x 1184 mm, rozstaw osi 2560 mm, masa własna 1625 kg, poj. zbiornika paliwa 80 l. |
Dane producenta |
Smętnie pokonuję zakręty, niemal ich nie zauważając. Spoglądam w lewo w dolinę i prawie umyka mi śnieżna pryzma po prawej. Hamuję, oglądam. Jest niska jak balustrada na tarasie domku na przedmieściach. Tak wąska szyba Spydera przecież nie jest, żeby śnieżna zaspa nie wystawała ponad jej ramę.
Swoim Gallardo pokonuję kolejne metry, ciągle pnąc się ku alpejskiej przełęczy. Rodzi się nastrój rezygnacji, myśli o powrocie przytłumiają uwagę. Tylko tak można wyjaśnić "nagłe" pojawienie się potężnej śnieżnej ściany. Majestatycznej, wysokiej na kilka pięter, urwistej. Wygląda jakby niedbale odlano ją z betonu. A więc to prawda, one istnieją! Wyłączam silnik, wysiadam i podziwiam jej piękno. Co za góra śniegu! Czy ważąca tysiące ton konstrukcja nie grozi zawaleniem? Tłem do tych rozważań jest plusk strumienia spływającego gdzieś obok.
Spomiędzy chmur wyziera słońce i pozostawia ślad na białej ścianie. Ta z kolei kontrastuje z brunatnymi skalnymi blokami, czarnym asfaltem i gdzieniegdzie błękitnym niebem. Chcę uszczknąć coś z białej masy, ale palce ślizgają się po szorstkiej powierzchni. No jasne, lód. Taka masa śniegu byłaby przecież niestabilna i nie opierałaby się skutecznie żywiołom przez kilka tygodni.
Z powrotem do samochodu, otwieram dach. Ryk odpalanego silnika rwie ciszę na strzępy, odbija się od lodowej ściany. Jest zupełnie nieświadomy, że fale dźwiękowe wywołują lawiny. Czy w razie czego Gallardo byłby na tyle szybki, by im uciec? Pas asfaltu nadający się do jazdy jest miejscami tak wąski, że lusterka Spydera rysują kreski na śnieżnej ścianie, a moją twarz dźgają kryształki lodu. To nie boli, bo skórę już znieczulił zimny wiatr. Wrażenie jest takie, jak podczas biegu na nartach.