Trudno w ich przypadku o jakiekolwiek emocje. Są niczym sprzęty gospodarstwa domowego, spełniające po prostu swoje zadania. Małe samochody mają wcisnąć się w każdą lukę, być niezawodne i tanie w zakupie oraz eksploatacji. Że do ich wnętrz nie zmieści się lodówka, czy telewizor - to akurat nie ma większego znaczenia. Natomiast w przypadku Kii Picanto i Suzuki Alto liczy się coś jeszcze. To coś, to dbałość o środowisko naturalne. Pod tym względem z testowej dwójki lepszy okazuje się wytwarzany w Indiach "japończyk", który nie dość, że zużywa mniej paliwa, to napędzany jest silnikiem spełniającym normę emisji spalin Euro 5, a nie Euro 4, jak jednostka napędowa modelu Kii.
Walka o sekundy w ruchu miejskim nie jest najważniejsza, ale sposób rozwijania mocy - już tak. Tutaj znacznie lepsze wrażenie pozostawia Picanto, którego silnik jest zrywniejszy, chętniej przyspiesza od niskich prędkości i bez zgrzytania zaworami daje się zapędzić na czerwone pole obrotomierza. Jednostka Suzuki sprawia natomiast wrażenie, jakby gardziła niewielkimi obrotami, rozkoszując się tymi wysokimi. Oznacza to, że do około 3500-4000 obr/ min jest dość leniwa, by potem nabierać werwy. O ile do 100 km/h Alto jest tylko o pół zderzaka szybsze od Picanto, o tyle do prędkości 130 km/h wyprzedza je już o kilka długości. Z drugiej strony, "koreańczyk" może się pochwalić lepszą elastycznością, co zawdzięcza przede wszystkim znacznie trafniej zestopniowanej pięciostopniowej przekładni. W Suzuki do jazdy po mieście mogłyby wystarczyć jedynie trzy biegi. Dlaczego? Bo na pierwszym biegu Alto potrafi jechać z prędkością ponad 50 km/h, na drugim około 90 km/h, natomiast na "trójce" - prawie 150 km/h!
Sposobem swojej pracy przekładnie obu samochodów bardziej różnić się nie mogą. W Kii biegi wchodzą przede wszystkim z niewielkim oporem, ale drogi pomiędzy kolejnymi przełożeniami, jakie musi pokonać ręka kierowcy - są o wiele dłuższe niż w Suzuki. Mechanizm "japończyka" pracuje sztywno i pewnie, choć wymaga przyłożenia większej siły niż w Picanto. Co kto lubi!
Jako że Alto ma tylko trzy cylindry, wytwarza wyraźne wibracje, przenoszące się w szczególności na kierownicę i drążek zmiany biegów. Przeszkadza to na tak częstych w ruchu miejskim postojach, jednak wystarczy silnik nieco wkręcić na obroty, by ta niedogodność całkowicie zniknęła. Ba, osobom mającym odrobinę benzyny we krwi zapewne spodoba się niski odgłos pracy trzycylindrowego serca Suzuki, całkowicie odmienny od tego, jaki wytwarza jednostka napędowa Kii.
Jeśli z silnikiem ogołoconym z jednego cylindra da się jakoś żyć, to nadwozie Alto, oferujące w swoim wnętrzu cztery miejsca siedzące, może okazać się niewystarczające. Jak na swoje skromne wymiary, obydwa samochody mają niezłą ilość miejsca wewnątrz, wystarczającą nawet na niedalekie wypady poza miasto. Lepiej na tylnej kanapie podróżuje się w Kii, choć gdy za kierownicą zasiądzie osoba o wzroście powyżej 1,80 m, kolana lekko wbijają się w oparcie. W Suzuki za tym samym prowadzącym miejsca jest mniej - brakuje go w każdym wymiarze, dlatego tutaj niezbędny jest większy kompromis między pierwszym a drugim rzędem siedzeń.
Komentarze
auto motor i sport, 2009-12-07 12:10:49
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?