Richard raz patrzy na to czerwone coś, raz na mnie. Gryzie wargi, marszczy brwi, wreszcie rzuca: „Dobra, zmieścisz się. Niedawno mieliśmy tu taką jedną kobitkę, większą niż ty, i jakoś się wpakowała na to cudo”. Jak to „na”? „Normalnie, siedziała okrakiem na krawędzi oparcia”.
No to powodzenia. Najszybsza na świecie kosiarka do trawy czeka na pogromcę, a ja ze swoim 1,89 metra wzrostu nie mogę zmieścić tyłka w fotelu. To by był obciach! Na szczęście jakoś wciskam się w sportowy kubełek, nogi opieram prawie pionowo na pedałach sprzęgła i gazu, lekko wykręcam tułów, żeby mieć choć trochę swobody ruchów. Mocno ściskam spłaszczoną z góry i z dołu kierownicę. Kolana sterczą wysoko w górę, ograniczając ruchy i widoczność. Jeździliście kiedyś gokartem wbici w skafander kosmonauty? Coś mi mówi, że ta moja pozycja za kółkiem nie przeszłaby nawet, gdybym chciał prowadzić traktor, a tu czeka naszprycowana sterydami 109-konna kosiarka. Na jeden kilogram jej masy przypada dwa razy tyle mechanicznych koni, co w wyczynowych autach sportowych. Jest jak gokart, który rozpędza się do setki poniżej czterech sekund. BMW M5 może się schować. Takie coś pojawia się w realu, gdy chłopaki z Hondy umówią się na drinka z kierowcami brytyjskiej serii wyścigów aut turystycznych. Albo na kilka drinków…
Taki wehikuł miała na myśli matka, gdy ostrzegała: „Synu, ty się kiedyś zabijesz!”.
Jezu, Richard znowu jakoś dziwnie patrzy: „A tak w ogóle, to ta kosiarka ma pneumatyczne zawieszenie”. Gdzie? „W oponach”. Ha, ha – taki żarcik byłego brytyjskiego mechanika z F1. Jechać, nie jechać? – biję się z myślami. Na Hockenheimie jest ponad 20 stopni, kombinezon klei mi się do skóry, siedzę wygodnie, jak w kuble na śmieci, a nogi ustawione mam tak dziwacznie, że nie jestem w stanie głębiej wcisnąć sprzęgła. Żeby przenieść stopę z gazu na hamulec, musiałbym być chyba akrobatą. Richard uspokaja na swój sposób: „Jedź ostrożnie, bo sprzęgło chodzi cholernie ciężko, a w zakrętach to draństwo lubi jechać na wprost”. Teraz wiem, to przed takim wynalazkiem ostrzegała mnie mama, mówiąc: „Synu, ty się kiedyś zabijesz!” Mean Mower produkcji Hondy ma na szczęście trzy hamulce tarczowe. Dwa z przodu i jeden na tylnej osi. To mnie trochę uspokaja, bo teoretycznie ta kosiara wyciąga 210 km/h. Rysiek dobrze radzi: „Wypróbuj najpierw hamulce, bo działają trochę inaczej”. Kurde, jak inaczej??!
![]() |
![]() |
![]() |
Czerwone przyciski służą do zmiany przełożeń motocyklowej skrzyni biegów | Państwo pozwolą: Mister Mean i jego motocyklowy silnik z Hondy Firestorm. Moc nie oszałamia (109 KM), więc setkę robi w około 4 sekundy | W sumie trzy skuteczne hamulce tarczowe dają jakie takie poczucie bezpieczeństwa |
Daje radę do 210 km/h
Monstrum Hondy do złudzenia przypomina niewinny traktorek-kosiarkę HF 2620. Jednak chromowo-molibdenowo-stalowa rama i silnik z Firestorma to jego znaki szczególne. W worku na skoszoną trawę są zbiornik paliwa, chłodnica oleju i druga chłodnica wody. Ale wyścigowa wersja bez problemu zrobi to, do czego stworzona jest każda kosiarka – przy prędkości 26 km/h zetnie trawę nawet dwa razy szybciej niż jej cywilna krewniaczka. Umiejętność koszenia to wymóg, jeśli to dziwadło ma być dopuszczone do bicia rekordu świata. Cięcie trawnika umożliwiają napędzane elektrycznie stalowe ostrza o grubości 3 mm.
Ten postrach ogrodowych krasnali ma dwucylindrowy silnik o pojemności jednego litra. Dzięki niemu rozpędził się do 187,6 km/h, próba odbyła się na hiszpańskim torze Idiada. To rekord świata wśród ogrodowych kosiarek. Dobra, wśród takich, których nikt nie potrzebuje, ale wielu uważa za jajcarskie. W każdym razie, Richard na pewno.