Czy to z powodu tej wściekłej zieleni, kształtu klina, jakby wyciosanego toporem, czy zwierzęcego ryku silnika? A może chodzi o wszystko razem? Faktem jest, że w mieście Lamborghini to po prostu zjawisko, nie ma przechodnia, który by się za nim nie obejrzał. Co drugi sięga po komórkę, żeby zrobić zdjęcie.
I właśnie o to chodzi, bo w ten sposób nowy model spełnia swoje pierwsze zadanie – rzuca się w oczy. Lamborghini musi być bardziej widoczne niż Ferrari i bardziej niż McLaren. Lambo to marka rzadka wśród rzadkich, a nowy model pojawia się tylko od święta, tym razem na uroczysty moment trzeba było czekać całą dekadę.
No, ale teraz Huracán, następca Gallardo, wreszcie staje w blokach startowych – dziki, wręcz brutalny i zdecydowany na wszystko. I to by była druga powinność, jaką spełnił mały Lambo, zanim jeszcze ruszyliśmy z miejsca.
![]() |
![]() |
Napęd 4x4 ogranicza miejsce na przedniej osi, więc bagażnik jest mikry | Z tyłu – groźnie |
Jednak leci z nami pilot
Lekkie naciśnięcie guzika na pilocie i z tradycyjnie otwieranych drzwi wysuwają się klamki – jak na dzikiego potwora to wręcz zawstydzająca uprzejmość. No cóż, spróbujmy wśliznąć się za kierownicę. Aua! Udo uderza w wystającą krawędź fotela zrobioną z włókna węglowego. Następnym razem muszę lepiej celować.
Co by nie mówić, nad głową jest o włos więcej miejsca niż w Gallardo, ale wnętrzu Huracána i tak daleko do „przestronności” Ferrari 458 Italii, czyli głównego konkurenta małego Lambo. Kokpit, jak w Aventadorze, przypomina miejsce pracy pilota odrzutowca. Przed oczami kierowcy znajduje się wyświetlacz pokazujący wskazania pokładowych przyrządów. Na prawo od niego, na środkowej konsoli, są trzy wirtualne wskaźniki informujące o ciśnieniu i temperaturze oleju silnikowego oraz o napięciu akumulatora. Włącznik biegu wstecznego wygląda jak samolotowa dźwignia, którą pilot popycha jednym ruchem ręki, z kolei przycisk startera kryje się pod czerwoną osłoną. To on budzi do życia dziesięciocylindrowy silnik dobywający z siebie upojny grzmot.
Lepszy od Gallardo, ale ani o włos bardziej przydatny na co dzień
Pociągnięcie łopatki przy kierownicy powoduje załączenie jedynki. Dwumiejscowe auto rusza z lekkim szarpnięciem, co wiedzą wszyscy mający kiedykolwiek do czynienia z Lamborghini – to typowe dla przekładni z dwoma sprzęgłami i trwa tylko do czasu, aż olej w skrzyni biegów się rozgrzeje. Nie ma żadnego porównania z surową pracą sekwencyjnej skrzyni biegów w Gallardo, Włochom szczęśliwie udało się usunąć słaby punkt poprzedniego modelu. W automatycznym trybie pracy skrzynia DSG zmienia bieg po biegu aż do siódemki, nawet gdy Huracán jedzie z miejską prędkością. V10 mruczy sobie coś pod nosem, a pod światłami nagle milknie – bo dzisiaj nawet Lamborghini ma start/stop.
Spójrzmy jeszcze, co tu do czego służy. Najważniejsze włączniki zgromadzono na i przy kierownicy. Podobnie jak w motocyklu jest przycisk świateł drogowych i przełącznik kierunkowskazów. Drugi znajduje się na prawym ramieniu kierownicy i zawiaduje wycieraczkami pracującymi w trybie plus/minus(?), do czego trzeba się przyzwyczaić. Niestety, podczas ulewy wycieraczki nie całkiem dają radę.
![]() |
Wnętrze jak w myśliwcu. Ilość plastiku, nie zawsze pierwszej klasy, trochę zaskakuje |
Na dodatek nasz testowy egzemplarz miał zeza, bo światło lewego LED-owego reflektora kończyło się tuż przed maską. Ponieważ Lamborghini Huracán ma bardzo wydłużone nadwozie, jego przednie słupki dachowe są wysunięte daleko ku przodowi i bardzo mocno pochylone. Zasłaniają pole widzenia z przodu tak samo jak „żaluzje” pokrywy silnika utrudniają widzenie tego, co z tyłu. Czujników parkowania nasz egzemplarz nie miał, dlatego parkując woleliśmy zawsze zostawić nieco większy odstęp do następnego auta.
Ale nawet pomijając ten drobiazg, twierdzimy, że miasto nie jest tym, co Lamborghini lubi najbardziej. Na nierównościach, wystających studzienkach czy podjazdach grożą mu bolesne otarcia, jeśli kierowca mienia nierówności, dzięki którym nie czuć tak bardzo, że jedzie się po dziurawej drodze. Ferrari wprowadziło je seryjnie już 20 lat temu do F355 GTB, ale w Huracánie trzeba ekstra płacić, nasza testówka takich amortyzatorów nie miała. Na nierównościach zawieszenie albo wystrzela gdzieś do góry, albo nadwozie zaczyna się kołysać.