auto motor i sport 9/2004
Można tego nie akceptować, ale tak już jest świat urządzony, że nie wszyscy są biedni. A parę osób nie jest biednych w stopniu znacznym. Wśród nich są ludzie zdegustowani skierowaną do nich ofertą - Rolls-Royce'a lub Bentleya. Dla takiej klienteli wraca na rynek Maybach - legenda nad legendami.
Pod koniec XIX wieku Wilhelm Maybach z Gottliebem Daimlerem wspólnie tworzyli początki Mercedesa. Potem Wilhelm z synem Karlem zbudowali słynną fabrykę silników do sterowców, a później, od 1919 r., sam Karl Maybach, konkurując z RR, zbudował 1800 sztuk superluksusowych samochodów. Po II wojnie światowej produkcji nie wznowiono. Teraz, po ponad 60 latach przerwy, legenda Maybacha wraca na światowe salony z pomocą koncernu DaimlerChrysler. Zbudowano auto absolutnie wyjątkowe. Dla wyjątkowej klienteli. Nie jest ono udostępniane gawiedzi i... dziennikarzom. Więc "dotarcie" do Maybacha wymagało protekcji Bardzo Ważnych Osób. Wreszcie Wielka Wiadomość - będę gościem Maybacha.
Nawet w Stuttgarcie przed hotelem czekający na mnie Maybach wzbudza sensację. Parę osób zza węgła zagląda z ciekawością, licząc na autograf jakiejś ekstrawaganckiej gwiazdy ekranu. Chyba ich zawiodłem.
Wpierw patrzę z daleka. Bryła wyrzeźbiona szlachetnie, poważnie, dostojnie, ale i drapieżnie. Aparycja wytworna. Spojrzenie przenikliwe. W oczach nie tylko ksenony, ale i słynne grawerunki. Rozmiar jak krążownika Aurora, nawet przyjęto jachtowy system oznaczeń "wg długości pokładu": wersja 62 ma 6,2 m długości, a druga, króciutka, "baby" 57 - "zaledwie" 5,7 m. Auto ogromne, ale przecież ma budzić podziw, grozę, szacunek, uwielbienie, zazdrość, zachwyt. I budzi.
Nadwozie jest "pół na pół" stalowe i aluminiowe (walka o każdy gram). Nikt nie ukrywa, że zakłady Maybacha są powiązane kapitałowo i zapleczem naukowo- technicznym z koncernem DaimlerChrysler, a więc z Mercedesem, ale to auto jest samodzielnym projektem. Mercedes też jest dumny z więzów krwi, bo od lat cierpiał na kompleks RR i Bentleya (z podtekstem BMW), i "współojcostwo" mu pochlebia.
Z całą tą wiedzą, w milczeniu podziwiam olbrzyma. Oczywiście, pod hotelem nie siadam za kierownicą - tylne drzwi otwiera mi szofer. Wnętrze robi na mnie piorunujące wrażenie. Wielkie jak gotycka katedra, jaśnie wielmożne, biesiadne. Szofer gdzieś daleko, prawie za horyzontem. W takim fotelu (raczej tron?), nie tylko samochodowym, nie siedziałem nigdy. Skóra aż erotycznie delikatna. Miękkość i wyprofilowanie całego umeblowania takiego living roomu nie do opisania słowami. Siedzi się jak w budyniu. Ale zupełne szaleństwo, łatwe do skopiowania nawet w maluchu, to niewyobrażalnie miękkie, puchowe... nakładki na zagłówki. Za dotknięciem różnych czarodziejskich guzików fotele zmieniają się w wygodne łóżka. Taka sofa z układem aktywnej (?!) wentylacji i z całą elektroniką oraz elektryką, której VIP powierza dolną część swych szlachetnych pleców (ja też powierzyłem) kosztuje więcej niż niejeden cały samochód. Czy ta część pleców na to zasługuje?
Komentarze
auto motor i sport, 2008-06-09 17:23:46
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?