Miłość do motoryzacji bywa czasem niepojęta. Świadczy o tym przykład pewnego dealera ze Szwajcarii, który zgromadził w swoim salonie około 200 aut. Problem w tym, że trudno mu się było z nimi rozstać, więc zamiast je sprzedawać, kolejnych klientów odprawiał z kwitkiem. Ostatecznie zabarykadował się w olbrzymiej hali i resztę życia spędził w towarzystwie ukochanych aut, o które dbał jak o własne dzieci. Finał historii dopisało życie. Przedsiębiorca zmarł, a samochody poszły pod młotek. W ten sposób do Polski trafiło 12 Mazd – modele 323 oraz 626.
Nówki pokryte patyną
Auta przyjechały w stanie fabrycznym, z woskową ochroną lakieru i folią na fotelach. Benzyna w zbiorniku uległa rozkładowi, więc trzeba było ją usunąć, wymienić filtr i usprawnić pompę paliwa. 30-letni olej w silniku wyglądał jak nowy, ale zgęstniał i stracił swoje właściwości, zastąpiono go więc współczesnym, mineralnym Castrolem 10W40. Po zamontowaniu akumulatora auto ożyło. Wystarczyła wizyta w myjni i można je było wystawić na sprzedaż.
Mazda 626 z 1986 roku, którą do nas przywieziono, z zewnątrz prezentowała się jak świetnie odrestaurowany youngtimer – błyszczący lakier, opony o niespotykanej dziś rzeźbie bieżnika, wypielęgnowane wnętrze, wykończone w zupełnie niedzisiejszym stylu (bordowy plusz, bordowa wykładzina, skóropodobna tapicerka deski rozdzielczej).
![]() |
![]() |
Pluszowy fotel wygląda fantastycznie i jest bardziej niż po domowemu wygodny | Wnętrze utrzymano w typowym stylu lat 80. |
Aż trudno uwierzyć, że siedzimy w niej jako pierwsi! Licznik nie kłamie. 21 kilometrów przebiegu pozwala nabrać przekonania, że stoi przed nami zupełnie nowy samochód. Świetny stan techniczny „szóstka” zawdzięcza właścicielowi salonu, który zaraz po zakupie całej partii wszystkie auta zakonserwował i wstawił do hali. Tam pod dachem, w suchym, ogrzewanym salonie spędziły niemal 30 lat. Samochód w takim stanie jest jak relikwia. Nam udało się ją nie tylko zobaczyć, ale też odbyć krótką przejażdżkę po torze testowym (pojazd nie jest i nigdy nie był zarejestrowany).
Automat Mazdy 626 sympatycznie zwleka z przełączaniem biegów
Wrażenie robią już same gabaryty. W końcu 626 w 1986 roku była dużym rodzinnym samochodem, podobnie jak dzisiejsza „szóstka”. Postawione obok siebie Mazdy wyglądają jednak jak z innych planet. 626 sprzed 30 lat jest dużo niższa, w jej nadwoziu na próżno szukać obłości. Żeby włożyć walizkę do bagażnika, trzeba pokonać próg znajdujący się niemal metr nad ziemią! Nisko poprowadzona linia okien powoduje, że wnętrze wydaje się większe niż jest w rzeczywistości, a słupki dachowe są niezwykle cienkie.
Bezpieczeństwo czynne i bierne? Ale o co chodzi? W Maździe 626 nie ma poduszek powietrznych, ABS-u, pirotechnicznych napinaczy pasów bezpieczeństwa. Z elektroniki pokładowej można wymienić tylko zegarek cyfrowy, zamontowany na szczycie deski rozdzielczej. Stara Mazda ma za to coś, czego nie sposób przeliczyć na pieniądze – klimat. A tego najbardziej brakuje współczesnym samochodom.