Przyszłość ma to do siebie, że jest wielką niewiadomą. Prawdziwe oblicze pokazuje dopiero, gdy staje się przeszłością. To wtedy można ocenić, czy wysiłki i nadzieje, które się z nią wiązało miały jakikolwiek sens. A może to nie własne starania, lecz zupełnie coś innego wpłynęło na to, co dzieje się teraz? Na przykład przypadek. Właśnie takie myśli snują mi się po głowie, gdy jeszcze przed świtem jadę autostradą. W zasadzie ta historia zaczyna się gdzieś koło południa w piątek 7 sierpnia 1992 roku. To wtedy przeczytałem test Mazdy RX-7 i jako nastolatek zamarzyłem, żeby kiedyś przejechać się takim autem.
Mazda RX-7- Tu i teraz
Gdyby to był film, teraz nastąpiłoby cięcie, a potem obudzilibyśmy się w roku 9982. Ktoś kładzie dłoń na włączniku światła, krótkie migotanie i po chwili w podziemnym garażu jarzącą bielą rozbłyskują neonówki. Na nagą betonową ścianę pada cień Mazdy RX-7. Wsiadam, przekręcam kluczyk i w tym samym momencie, w którym rozlega się dźwięk silnika Wankla, podnoszą się klapki przykrywające reflektory. Mazda wycofuje się ze swojego miejsca i zmierza do bramy wyjazdowej. Jeszcze tylko na moment omiata garaż czerwienią, hamując przed unoszącą się kratą. Szybko się pod nią prześlizguje i jedziemy. To nie jest żadna odległa przyszłość, to się dzieje tu i teraz.
Światła miasta ślizgają się na łagodnych wypukłościach nadwozia, mdły blask ostatniej latarni muska lakier. Wyjeżdżamy na autostradę, w ciemność. Dzień wciąż jeszcze jest nocą, tak naprawdę zacznie się dopiero na Hockenheimie – tankowanie, mycie, wjazd na tor, pomiary wnętrza, ważenie, montaż aparatury pomiarowej.
RX-7 to nieduży samochód – krótki na 4,30 m, wąski na 1,76 i niski na 1,23 m, do tego lekki – 1292 kg. Wszystko w nim zrobiono tak, by zmniejszyć ciężar. Maska z aluminium, podwójne wahacze poprzeczne z przodu i z tyłu z kutego lekkiego stopu, blok silnika i obudowę przekładni wykonano z aluminium, tak samo jak pedały hamulca i sprzęgła, a nawet lewarek. 652 i 640 kg – nacisk na przednią i tylną oś rozłożono idealnie, uwzględniając masę podróżnych, którzy siedzą równo pośrodku. Żeby szanowni klienci nie zaburzyli właściwego stosunku mocy do masy, dopuszczalną ładowność auta ograniczono do 198 kg. Ja, mój redakcyjny kolega i sprzęt pomiarowy wykorzystujemy ją w całości.

Mazda RX-7 - Korpus epitrochoidalny
Silnik kręci się do 8000 obrotów, przy których dyskretne „Bing!” napomina cię, żebyś zmienił bieg
Silnik znajduje się za przednią osią. To konstrukcja z tłokiem w kształcie trójkąta Reuleaux umieszczonym mimośrodowo w epitrochoidalnym korpusie. Czyż nie brzmi pięknie? Z pewnością zbyt rzadko mówimy te słowa ukochanej partnerce! Ale teraz mamy tu naszą RX-siódemkę, więc niech się chowają wszystkie wymyślne dwu-, cztero- i sześciocylindrowe boksery, cztero-, sześcio i ośmiocylindrowe silniki wolnossące w układach rzędowym albo widlastym, rzędowe „piątki” i sześciocylindrowe boksery z jedną albo dwiema sprężarkami. Ten oto silnik Wankla zasilany powietrzem pod ciśnieniem 0,35 bara przez dwie włączające się jedna po drugiej turbosprężarki Hitachi jest wśród tych sensacyjnych wynalazków technicznych wynalazkiem najbardziej sensacyjnym.
Wankel z kopyta bierze się do pracy, bez wysiłku i bez drgań zalicza kolejne tysiące obrotów – cztery, pięć, sześć tysięcy. Przy siedmiu myślisz sobie, że już chyba mu wystarczy. Ale nie, silnik dalej się kręci, ponad osiem tysięcy obrotów, przy których nieśmiałe „bing!” napomina cię, żebyś włączył kolejny bieg. Jest ich pięć; drogi prowadzenia dźwigni ułożono ciasno jedna obok drugiej, same zaś biegi zestopniowano perfekcyjnie. Podczas zmiany stawiają opór wynikający jedynie z mechanicznej precyzji, z jaką działa przekładnia. Tak, układ napędowy RX-7 robi wrażenie i to nawet podczas najnudniejszego ze wszystkich pomiarów – różnicy pomiędzy wskazaniami prędkościomierza a prędkością rzeczywistą. Potem bierzemy się za mierzenie hałasu we wnętrzu. I chociaż silnik znajduje się bardzo blisko kabiny, to nie tylko nie powoduje żadnych wibracji, ale jest po prostu cichy.

Komentarze