Audi, BMW, Mercedes – to trzy pierwsze marki, kojarzące się z hasłem „auta premium”. I właśnie one, choć w odwrotnej kolejności, królują w statystykach sprzedaży luksusowych modeli klasy średniej. Dla niektórych jednak to żadna frajda jeździć popularnym autem. Poszukującym inności proponujemy więc dwie kontroferty – Nissana premium, czyli Infiniti Q50 oraz Volvo S60. Pierwszy kusi atrakcyjną stylizacją, drugi legendarnym bezpieczeństwem. Porównując je z bestsellerem – Mercedesem klasy C – sprawdzamy, czy warto postawić na odmienność.
Silnik Volvo (245 KM) potrzebuje średnio 1,5 l paliwa więcej niż Mercedesa (184 KM)
Infiniti pachnie sportem
Skośnookie nie tylko z racji japońskiego rodowodu, ale i ze spojrzenia reflektorów z LED-ami, Infiniti Q50 postawione obok Mercedesa i Volvo wygląda jak z zupełnie innej bajki. Jakby było praktyczniejszą odmianą jakiegoś sportowego coupé. O sporcie myślisz też, zaglądając do środka – mocno wyprofilowane fotele, gruba, niezbyt duża kierownica, wielkie, metalowe manetki do zmiany biegów i mocno zabudowany kokpit zupełnie nie kojarzą się z luksusowym połykaczem kilometrów.
Siadasz za kierownicą, opuszczasz fotel jak najniżej i dusząc przycisk startera czekasz na ryk spod maski. Ryku nie ma, bo Q50 napędzane jest tylko czterocylindrowym, dwulitrowym silnikiem benzynowym Mercedesa, od niego przejęło również siedmiobiegowy automat. Jednak brak potwora pod maską wcale nie oznacza, że „japończykowi” brakuje ikry. 211 KM kręcących tylnymi kołami rozpędza Infiniti do 100 km/h w czasie 7,6 s. Na zimowych oponach i w niesprzyjających warunkach zabrakło nam mgnienia oka do fabrycznego wyniku – 7,2 s. Maksymalny moment obrotowy jest dostępny już od 1250 obr/min, więc nie może być mowy o braku pary podczas wyprzedzania.
Na listę zalet wpisujemy też pionierskie rozwiązanie, jakim jest układ kierowniczy typu steer-by-wire, czyli bez bezpośredniego połączenia kierownicy z przekładnią kierowniczą. Czujniki rejestrują ruch wolantu i przekazują silnikom elektrycznym informację o konieczności skręcenia kół. Dzięki takiemu rozwiązaniu na kierownicę nie są przenoszone żadne drgania pochodzące od kół. Wpadniesz kołem w dziurę, czy jedziesz po kostce brukowej – kierownica ani drgnie.
Do tego sam decydujesz jaki opór ma ona stawiać podczas manewrów. W trybie sportowym naprawdę wymaga przyjemnej walki. Choć trzeba przyznać, że gdy zapragniesz wycisnąć z Q50 ile się da gdzieś na krętej drodze, podczas ostrej jazdy brak podpowiedzi na kierownicy, co się dzieje z kołami odbiera sporo frajdy z jazdy. Ale to ekstremum, w codziennej jeździe ten układ kierowniczy sprawuje się świetnie.
Zawieszenie Infiniti zestrojono sportowo (czytaj: twardo), więc wszystkie nierówności, których nie czujesz na kierownicy poczujesz w kręgosłupie. 19-calowe felgi wykonane z lekkich stopów też nie pomagają – naciągnięte na nie niskoprofilowe Falkeny nie były w stanie ukryć nierówności nawierzchni.
Kolejnym powodem do narzekania może okazać się przestrzeń dla pasażerów zasiadających z tyłu – o ile będzie ich trzech. Wysoki tunel środkowy ogranicza przestrzeń na nogi, a jeśli siedzący z przodu opuszczą maksymalnie siedziska foteli, tym z tyłu braknie miejsca na stopy. Jeśli podróżować z tyłu, to tylko we dwójkę. Za to można zabrać całkiem sporo bagażu, bo kufer połknie nawet 500 l. Trzeba tylko pamiętać o wąskim otworze załadunkowym i przemyśleć kolejność wrzucania toreb – przestrzeń ładunkowa mocno zwęża się w tylnej części, ustępując miejsca nadkolom.
Komentarze
auto motor i sport, 2015-02-18 10:20:46
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?