Mercedes chwali się coraz lepszymi wynikami sprzedaży, ostatnio ogłosił, że marzec 2014 roku był pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy najlepszym miesiącem w historii marki (158 523 szt.). Spory udział w tych wynikach mają najmniejsze modele, czyli świetnie przyjęta w Europie Klasa A i najpopularniejszy model marki w USA – CLA.
Teraz statystyki poprawi jeszcze GLA – długo wyczekiwany przez klientów konkurent BMW X1 i Audi Q3. Zanim postawimy go do pojedynku z nimi, sprawdzamy, czy ma zadatki na gwiazdę.
Design – trendy, ale za ekstra kasę
Gdyby porównać GLA z Klasą A na rysunkach technicznych opisujących wymiary na stronie Mercedesa, trzeba się zastanowić, który jest który – najłatwiej je rozróżnić po przerwie między kołem a nadkolem. Można by dojść do wniosku, że SUV to nic innego jak kompakt z większym prześwitem.
W rzeczywistości jednak nikt nie będzie miał problemów z rozróżnieniem obu tych aut, a to dzięki sprytnemu zabiegowi stylistów – czarnemu paskowi biegnącemu u dołu wokół nadwozia. Dzięki niemu sylwetka GLA nabrała smukłości, a wyraźne przetłoczenia na karoserii i osłony zderzaków dodały mu zadziorności. Tę ostatnią potęgują "garby" na pokrywie silnika i groźne spojrzenie poprowadzonych ukośnie świateł do jazdy dziennej.
W naszym egzemplarzu wisienką na torcie były 19-calowe obręcze z lekkich stopów, wchodzące w skład pakietu wyposażenie Edition 1 (za prawie 30 tys. zł). Seryjne, stalowe (!) 17-ki z kołpakami (!) w dużym otworze nadkola, który wydaje się jeszcze większy przez poprowadzony na krawędzi czarny pasek, wyglądają zawstydzająco. Ale na większych kołach – całość wygląda świetnie.
Wnętrze – premium, o ile dopłacisz
Kabina – w największym skrócie – jest taka, jak w Klasie A. Czyli z wylotami nawiewów inspirowanymi modelem SLS AMG i ekranem ą la tablet przytwierdzonym na stałe na szczycie kokpitu. Dolną część konsoli wykonano z twardego plastiku, na środku mamy fragment z aluminium, a na górze – brązową skórę. Ale to znowu efekt zastosowania pakietu wyposażenia – tym razem Exclusive za prawie 12,5 tys. zł. Bez niego byłoby tylko przyjemne w dotyku, czarne tworzywo. I zamiast efektu "WOW", byłoby skromniutko.
Klasycznie w Mercedesie dźwignia zmiany biegów trafiła za kierownicę, a na tunelu środkowym mamy trzy schowki i pokrętło do obsługi multimediów. Pokrętło, bo ekran – mimo tabletowej stylizacji – nie może być obsługiwany dotykowo, nawet na postoju. Obsługa całości nie jest tak intuicyjna jak iDrive w BMW, czy nawet podobny system w najnowszych modelach Mazdy, ale da się nad nim w miarę szybko zapanować.
Jednak i tu po raz kolejny – najlepsze wrażenie robi nie zestaw fabryczny, z ekranem o przekątnej 5,7 cala, ale kosztujący z górką 15 tys. zł system Command Online, z 7-calowym ekranem i dostępem do internetu (po uprzednim połączeniu z telefonem z dostępem do sieci).
Oczywiście, zwykle prezentowane w prasie egzemplarze to dobrze wyposażone wersje, mamy świadomość, że dodatki swoje kosztują, ale Mercedes momentami popada w śmieszność. W wycenionym na 155 tysięcy GLA dopłaty wymaga m.in. automatyczna klimatyzacja (2870 zł), podłokietnik tylnej kanapy (932 zł), a taki drobiazg jak gniazdo USB kosztuje 1486 zł.