Gdyby zdawała test na inteligencję, uzyskałaby lepszy wynik niż wielu kierowców. Widzi trójwymiarowo i rozpoznaje nierówności drogi, by zawczasu dobrać właściwą charakterystykę tłumienia. Jej pole widzenia obejmuje 360 stopni. Widzi też w ciemności daleko poza zasięg świateł reflektorów, potrafi głosowo odczytywać esemesy i maile, umie sobie podgrzać płyn do spryskiwaczy i zarządza 500 diodami LED.
Limuzyna klasy S jest tak inteligentna, że, jak ktoś zauważył, pojawiła się na rynku wtedy, kiedy sama uznała, że jest na to gotowa. Taktownie wobec innych użytkowników dróg, w nocy oraz podczas jazdy w korkach Klasa S zmniejsza intensywność świateł stopu – by nie irytować. Dla pasażerów z tyłu „eska” oferuje fotele w pięciu smakach, te z najwyższej półki mają kąt pochylenia jak leżak. Mercedes podaje nawet, iż „opcjonalnie tylne fotele dostępne są jako wolnostojące”. Cokolwiek to znaczy, wierzymy na słowo. Na wszystkich siedzeniach jest funkcja masażu, w tym również takiego, który wykorzystuje efekt gorących kamieni. Natomiast pierwsza w historii świata „wentylacja foteli z odwróconym ciągiem pozwala uniknąć przeciągów”. Znów – nie starcza nam wyobraźni, by ogarnąć, co to oznacza, ale niech będzie.
Klasa S, tak jak porządny jacht, potrafi odizolować od problemów
Kabina: 7 kolorów oświetlenia
Gdyby Mercedes klasy S nie chciał być najlepszy na świecie pod każdym względem, oznaczałoby to, że coś ze światem jest nie tak. Najnowsze wcielenie „eski” potrafi wszystko, co wymieniliśmy powyżej – i więcej – i wszystko owija w bardzo klasyczne opakowanie. Stylizacja nadwozia nad futuryzm przedkłada konserwatywną nowoczesność. Jedynie dwa ogromne, 12,3-calowe ekrany na tablicy przyrządów mówią, że jesteśmy w XXI wieku. Elementów obsługi jest niemało, wszystkie jednak wtapiają się w tło.
Jakość wykonania, fotele, sprzęt grający i klimatyzacja są tip-top, ale niczego mniej po klasie S się nie spodziewaliśmy. Nowością są podgrzewane podłokietniki oraz siedem kolorów tzw. podświetlenia nastrojowego, z których poza jednym–dwoma stonowanymi „światłami tła”, pozostałe są straszliwie choinkowe. Tradycyjnie dla Mercedesa, w „esce” debiutują nowe rozwiązania z dziedziny bezpieczeństwa. Tym razem dotyczą głównie pasażerów z tyłu, którzy mają tzw. beltbagi, czyli nadmuchiwane pasy bezpieczeństwa oraz cushionbagi – poduszki powietrzne w siedziskach, zapobiegające wysuwaniu się ciała człowieka spod pasa bezpieczeństwa (ważne, kiedy pasażerowie mają mocno pochylone oparcia siedzeń). Te elementy będą w kolejnych latach pojawiać się w coraz tańszych samochodach.
Testowany egzemplarz był w wersji przedłużonej, z rozstawem osi dłuższym o 13,5 cm niż w podstawowej. Wszystkie „eski” mają standardowo zawieszenie pneumatyczne z układem tzw. aktywnego tłumienia. Na drodze najnowsza Klasa S to Mercedes w najlepszym wydaniu. Zrelaksowane, spokojne zachowanie, łagodne reakcje na ruchy kierownicą i ultrakomfortowe resorowanie sprawiają, iż masz wrażenie, że nie prowadzisz auta, lecz jesteś przez nie wieziony.
Kabina jest wyciszona w nieprawdopodobnym stopniu – przy spokojnej jeździe nie słychać ani pracy silnika, ani szumu powietrza. Do wnętrza przebija się tylko cichy szept opon i tylko dlatego, że są one szerokie i „nadają” na bardzo wrednych częstotliwościach. Zawieszenie ma dwa tryby pracy – i bardzo dobrze, bo mimo iż można było jego pracę zaprogramować na mnóstwo sposobów, według nas dwa wystarczają. W trybie komfortowym mamy klasyczną limuzynę Klasy S, w sportowym dochodzą elementy ostrzejszego zachowania. Zawieszenie się usztywnia, sztywnieje też układ kierowniczy. Mercedes jest niby taki sam, ale mocniej „łapie się” drogi – jak tancerz szykujący się do ruchu, któremu napięte mięśnie nóg pozwalają na szybsze reakcje.
„Eska” może być wyposażona we wszystkie systemy wspomagające kierowcę – i wszystkie są aktywne lub adaptacyjne, włącznie z tym, który pozwala autu samoczynnie poruszać się w korkach (Stop&Go Pilot). I jak każdy Mercedes, Klasa S jest nieprawdopodobnie zwrotna – limuzyną manewruje się łatwiej niż wieloma mniejszymi autami.