Milford, Michigan, 29 września 1953 r. Chevrolet na fabrycznym torze testowym prezentuje swój pierwszy sportowy samochód. Kompaktowy roadster powstał jako "projekt Opel" i jest dla amerykańskiej firmy całkowitym novum, jego zadanie to zmierzyć się z angielskimi sportowcami w rodzaju Austina Healeya czy Jaguara XK 120.
Na 50 niecierpliwych dziennikarzy czeka osiem dosyć dziwacznie stylizowanych dwumiejscowych aut z nosem płaskim jak u boksera i szerokim "obciętym" tyłem - to są pierwsze Corvetty. Pomysł na nazwę podrzucił Myron Scott, naczelny fotograf agencji reklamowej Campbell-Ewald. Scott podziwiał szybkie Corvetty - lekkie, zwrotne okręty wojenne, które w czasie II Wojny Światowej eskortowały konwoje statków przez Atlantyk.
W prasie branżowej Corvette nie znajduje uznania. Rozczarowani są zwłaszcza miłośnicy brytyjskich samochodów sportowych. "Twierdzą - pisze czasopismo "Road&Track" - że to nie jest żadne auto sportowe, lecz zgrabny samochodzik na nieco szybsze przejażdżki. Inni twierdzą otwarcie, że niczego lepszego z Detroit nie należało się spodziewać". Nadwozie, wedle powszechnej opinii, jest jeszcze do przyjęcia. Ale ciężki, zaledwie 150-konny rzędowy sześciocylindrowiec OHV w połączeniu z dwustopniową automatyczną skrzynią biegów wykazuje się co najwyżej temperamentem nowojorskiej taksówki.
Więcej niż 170 km/h nie da się tym autem pojechać. Nieszczelne nadwozie z tworzywa sztucznego i ogólna nędzna jakość sprawiają, że Corvette wygląda na taniochę, chociaż z ceną ponad 3000 dolarów jest całkiem droga.
Salon Samochodowy w Genewie, 15 marca 1961 r. Dziennikarze cisną się jeden przez drugiego, wpadają w zachwyt: Jaguar przedstawia nowego E-Type'a w wersjach Coupé i Roadster. Już sama nazwa wskazuje, że sportowe auto z równie ekscytującym, co funkcjonalnym nadwoziem jest z krwi i kości wyścigówką, której przodkowie, C- i D-Type, mierzyli się na wyścigowych torach z Astonem Martinem, Ferrari i Maserati. Wystawowy egzemplarz Coupé tonie w masie ciemnogranatowych garniturów, płeć męska wzdycha z zachwytu.
Wciągu kilku tygodni w samej Europie na szaleńczy związek z modelem E-Type decyduje się 300 odważnych kierowców o sportowym usposobieniu. Wszyscy chcą - jak to obiecuje prospekt reklamowy - "spenetrować nowy wymiar jazdy z największą prędkością". Ale nie tylko to: "Chociaż może osiągnąć 240 km/h, mimo to bez szarpnięć potrafi na wysokim biegu przyspieszyć z prędkości mniejszej niż 20 km/h". Wszystko za sprawą rzędowego sześciocylindrowca o mocy 265 KM.