Jako model najnowszej generacji i zdobywca tytułu Car of The Year, Peugeot 308 po raz pierwszy w teście pojawił się u nas dokładnie rok temu. Już wtedy chwaliliśmy go za dobrą jakość wykonania, wysoką stabilność objawiającą się łagodnymi reakcjami przy szybkich zmianach obciążenia kół, duży bagażnik i świetnie wyciszoną kabinę.
W teście porównawczym, w którym wygrał z Fordem Focusem i Mazdą 3 łapał plusy za świetny design wnętrza, bardzo wygodne fotele i znakomite hamulce. Narzekaliśmy na przeciętną widoczność do tyłu podczas cofania, nie do końca intuicyjną obsługę ekranu dotykowego i dość marne wyczucie układu kierowniczego. Zamiast powtarzać po raz kolejny te cechy szczególne „francuza”, skoncentrujemy się na elementach, których nie dało się dostrzec podczas krótkich spotkań z poprzednimi egzemplarzami „308”. Przez pół roku eksploatacji zdążyliśmy pomęczyć auto na wszelkie sposoby. I oto, co nam wyszło.
Stanowisko pracy – bez zarzutu
Rozpoczynając test zwracaliśmy uwagę na nietypowe ułożenie zegarów względem kierownicy – patrzy się na nie nie przez, a ponad jej wieńcem. Podczas codziennej jazdy szybko okazało się, że nie ma w nim nic zdrożnego. Wszyscy nasi kierowcy bezboleśnie przyzwyczaili się do tej konfiguracji i polubili niewielką, jajowatą kierownicę. Warunek – trzeba zadbać o prawidłowe ustawienie oparcia fotela. Ci, którzy jeżdżą na półleżąco będą narzekać, bo aby sięgnąć do kierownicy, muszą ją wysoko unieść, a odchyleni do tyłu mają głowę zbyt nisko, by widzieć jednocześnie zegary. Ale bardziej niż tym problemem, powinni martwić się o to, co się stanie podczas wypadku, gdy wysuną się spod pasów...
Przy spokojnej jeździe średnie spalanie bez problemu spada poniżej 5 l/100 km
Więcej czasu zajęło nam przyzwyczajanie się do obsługi nawigacji za pomocą „tabletu”. A właściwie jeszcze się do niej nie przyzwyczailiśmy i traktujemy jako zło konieczne. Na sam koniec testu system spłatał nam figla – zawiesił się i przez ok. 40 km jechaliśmy bez możliwości zmiany stacji radiowej, przestawienia temperatury i bez wskazówek nawigacji. Nie pomagało wyłączanie i ponowne uruchamianie silnika. Po pewnym czasie wszystko wróciło do normy i sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Anomalia pogodowa? Niewłaściwe ciśnienie powietrza? Licho wie.
My natomiast wiemy, że pół roku intensywnej eksploatacji nie zrobiło żadnego wrażenia na wnętrzu francuskiego kompaktu. Skóra na kierownicy, alcantara na fotelach, plastikowe elementy wykończenia wnętrza, nawet te lakierowane w fortepianowej czerni, ani nakładki na pedały nie zdradzają śladów zużycia. Wystarczy porządne odkurzanie wnętrza i przetarcie na mokro plastików, by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z autem, które wczoraj wyjechało z salonu. Świadczy to o tym, że pod względem jakości materiałów użytych do budowy tego auta Peugeot może bić się z każdym konkurentem w swoim segmencie.
Naprawy – tylko z winy losu
By na bieżąco monitorować stan egzemplarza, który jako jeden z niewielu Peugeotów 308 w Polsce tak szybko powiększa przebieg, pojawialiśmy się na przeglądach serwisowych nie co 25, a co 15 tysięcy kilometrów. Standardowo ten intensywny cykl dotyczy samochodów użytkowanych np. jako taksówki – jeżdżących zwykle na krótkich dystansach, często z niedogrzanym silnikiem.
W pół roku zrobiliśmy przeglądy, które normalne auta robią w trzy lata. Za każdym razem „308” przechodziła je bez żadnych uwag serwisu. Poza tym odwiedzaliśmy ASO trzy razy, w tym raz na lawecie, korzystając z assistance. O ile na drogą wymianę przegryzionej rury gumowej układu chłodzenia (600 zł) i uszkodzonej w niewyjaśnionych okolicznościach chłodnicy auto dotarło o własnych siłach, o tyle zerwany pasek napędzający osprzęt silnika, a co za tym idzie brak ładowania akumulatora, uziemił je na dwa dni. Do dziś nie znamy przyczyny tego ostatniego zdarzenia, ale hipotezy są dwie: albo gryzonie zajmując się wężem spróbowały też paska, albo uszkodził go przedmiot, który przebił chłodnicę.