Obraz w lusterku wstecznym faluje jak na pustyni. To efekt wydechu, wypuszczonego do góry kilkadziesiąt centymetrów za kabiną. Gapisz się w lusterko jak dziecko, bo w tym falującym powietrzu pływa liczba 887. Koni mechanicznych, znaczy. Alfred Hitchcock mawiał, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Jeśli legendarny reżyser zamiast filmów tworzyłby samochody, prawdopodobnie byłyby to takie auta jak 918 Spyder.
Z jednej strony – po mieście porusza się jak elektryczne auto. Z drugiej zaś – wrażenia z jazdy są jak na rollercoasterze podczas trzęsienia ziemi.
Samochód za 4 miliony
Siedzisz w aucie wartym cztery miliony złotych, a żeby było gorzej, przed tobą jest otwarty wyjazd na tor. Kabina – w wersji futurystycznej, z położoną niemal na płasko konsolą, która jest jednym wielkim touchpadem. Sporo włókna węglowego, trochę skóry, ręczne wykończenie. Ale to szczegóły, dla wrażeń z jazdy bez znaczenia. Tylko obraz w lusterku jak pływał tak pływa. Między trzema sekundami potrzebnymi na przyspieszenie do setki, jakie dobrze znamy na przykład z 911 Turbo S, a dwiema i pół (Porsche podaje 2,6 sekundy dla „918”, ale Porsche zawsze podaje konserwatywne liczby) różnica odczuwalna w plecach jest kolosalna. Kilkaset metrów do pierwszego zakrętu Spyder pokonuje jednym skokiem. Czyli – najpierw jednak trzęsienie ziemi...
Spokojny początek
Pierwsze dwa okrążenia są zapoznawcze, kolejne cztery będą już na poważnie. Dla bezpieczeństwa czterech milionów jedzie przed tobą przewodnik w 911 Turbo S – Timo Kluck, jeden z dwóch kierowców, którzy kilka tygodni wcześniej przegonili „918” po Nürburgringu w czasie poniżej 7 minut, co dla drogowego samochodu jest absolutnym rekordem. Kluck nie oszczędza swojego „Turbo” – widać jak przy hamowaniu i wejściu w zakręty przyparta do muru „911” zaczyna się szarpać. Tym lepiej.
Konstrukcja jak z wyścigów
918 Spyder jest tak bliski samochodowi wyścigowemu, jego osiągom, poziomowi przyczepności i wrażeniom z jazdy, jak tylko coś, co ma prawo nosić tablice rejestracyjne może być. Jest nieprawdopodobnie zwarty – jakby był wykonany z jednego kawałka, ultrasztywnego i ultralekkiego. Supersportowe Porsche to hybryda typu plug-in, z benzynową jednostką 4.6 V8 i dwoma silnikami elektrycznymi. Żeby było ciekawiej, „918” to z natury hybryda miejska – tak samo jak Toyota Prius. W trybie NEDC Porsche zużywa 3 litry benzyny na 100 km, co jest absolutnym technicznym majstersztykiem, który odnotowujemy, chylimy przed nim czoła, potomności stawiamy za wzór – i przestajemy się nim zajmować. Smaczniejsze jest bowiem to, co „918” potrafi przy przepustnicach całkowicie spuszczonych ze smyczy. Prius Priusem, jednak w „918” hybrydowa część układu napędowego jest mocno podkręcona. Akumulatory mogą zgromadzić najwięcej energii spośród innych stosowanych aktualnie w autach drogowych, potrafią też znacznie szybciej ją odbierać (rekuperacja na poziomie 230 kW nie ma równych na świecie) oraz bardzo szybko oddawać – słowem, jak w sporcie. Układ napędowy ma pięć trybów pracy – elektryczny, hybrydowy, sportowy, supersportowy i supersupersportowy. Z powodu choroby, której prawdopodobnie nigdy nie da się uleczyć, mamy szczególny sentyment do dwóch ostatnich.