Oczywiście Hiszpanie na każdym kroku podkreślają, że „Ateca mogła powstać tylko w Barcelonie” oraz że „stylistyka auta odzwierciedla żywiołowy charakter miasta”. Cóż, jeśli czeska fabryka w Kvasinach, skąd będzie wyjeżdżać Ateca, miałaby się stać drugą Barceloną, my nie mamy nic przeciwko temu. Jesteśmy za to bardzo ciekawi, czy mimo że kręgosłup i serce auta pochodzą z Wolfsburga, w którym produkuje się raczej mało ekscytujące samochody (Ateca została posadzona na płycie MQB, którą wykorzystuje się powszechnie w całym koncernie VW), Seatowi udało się wstrzyknąć w przewody paliwowe swojego SUV-a trochę gorącego, hiszpańskiego temperamentu. Na testowym torze i w codziennej jeździe sprawdziliśmy, czego można się spodziewać po aucie, które ma, jak głosi reklama, „dawać więcej radości na godzinę”. I jak wypada Ateca na tle swojego niemieckiego kuzyna – VW Tiguana.
Pierwszy z rodu
Przymiarki Seata do „tematu SUVów” w postaci Altei Freetrack mało kto pamięta, a sam model był po prostu podniesioną Alteą z kilkoma ochronnymi nakładkami. Co innego Ateca, auto, które od początku do końca „wiedziało”, że wskoczy od razu do klasy, w której robi się coraz ciaśniej. Żeby więc wyróżnić się spośród SUVów, Seat musiał postawić na emocje, zgodne zresztą ze swoim imidżem.
Nawet w mało porywającym srebrnym kolorze Ateca robi na drodze świetne wrażenie. I co najważniejsze, styliści Seata nie poszli na łatwiznę i nie zafundowali nam po prostu Leona w powiększeniu. Największe podobieństwo do mniejszego kuzyna widać w Atece z przodu – na nasze oko identyczne jak w Leonie są klosze reflektorów oraz linia „paska” LED-owych świateł dziennych. Ateca ma z kolei bardziej imponującą osłonę chłodnicy w kształcie plastra miodu.
Styliści zastosowali oczywiście trik stary jak świat (a raczej stary jak świat SUV-ów) – ochronne, plastikowe osłony wokół nadwozia i zadarty tylny zderzak dają wrażenie tego, że Ateca przemieli i wypluje wszystko, co rzuci się jej pod koła.Ateca wyróżnia się znakomitą stabilnością – nawet przy 125 km/h i nagłej zmianie pasa ruchu
Bez wchodzenia w detale można przyjąć, że środek (konsola środkowa, ekran dotykowy, przełączniki i ich układ) Ateki to Leon niemal jeden do jednego. Zmienił się, i dobrze, sposób podania działów menu systemu multimedialnego. Zamiast trudnej w obsłudze „karuzeli” z ikonek, poszczególne działy mają bardziej przejrzystą (i szybszą w obsłudze) formę. Temu, że ekran okalają przyciski głównych funkcji (radio, nawigacja itd.) przyklaśniemy zawsze, bo dostęp do nich jest szybszy niż wtedy, gdy trzeba się do nich przebijać przez ekran dotykowy. Po wejściu do środka Ateki człowiek od razu czuje się dobrze zespolony z autem – znakomite, naprawdę genialne, są fotele tzw. sportowe, które, niestety, można mieć tylko w najbogatszej wersji Xcellence (są w niej seryjne).
Pocieszeniem jest to, że fotele standardowe („Comfort”) bardzo im nie ustępują. Dobrego samopoczucia nie powinni też stracić pasażerowie siedzący z tyłu – w każdą stronę jest tam odpowiednio dużo miejsca, a atmosferę chłodzą lub podgrzewają dwa nawiewy. Nieco gorzej wypada Ateca (gorzej niż Tiguan, ale przecież hierarchia w koncernie być musi) pod względem praktycznych cech – po złożeniu kanapy (dzieli się ona w stosunku 60:40) powstaje próg, który jednak można zneutralizować, dokupując podwójną podłogę (za 550 zł). Atece brakuje też regulacji pochylenia oparcia kanapy i możliwości jej przesuwania, z kolei przy przewożeniu czegoś dłuższego nie będzie szansy złożyć fotela pasażera.Mamy jednak wrażenie, że w Seacie główne akcenty położono na nieco inne cechy, niż nadzwyczaj praktyczne wnętrze.