Z maluchami jest jak z demokracją. Są takie jakie są, bo nikt jeszcze nie wymyślił nic lepszego. Wszystkie mają podobne wymiary nadwozi, porównywalną przestrzeń kabin, wykończenie na poziomie odpowiednim do ceny oraz osiągi, przy których słowo „dynamika” nabiera znaczenia dość filozoficznego. Pomimo tych podobieństw, przepis na malucha pozostawia spore pole do udoskonalania, czego najlepszym przykładem jest Skoda Citigo.
Kabina - maksimum funkcjonalności...
Nadwozie Skody jest jak uformowane wokół pudełka. Patrząc z przodu lub z tyłu, niemal idealnie pionowe boki oraz proporcje sprawiają wrażenie jakby Citigo było doskonale kwadratowe, a pewnej zgrabności sylwetce nadają tylko wypchnięte do narożników koła.
Z kolei kabina jest w sposób bezlitosny zaprojektowana według wszystkich możliwych zasad funkcjonalności. Elementy obsługi znajdują się wysoko i same wpadają w palce, każde wolne miejsce jest wykorzystane na któreś udogodnienie z gatunku półeczka, uchwyt, kieszeń, schowek itp. Sama deska rozdzielcza wygląda jak pomniejszona wersja wnętrza Fabii i jak na ten przedział cenowy jakość wykonania oraz materiały wykończeniowe są więcej niż niezłe. Natomiast minusem okazuje się brak jakichkolwiek charakterystycznych elementów, tworzących chociażby namiastkę klimatu – tak jakby Skodzie na tym nie zależało. A szkoda, bo np. Fiat Panda pokazuje, że nawet w świecie najtańszych aut, twardych tworzyw oraz plastikowej szarzyzny da się to zrobić, i to w całkiem niezłym stylu.
... i maksimum przestrzeni
Pod względem przestrzeni Citigo punktuje gdzieś w okolicach maksimum – ilość miejsca z przodu jest doskonała, z tyłu zaś przynajmniej bardzo dobra. Wersja pięciodrzwiowa oferuje świetny dostęp do tylnej części kabiny, a na deser Skoda zostawia bardzo duży, bo 251-litrowy bagażnik. Dziesięć na dziesięć dostaje też Citigo za fotele – o długich siedziskach, świetnie wyprofilowanych oparciach i bardzo dobrze dobranej twardości; aktualnie, zdecydowanie najwygodniejsze przednie siedzenia w mikrokosmosie maluchów. Jeśli istnieje auto tej klasy, które pod jakimkolwiek praktyczno-przestrzenno-komfortowym względem byłoby od Skody lepsze, to bardzo skutecznie się ukrywa. Techniczną ciekawostką modelu testowanego jest instalacja zasilania gazem LPG – autorstwa firmy Landi Renzo, jednego z większych producentów tego typu urządzeń. Podobne instalacje są oferowane w Fabii i Octavii, wszystkie są montowane przez dealerów za błogosławieństwem Skody, przez co auto zachowuje fabryczną gwarancję.
Wydatek na fabryczną instalację gazową do Citigo (3500 zł) zwraca się wyjątkowo szybko, bo już po 20–21 tysiącach km
W wypadku Citigo instalację LPG można mieć wyłącznie z podstawową, 60-konną odmianą silnika 1.0. Mały i oszczędny silnik plus zasilanie gazem egzamin z codziennego życia zdają znakomicie. Średnie zużycie gazu LPG okazuje się w rzeczywistych warunkach o ok. 1 l wyższe niż w wypadku wersji benzynowej (dokładnie – 0,9 l/100 km), co sprawia, że Citigo jest wręcz nieprzyzwoicie tanie w eksploatacji. Najbardziej paliwożerny rodzaj jazdy, czyli wystawanie w miejskich korkach, jest załatwiane średnim spalaniem na poziomie 7,8 l/100 km, z kolei średnie zużycie paliwa wyniosło w teście 7,1 l gazowej chmury na każde 100 km. To zaś oznacza, że przy cenie litra gazu LPG ok. 2,30–2,40 zł przemieszczanie się Skodą jest tanie jak towar z wyprzedaży – kosztuje niecałe dwa razy więcej niż autem elektrycznym w rodzaju Peugeota iOna. A w trasie można uzyskać wynik 4,2 l/100 km, co przekłada się na cenę 10 zł na 100 km.