Pisanie o współczesnych SUV-ach nie jest łatwe. Większość z nich jeździ bardzo podobnie, to znaczy komfortowo i bezpiecznie, większość ma duże kabiny z wygodnymi fotelami i bagażnikiem, do którego można spakować rodzinę bez konieczności zakładania boksa, większość też wygląda dość generycznie – można np. opatrzyć Toyotę znaczkami Suzuki i przeciętny człowiek nawet się w tym nie połapie. Moja rozmowa z kolegą:
Ja: To właśnie ten nowy model Suzuki, to znaczy tak naprawdę to Toyota, tylko ze znaczkami Suzuki i trochę innym przodem. Ale Toyoty jeszcze nie kupisz , a Suzuki już tak.
Kolega: Zaraz, czyli Suzuki udało się pozmieniać znaczki i przód i już sprzedaje auto, a Toyota, chociaż zrobiła gotowy samochód, nie ma go jeszcze w salonach?
Ja: Toyota będzie w przyszłym roku, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo jak bardzo chcesz ten model, to po prostu idziesz do Suzuki i go zamawiasz. Poza znaczkiem i przodem nie będzie różnicy. Co prawda on trochę kosztuje, bo ponad 260 tys. zł, ale to dlatego, że Suzuki nie bawi się w żadne opcjonalne wyposażenie i zrobiło jedną, bogatą wersję. Można tylko wybrać kolor lakieru, który w każdym przypadku i tak jest darmowy.
Kolega: A to chyba trochę dużo?
Ja: No dużo, ale wiesz, tu są w sumie trzy silniki, do tego akumulatory, taka hybryda mniej pali, można jeździć „na prądzie”.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że bronię tej faktycznie wysokiej ceny – a nie przypominam sobie, żebym był zatrudniony w salonie Suzuki! Podsumowałem więc, że jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze i najprawdopodobniej Suzuki wprowadza dwa gotowe modele hybrydowe (oprócz Acrossa jest jeszcze Swace, czyli tak naprawdę Corolla) po to, by nie płacić w Europie kar za zbyt wysoką średnia emisję CO2. Deal z Toyotą najwyraźniej był korzystny dla obu stron. A teraz z powrotem do pisania o SUV-ach.
Osiągi Acrossa - można się zdziwić
Przeciętny SUV nie wywołuje żadnych większych emocji podczas jazdy. Przecież kiedy łapiecie za klamkę drzwi w domu, przekręcacie kluczyk w zamku, a potem zjeżdżacie windą i wychodzicie z bloku też nie pocicie się z zachwytu. Tu jest tak samo – łapiecie za klamkę i ciągnięcie, otwieracie drzwi, siadacie w fotelu, przyciskacie przycisk, przesuwacie dźwignię z pozycji „P” na „D” i wciskacie gaz, kręcicie kierownicą, koniec. Dla przeciętnego kierowcy – bomba, dla opisującego – wyzwanie. Znamienne, że w aucie takim jak Across, czyli hybrydzie plug-in, bardziej podniecające jest zwalnianie i odzyskiwanie energii niż przyspieszanie – tu skądinąd całkiem sprawne, bo wg testowego pomiaru auto na zimowych oponach i przy niskiej temperaturze dobiło do setki w 6,2 s. Czyli w czasie po prostu znakomitym, na światłach taki Across mógłby zlać niejednego „szybkiego i wściekłego”. W dodatku, dzięki napędowi 4x4, Suzuki bardzo sprawnie przenosi całą siłę na asfalt.
Komentarze