Nie bardzo wiemy, co nas podkusiło, ale skoro już są na rynku, to niech znajdą się i na redakcyjnym parkingu.
Renault HH – pełny lajfstajl
Renault podszedł do sprawy na poważnie, kombinując Captura ze znaną norweską marką Helly Hansen. Outdoor, narty, żeglarstwo, aktywność, premium i moda, jednym słowem powszechnie nam dziś panujący tzw. lajfstajl – założenie jest więcej niż oczywiste.
Nadwozie i kabina mają czerwono-czarne wykończenie, z detalami typowymi tylko dla tej wersji. O ile, jak na nasze oko, kolor nadwozia nie jest szczególnie „specjalny”, o tyle wnętrze zostało wykończone w przemyślany sposób – czerń to najbardziej uniwersalny kolor w kabinie dowolnego auta, natomiast czerwone dodatki zastosowano bez przesady, co oznacza, że powinny na długo zachować świeżość.
Captur a la Helly Hansen zajmuje miejsce na szczycie cennika i jest oferowany z kompletnym wyposażeniem (w tym z systemem nawigacji z mapą Europy, usługami online, skórzano-materiałową tapicerką, 17-calowymi obręczami kół itp.), chociaż za specjalny lakier trzeba dopłacić 2100 zł. Do wyboru są dwa benzynowe silniki – trzycylindrowy 0.9 turbo (90 KM) lub czterocylindrowy 1.2 turbo (120 KM), ten drugi standardowo współpracujący z 6-biegową dwusprzęgłową przekładnią.
Z codziennego punktu widzenia największe zalety tego auta to przestronne nadwozie, świetne fotele i bardzo dobry komfort resorowania. W wersji z dwusprzęgłową przekładnią, ubrany przez Helly Hansen Renault to jeden z najwygodniejszych małych crossoverów na rynku. Niezależnie od typu jazdy (miejska, trasa) i nawet na nawierzchniach o przeciętnej jakości Captur zachowuje stoicki spokój. 120-konny silnik najlepiej czuje się podczas jazdy do 50% możliwości – i zapewnia więcej niż przyzwoite osiągi; poganiany robi się głośny i wyraźnie więcej pije. Biorąc pod uwagę sezon oraz markę Helly Hansen, do kompletu z Capturem przydałaby się tylko para kurtek. Czerwono-czarnych oczywiście – i obowiązkowo z kapturem.
Fiat 500 Cult – 100% Włoch
Fiat 500 w kolorze miętowym wygląda jakby go pomalowano lakierem z lat 50. – i ten styl przelewa się do kabiny. W topowej wersji Cult skórzana tapicerka jest w standardzie, a sama kolorystyka siedzeń to małe mistrzostwo świata – szczególnie w kolorze tytoniowym, jak na załączonych obrazkach. W połączeniu z kierownicą i elementami konsoli a la kość słoniowa wnętrze wygląda aż nierealnie i sprawia wrażenie wykończonego jakby od niechcenia – naładowane oryginalnymi detalami w ogromnym stężeniu, bo tego typu auta tak mają. Współczesne retro, ale retro bezpretensjonalne. Ryzykując, że zabrzmimy dość banalnie – chyba tylko Włosi potrafią tak wykończyć auto.
Gdzieś po drodze „pięćsetka” otrzymała nowy zestaw wskaźników – teraz nareszcie da się z niego odczytać większość informacji, w tym prędkość. Wersja Cult występuje tylko w powiązaniu z dwoma benzynowymi silnikami – podstawowym 1.2 (69 KM) oraz 0.9 turbo (w topowej wersji o mocy 105 KM).
Rożnica w cenie jest niemała i wynosi 8 tys. zł, ale dla nas wyjątkowo stylowa jest właśnie ta droższa jednostka. Pomimo mikroskopijnej pojemności, turbodoładowanie zapewnia wysoki moment obrotowy (145 Nm), a warkot dwóch cylindrów jest jak zaprojektowany przez, a jakże, kolejnych stylistów, tyle że od fal dźwiękowych. Chociaż opóźnienie w reakcji na gaz jest wyraźne (typowo dla turbodoładowanych silników o małej pojemności), to w codziennej jeździe nie ma to nawet średniego znaczenia, natomiast przy mocniejszym gazie dwa cylindry zaskakująco szybko wchodzą na obroty.
Osiągi „500” są bardzo przyzwoite, a silnik ma nawet tzw. sportowy tryb pracy, który objawia się głownie tym, że prędkość wyświetla się nie prostą, lecz pochyloną czcionką. Jedyna wada silnika Fiata jest taka, że jak na swoją pojemność zużywa dość sporo paliwa. „Cultowe” wyposażenie jest kompletne, chociaż cena Fiata zahacza o astronomiczne 70 tys. zł. Można dokupić reflektory biksenonowe (3000 zł), lepszy sprzęt audio (1600 zł) i elektrochromatyczne lusterko wsteczne (800 zł). Natomiast gdy idzie o styl – 500 Cult to wzór metra.