Na czym polega ekstrawagancja Aygo? Japończycy jego wady przedstawiają jako zalety, dodają do auta kilka luksusowych, jak na klasę miejskich maluchów, elementów i okraszają to wszystko bardzo oryginalną stylistyką, używając przy tym często słowa personalizacja. Wszak dzisiaj wszystko musi być dopasowane do gustów indywidualnego odbiorcy i wyjątkowe. Polski importer z przekonaniem zapowiada, że z tym zestawem cech szczególnych Toyota Aygo będzie w przyszłym roku walczyć o miejsce w pierwszej trójce aut klasy mini. Sprawdźmy, czy ma skuteczną broń.
Na zewnątrz – nadmuchany „X”
Na napompowanym nadwoziu dominuje wielki, czarny „iks” wyłaniający się spod maski i zderzaka. Jeśli ktoś ma bogatą wyobraźnię, powie, że wygląda to jakby jajowata skorupa z przodu pękła i zaczęło się z niej wykluwać coś czarnego ze znaczkiem Toyoty. Albo że jak wąż zrzuca z siebie kolejną wylinkę. Czy Aygo wygląda ładnie – trudno powiedzieć, ale nie da mu się odmówić oryginalności. A do tego każdy egzemplarz może wyglądać wyjątkowo, bo czarny z natury „iks” ciągnący się aż pod boczne lusterka jest jednym z elementów, który można wymieniać.
I tu po raz pierwszy pojawia się słowo personalizacja. Polega ona na tym, że klient oprócz jednego z siedmiu kolorów nadwozia może wybrać jeden z ośmiu kolorów wykończenia owego „iksa” oraz kilku innych elementów nadwozia. Do tego jest 21 wzorów felg i kołpaków, różnokolorowe, ozdobne pierścionki na środku felgi i siedem wersji kolorystycznych dachu. Teoretycznie trudno będzie spotkać drugie identyczne auto. Teoretycznie, bo podobnie chwalili się Opel z Adamem, czy Renault z Clio, a jednak wyjątkowych, szalonych odmian tych modeli jakoś na ulicach nie widać.
Z Aygo może być nie lepiej, bo za niestandardowego „iksa” z przodu i zgrany z nim stylistycznie element tylnego zderzaka trzeba zapłacić 1600 zł, a okleina na dach w pakiecie z listwami bocznymi kosztuje kolejne 1200 zł. Inna sprawa, że plastikowe elementy dostaje się dodatkowo, wraz z oryginalnymi częściami, można więc zmieniać wygląd auta zależnie od np. pory roku.
Skórzana tapicerka, dostęp do sieci, nawigacja – może być bogato.
I kto wie, czy nie byłby to dobry pomysł. Jesteśmy tylko ciekawi jak piękny, lakierowany na wysoki połysk czarny plastik testowego egzemplarza będzie wyglądał po kilku wizytach w myjni automatycznej i po pierwszej zimie, gdy już zejdą z niego sól i pośniegowe błoto. Może lepiej na zimę założyć zwykłe, czarne plastiki? Tak czy inaczej, nowe Aygo prezentuje się niebanalnie, a wąskie, soczewkowe reflektory sprawiają, że wygląda na auto droższe niż jest.
X-tremalnie ciasno w środku
Toyota podkreśla, że to najkrótszy samochód w swojej klasie, więc sprawdzi się w miejskim tłoku lepiej niż inne. Nie dodaje jednak, że oznacza to również najciaśniejsze wnętrze i najmniejszy bagażnik. Chociaż przy odrobinie samozaparcia i te mankamenty można przekuć w zalety.
Z przodu miejsca nikomu przecież nie braknie, a z tyłu też da się wcisnąć nogi i przejechać kilka kilometrów. Ciasny bagażnik powoduje, że jak się wstawi do niego torbę, to nie będzie się ona przewracać – nie ma na to po prostu miejsca. Widoczność z kabiny nie budzi zastrzeżeń, dzięki kamerze cofania parkowanie tyłem jest dziecinnie proste. Fotele z regulacją wysokości zadowolą kierowcę każdego wzrostu, można natomiast ponarzekać, że słabo trzymają ciało w zakrętach, a nieregulowalny zagłówek utrudnia wygodne oparcie głowy.
Jeżeli zgodnie z założeniem producenta Aygo podbije serca kobiet, które potrzebują stylowego samochodu do miasta i tylko od święta podróżują z kompletem pasażerów albo wyjeżdżają w dalsze trasy, małe wnętrze oraz łatwe manewrowanie autem w ciasnych uliczkach faktycznie mogą okazać się zaletą. Nie da się jednak ukryć, że w kabinie (szczególnie z tyłu) jest ciaśniej niż w Skodzie Citigo czy Kii Picanto. Jest za to nowocześnie i można by rzec, że jak na miniautko - bogato.