Stylizacja: trzy kroki do przodu
Zacznijmy jednak od nazwy, bo Toyota po 12 latach ponownie nazywa swój kompaktowy model Corollą. Zrobiła tak dlatego, że klienci nie przyzwyczaili się do Aurisa, a wręcz uważają Corollę za „coś więcej”. Powrotu do przeszłości nie ma na szczęście w stylizacji modelu, bo jak na dłoni widać, że to całkiem nowa karta w historii designu marki. Auto wygląda nowocześnie i dynamicznie, a proporcje jego nadwozia są bezbłędne. Uzyskano je w najlepszy możliwy sposób, wydłużając i obniżając pokrywę silnika, znacznie bardziej pochylając tylną szybę, skracając przedni zwis, a tylny wydłużając. Auto jest niższe i szersze, ma obłe nadkola, zadziornie stylizowane reflektory i poszatkowane wlotami powietrza zderzaki. Lista smaczków stylistycznych jest dłuższa, ale skracając nasz wywód do jednego zdania – kompaktowa Toyota nigdy wcześniej nie wyglądała tak atrakcyjnie. Podobnie jest z wnętrzem Corolli, które sprawia wrażenie lepiej dopracowanego niż u poprzednika. Zadbano o detale, takie jak estetyczna chromowana listwa, która biegnie przez całą szerokość kokpitu, czy udane połączenie srebrnych elementów z tymi lakierowanymi na czarny połysk. Z kolei w wyższych wersjach wyposażenia deska rozdzielcza jest obszyta skórą, a to już rozwiązanie z rodzaju „premium”.

Toyota Corolla - jak z praktycznością?
Corolla nie bazuje na Aurisie, ale zbudowano ją od podstaw, wykorzystując platformę podłogową crossovera C-HR. Przełożyło się to na większe niż w przypadku poprzednika wymiary nadwozia, bo auto jest o 4 cm dłuższe, o 3 cm szersze i ma o 4 cm większy rozstaw osi.
Za kilka miesięcy wyposażenie Toyoty Corolli wzbogaci się o amortyzatory o zmiennej sile tłumienia nierówności
We wnętrzu nie brakuje miejsca dla kierowcy i pasażera z przodu, a z tyłu jest dość przestrzeni na stopy, ramiona i na głowę. Brakuje jej tylko na kolana i tylko wtedy, gdy usiądziemy za wysokim kierowcą. Jest to jednak typowe dla aut tej wielkości. Przednie fotele wyglądają jak sportowe (opcja) i zapewniają dość dobre podparcie boczne, mają jednak zdecydowanie zbyt krótkie siedzisko, co nie spodoba się wysokim kierowcom. Na słowa uznania zasługuje widoczność i nie chodzi nawet o szerokie lusterko wsteczne czy duże boczne lusterka, ale o to, że przednie słupki sięgają daleko do przodu. Dzięki temu powstało miejsce na małą szybkę, a lusterka (zamiast właśnie na słupku) zamontowano bliżej na drzwiach, co poprawiło widoczność po przekątnej.
Mamy jednak zastrzeżenia do cech praktycznych wnętrza. W tunelu środkowym znajdują się uchwyty na dwa kubki i półka na smartfon (może mieć wbudowaną ładowarkę indukcyjną), ale równie przemyślanego rozplanowania zabrakło na drzwiach. Z przodu nie zmieści się w nich 1,5-litrowa butelka wody, a z tyłu w ogóle nie ma kieszeni, a tylko płytkie uchwyty na kubki. Rozczarowuje też bagażnik, bo w wersji z silnikiem 2.0 ma jedynie 313 l pojemności (mniej niż konkurenci i o 48 l mniej niż inne odmiany). To dlatego, że z powodu większego układu napędowego pod maską zabrakło miejsca na klasyczny akumulator (ten zasilający silnik elektryczny nadal jest pod kanapą), więc upakowano go pod podłogą bagażnika, zabierając możliwość jej obniżenia i zwiększenia pojemności kufra. Wygląda to na spory błąd konstrukcyjny.
![]() |
![]() |
Zamiast pełnych cyfrowych zegarów są analogowe wskaźniki i ekran w środku, więc brakuje nieco swobody w tzw. personalizacji jego wyglądu |
Komentarze