Jeśli marzy Ci się sportowa, niespętana elektroniką tylnonapędówka - na którą nie było Cię stać w czasach, gdy takie niedrogie auta robił każdy szanujący się producent (Ford Escort, Opel Kadett, Toyota Supra) albo po prostu chodziłeś wtedy jeszcze do podstawówki, a Twoja kolekcja aut ograniczała się do pudła matchboxów i zestawu plakatów na ścianie - nie masz zbyt wielkiego wyboru. Większość sportowych samochodów jest dziś wciąż poza zasięgiem finansowym statystycznego kierowcy; na dobrą sprawę, na liście tylnonapędówek "dla ludu" znaleźć można tylko dwie, a na siłę trzy pozycje - Mazdę MX-5, Hyundaia Genesis Coupé i BMW serii 1.
Wygląda na to, że ktoś w Toyocie i Subaru stwierdził, że znajdzie się tylu chętnych "statystycznych kierowców", że warto opracować dla nich zupełnie nowy model. Dzięki temu, także do polskich salonów (we wrześniu) wjedzie Toyota GT86, która z pozostałymi modelami tej marki dzieli zaledwie 9% podzespołów. W pozostałej części jest autem, jakiego Japończycy dawno nie mieli i jakiego bardzo potrzebowali - małego dzikusa, którego kupuje się nie z rozsądku, a wyłącznie z miłości.
O miłości będącej efektem frajdy z obcowania z autem myśleli też inżynierowie projektujący GT86. Mając w pamięci kultowe modele sprzed lat - 2000GT, czy Corollę AE86 - wyznaczyli sobie trzy priorytety: efekt ich prac miał mieć napęd na tylną oś, silnik bez turbodoładowania i miał sobie świetnie radzić na zwykłych oponach. Pomagali im inżynierowie z Subaru. Przy konstruowaniu auta współpracowano od 2005 roku. I tak powstał model GT86 - z tylnym napędem, dwustoma wolnossącymi koniami pod maską, jeżdżący na tych samych oponach co Prius. A przy tym, jak na sportowy samochód, całkiem sensownie wyceniony. Będzie przebój?
Już pierwszy rzut oka na auto stojące na parkingu pozwala w to wierzyć. Niewielkie, nisko zawieszone coupé o ostrych rysach aż się prosi, by go dopaść i pomęczyć na jakiejś krętej drodze. Więc wsiadasz - a właściwie wpadasz w odstający niewiele od podłogi, sportowy fotel, z niezłym trzymaniem bocznym. Odsuwasz go na odpowiednią odległość i zauważasz, że nie ma cienia szansy, by za Tobą usiadł ktokolwiek - tylna kanapa nadaje się do przewożenia bagażu, który zostaje po zapełnieniu 243-litrowego bagażnika. Kierowca i pasażer mają miejsca w bród, ale z tyłu brakuje przestrzeni i na nogi, i na głowę, a opuszczenie kanapy utrudnia brak "strachołapki" nad drzwiami pasażera. Rzut oka po kabinie - zero przytulności, niewiele miękkich tworzyw, bardziej Sparta niż Bizancjum; dokładnie tak, jakbyś tego oczekiwał po prawdziwie sportowym aucie, a nie zabawce do lansu pod dyskoteką. Chwytasz skórzaną kierownicę (najmniejszą w historii w modelu Toyoty - o średnicy 365 mm), wciskasz przycisk startera na konsoli centralnej i... nie usłyszysz bulgotu boksera z Imprezy WRX STI, którego mógłbyś oczekiwać - silnik Subaru z układem zasilania Toyoty brzmi jakoś tak płytko, delikatnie i nienatarczywie. Ale tunerzy zapewne już nad tym pracują.