Toyoty słyną z bezawaryjności. Na takie miano zasłużyły już dwie poprzednie generacje Yarisa i wygląda na to, że podobnie będzie z Yarisem nr 3.
Dość wygodna, solidna, niekłopotliwa – to najczęstsze komplementy, jakie można było usłyszeć od testujących ją kierowców. Choć autko wygląda niepozornie (pod względem długości czy szerokości nadwozia nie odstaje zbytnio od innych mieszczuchów), wewnątrz jest zaskakująco przestronne. Czuć to dopiero po zajęciu miejsca wewnątrz.
Okazuje się, że małą Toyotą może swobodnie podróżować 4 rosłych facetów. Na tylnej kanapie jest bardziej przestronnie niż w niejednym samochodzie klasy średniej! Nie brakuje miejsca ani nad głową, ani na kolana. Owszem, oparcie tylnej kanapy jest niemal pionowe, co odbija się niekorzystnie na komforcie jazdy. Brakuje schowków, czy podłokietnika. Za to brak wystającego z podłogi tunelu środkowego sprawia, że nawet osoba siedząca na środku nie czuje się jak w końskim siodle.
Za kierownicą siedzi się jak na krześle, ale o dziwo taka pozycja nie jest męcząca, nawet wtedy, gdy ma się „na koncie” kilkaset kilometrów. Mimo braku wzdłużnej regulacji kolumny kierownicy, zarówno niscy, jak i wysocy kierowcy łatwo znajdą optymalną dla siebie pozycję do jazdy. Nasz egzemplarz był wyposażony w podłokietnik dla kierowcy, jednak jest on na tyle niepraktyczny, że korzystaliśmy z niego sporadycznie.
Wielka mała Toyota. Te słowa oddają ducha Yarisa.
Bardzo przydawała się natomiast wielofunkcyjna kierownica, choć podczas nocnych podróży irytował brak podświetlenia przycisków. System multimedialny z ekranem dotykowym zyskał tyle samo przeciwników co zwolenników. Jego obsługa jest nieskomplikowana, czytelność ekranu przyzwoita, natomiast ustawienie czegokolwiek lepiej robić na postoju. Wprowadzanie adresu, programowanie stacji radiowych wymaga większej koncentracji.
Świetnie spisywała się dwustrefowa klimatyzacja, która nie tylko skutecznie chłodziła wnętrze latem, ale też szybko ogrzewała je późną jesienią. Do końca nie mogliśmy natomiast rozgryźć komputera pokładowego. Nie dość, że jego obsługa jest niewygodna (trzeba przełożyć rękę przez koło kierownicy i zmieniać funkcje za pomocą przycisku znajdującego się przy zegarach), to na domiar złego kontrolka rezerwy paliwa zapalała się wyjątkowo późno (komputer pokazywał zasięg najwyżej na kilkanaście kilometrów). Kilka razy daliśmy się nabrać i z duszą na ramieniu szukaliśmy pierwszej lepszej stacji benzynowej. Po zatankowaniu do pełna okazywało się, że w zbiorniku jest jeszcze ok. 5 l paliwa.
Najmniejszych zastrzeżeń nie można mieć do właściwości jezdnych Yarisa. Samochód prowadzi się pewnie, błyskawicznie reaguje na najdrobniejsze komendy wydawane kierownicą i świetnie trzyma się nawierzchni. Zastrzeżenia do komfortu jazdy można mieć wyłącznie podczas jazdy po tzw. kocich łbach. Winne są tu twarde zawieszenie i niski profil opon (195/50).
Średnie spalanie podczas całego testu wyniosło 7,5 l/100 km. Minimalnie na pokonanie 100 km potrzebowaliśmy 4,5 l, maksymalnie 11,9 l. Co ciekawe, te różnice nie wynikają z otoczenia w jakim poruszał się samochód (miasto/trasa), lecz wyłącznie z tempa jazdy. Niestety charakterystyka silnika sprawiała, że każdy komu się spieszyło, aby wykrzesać odrobinę osiągów z silnika, musiał utrzymywać go w średnim lub wysokim przedziale obrotów, a to zawsze skutkowało „wirem w baku”. Jeżdżąc wyłącznie po mieście Yaris zużywał 7,8 l/100 km – co jest całkiem przyzwoitym spalaniem.
Po 50 tysiącach kilometrów nasza Toyota wyglądała dokładnie tak, jak w chwili rozpoczęcia testu, nie licząc kilku drobnych zarysowań lakieru. W dzienniku pokładowym nie ma wzmianki o jakiejkolwiek usterce. Stan zawieszenia, hamulców, układu wydechowego czy elementów wnętrza był doskonały.
Kolizja parkingowa (wymiana drzwi kierowcy) i wymiana szyby czołowej (odprysk spowodowany uderzeniem kamienia), które przytrafiły się naszemu Yarisowi, nie mają wpływu na ocenę auta, mimo iż samochód na trzy tygodnie został wyłączony z eksploatacji. Poza tym na czas naprawy otrzymaliśmy z serwisu samochód zastępczy (warto o tym pamiętać i z tego korzystać). Serwis udostępniał nam również samochód na czas wykonywania przeglądu okresowego. Podobno w Toyocie to standard. Wszystko to sprawia, że miło będziemy wspominali Yarisa. W zasadzie już za nim tęsknimy.