Używany Chevrolet El Camino: Ocalony

Choć Mateusz Bomberski ma zaledwie 25 lat, romansuje z samochodami grubo starszymi od siebie. Wybrał Chevroleta El Camino, który dziś cieszy oko nie tylko swojego właściciela. A niewiele brakowało, żeby 2-drzwiowy pick-up skończył żywot jako przygodny dom dla pustynnych zwierząt.

Fascynacja motoryzacją amerykańską w przypadku Mateusza dała o sobie znać dość wcześnie, bo gdy miał zaledwie osiem lat. Wtedy po raz pierwszy na żywo zobaczył skrzydlatego Cadillaca Eldorado w wersji cabrio i od razu się w nim zakochał. Wprawdzie w połowie lat 90. na ulicach polskich miast widać już było coraz więcej zagranicznych wozów, jednak na tle wszystkich tych Volkswagenów, Opli czy Fordów Cadillac wyglądał wręcz nierealnie. Mateusz, wówczas jeszcze uczeń szkoły podstawowej, zaczął gromadzić wszystko, co wpadło mu w ręce i dotyczyło motoryzacji amerykańskiej.

Pomysł, żeby stworzyć takie auto był absurdalny. I właśnie w tym tkwi największy urok El Camino

Młodzieńcze marzenia o aucie zza wielkiej wody ziściły się 13 lat później. „Zwabiony” ogłoszeniem o sprzedaży Chevroleta Camaro, Mateusz pojechał na drugi koniec Polski i w wiosce, w której stały ledwie cztery domki odkrył motoryzacyjny raj. Za stodołą, pod lasem stało sobie spokojnie kilkadziesiąt niesamowitych pojazdów. Były tam Fordy T, Chevrolety Camaro, Corvette, pick-upy Dodge’a i Chevroleta, Buick Riviera Boattail oraz dwa El Camino.

El Camino to dziwoląg na kołach –połączenie samochodu typu coupé z pick-upem. Myślą przewodnią konstruktorów było stworzenie auta dla farmerów o sportowym zacięciu. Przy tak ambitnych założeniach musiało wyjść, co wyszło. Pojazd jest zbudowany na ramie i ma żeliwny blok silnika, co powoduje, że El Camino ma sporą masę własną – 1850 kg. Mimo że jest to pick-up, z tyłu zastosowano w nim zawieszenie z auta osobowego zamiast resorów piórowych. Są tu tradycyjne wahacze, amortyzatory i poduszki powietrzne, które pozwalają podnieść tył auta, gdy przewozi ono cięższy ładunek. Jednak oficjalna ładowność El Camino to zaledwie 650 kg! Samochód ma napęd tylko na tylną oś, nie 4x4, więc jego przydatność na farmach jest raczej niewielka.

Egzemplarz Mateusza jest wyjątkowy. To wersja Rally Sport. Z zewnątrz wygląda jak najmocniejsza odmiana – Super Sport. Samochód ma czterobiegową skrzynię mechaniczną (!) i silnik typu „small block 350” o pojemności 5,7 l i mocy aż 300 KM. Auto zjechało z taśmy w 1972 roku, a tej niecodziennej wersji wyprodukowano zaledwie 1000 egzemplarzy. Całe swoje amerykańskie życie El Camino spędził z trzema właścicielami. I właśnie ten trzeci omal nie doprowadził do jego unicestwienia. Przez ostatnie 15 lat pobytu w Stanach Chevy stał porzucony na pustyni i służył okolicznym zwierzakom jako dom. Wnętrze i lakier wypaliło słońce. Opony, uszczelki, fotele, a nawet deska rozdzielcza sparciały i rozlatywały się w rękach. Ale silnik, po podłączeniu sprawnego akumulatora, zaskoczył za pierwszym razem i samochód o własnych siłach wjechał na lawetę. To właśnie, plus niski przebieg (103 tys. mil), a także fakt, że nie brakowało żadnej części zadecydowało, że El Camino rozpoczął swoje drugie życie – youngtimera – i trafił do Polski.

Kawał motoryzacyjnej historii wyceniono na 18 tys. zł. Dla Mateusza brzmiało to niemal jak „promocja”. Tym bardziej że rezerwa budżetowa (6 tys. zł) pozwoliła doprowadzić pojazd do stanu przyzwoitości. Na pierwszy ogień poszła mechanika – nowe filtry, oleje, opony, akumulator, paski napędowe i uszczelki. Co ciekawe, ingerencji mechanika nie wymagała klimatyzacja – sprawna po dziś dzień! Potem przyszedł czas na odnowę nadwozia i wnętrza. Rdzy nie było zbyt wiele, ale przy oczyszczaniu karoserii udało się dokopać do oryginalnego pomarańczowego lakieru. Największym wyzwaniem okazało się nadanie blasku zniszczonemu wnętrzu. Dziś trzymiejscowa kanapa oraz boczki drzwiowe są pokryte białą skórą. Remont ciągnął się ponad rok, ale jego efekty cieszą oko.

W pierwszych latach użytkowania Mateusz traktował swego El Camino w sposób bardzo zaborczy. Nikt prócz niego nie mógł prowadzić „amerykana”. Nie wolno go było nawet dotykać. Wyjazdy do miasta były męczarnią – nawet knajpki właściciel wybierał tak, by samochód mieć zawsze na oku. Normalność pomogli osiągnąć inni pasjonaci starych aut.

Dziś El Camino jest traktowane przez Mateusza jak zwyczajny samochód. Jest kumplem, a nie eksponatem muzealnym. Jednak o użytkowaniu na co dzień nadal trudno mówić ze względu na wysokie koszty paliwa, które Chevy pochłania w ogromnych ilościach (18-24 l/100 km). Zatankowanie 125-litrowego zbiornika pod korek kosztuje 700 złotych. El Camino do jazdy miejskiej nadaje się średnio, mimo że średnica zawracania jest niewielka i wynosi 12,2 m. Z powodu pewnych osobliwości natury technicznej samochód najlepiej czuje się na pustych drogach. Hamulce nie hamują tylko służą do zwalniania. Zawieszenie jest tak miękkie, a samochód tak podsterowny i niestabilny, że kiedy przeholuje się z prędkością w zakręcie, można już z niego nie wyjść cało. Komfort jazdy okazuje się wyśmienity, ale podczas prowadzenia El Camino wymaga stałej uwagi ze strony kierowcy.

Zakup części zamiennych nie sprawia żadnych kłopotów. Przez internet można zamówić każdą śrubkę, a ceny są niezwykle przystępne. Po kieszeni biją niestety koszty przesyłek towaru z Ameryki do Polski. Na szczęście auto, mimo swojego wieku, jest niezawodne. W ciągu ostatnich trzech lat pokonało ok. 10 tys. km i nigdy nie zawiodło swojego właściciela. OK, trzy razy padł rozrusznik, ale to wina konstrukcji – znajduje się on zbyt blisko kolektora wydechowego. Plany? Lekki tuning w stylu Hot Rod (szerokie felgi, wyeksponowany wydech). Wszystko z epoki i w dobrym guście. No i tablice zabytkowe. Bez nich samochód traci swój oryginalny charakter. Trzeba było przerobić światła, zamontować reflektor przeciwmgłowy i dorzucić pas bezpieczeństwa dla drugiego pasażera. Szkoda, bo przecież na pierwszy rzut oka widać, że to wóz zabytkowy. I choć El Camino budzi ogólną sympatię przechodniów, a nawet diagnostów, to z przepisami trudno polemizować.

Na to uważaj
Przestrzeń między tylnym mostem, a kabiną nie jest niczym wypełniona, brakuje też uszczelnienia. Zbierająca się tam woda powoduje korozję. Plastiki wewnątrz są niezwykle kruche, trzeba bardzo uważać przy ich demontażu. Uszczelki w tak starym aucie bywają zwykle spraciałe, a ich wymiana nie należy do najtańszych (np. drzwiowa kosztuje 300 dolarów). Silnik i skrzynia biegów są niezniszczalne. To samo dotyczy tylnego mostu. Inaczej ma się sprawa z gaźnikiem. Na szczęście zestaw naprawczy kosztuje 25 dolarów, cały gaźnik 300.

Informacje o modelu:

Informacje o modelu:

Nadwozie:
2-drzwiowy pick-up, układ miejsc – 3-osobowa kanapa, długość 5283 mm x szerokość 1946 mm x wysokość 1366 mm, rozstaw osi 2946 mm, masa własna 1850 kg, ładowność 650 kg. Nadwozie osadzono na ramie.
Silnik i osiągi:
8-cylindrowy, benzynowy, w układzie V, chłodzony cieczą, pojemność 5733 cm3, moc 300 KM, zasilany przez czterogardzielowy gaźnik, 4-biegowa przekładnia mechaniczna, napęd przekazywany na tylne koła, prędkość maksymalna około 180 km/h, zużycie paliwa 18-24 l/100 km.
Zalety i wady:
plus niezwykle prosta i solidna budowa
plus trwały i niekłopotliwy w obsłudze układ napędowy
plus dobra dostępność części zamiennych, w przystępnych cenach
plus łatwość odbudowy
plus świetny wygląd
plus bardzo wysoki komfort jazdy
minus totalny brak praktyczności
minus ogromna paliwożerność
minus kiepskie właściwości jezdne
Polecane silniki:
- „350” 8-cylindrowy, benzynowy, o pojemności 5,7 litra, 300 KM – zapewnia optymalne osiągi, zużycie paliwa 18-24 l/100 km
- „396” 8-cylindrowy, benzynowy, o pojemności 6,5 litra, 330 KM – jeszcze mniej wysilony i trwalszy, zapewnia dobre osiągi, zużycie paliwa 20-25 l/100 km
- „454” 8-cylindrowy, benzynowy, o pojemności 7,4 litra, 450 KM – zapewnia świetne osiągi, choć auto jest cięższe o ponad 100 kg, spalanie 20-28 l/100 km
Historia modelu El Camino:
1958, 18 października – uruchomienie produkcji El Camino.
1959-1960 – I generacja. Dostępne silniki: V8 „283” (4,6 l) z 2- lub 4-gardzielowym gaźnikiem,V8 „348” (5,7 l) Turbo-Thrust z gaźnikiem 4-gardzielowym lub czterema 2-gardzielowymi, V8 „283” z wtryskiem paliwa Ramjet Fuel Injection oraz R6 „235” (3,9 l).
1964-1967 – II generacja bazowała na modelu Chevelle. Wprowadzono mniejsze silniki R6 „194” (3,2 l) i R6 „230” (3,8 l). V8 „283” przeszczepiono z generacji. Pod koniec 1964 roku dodano do oferty dwa warianty jednostki V8 „327” (5,4 l). W 1965 r. odświeżono przód i dodano mocniejszy silnik V8 „327”, rozwijający moc 355 KM. Rok 1966 to debiut nowego V8 „396” (6,5 l) big-block o mocy 330-380 KM. W 1967 r. ponownie zmieniły się przód i zderzaki.
1968-1972 – III generację budowano na przedłużonej płycie podłogowej modelu Chevelle kombi. „350” osiągała moc 300 KM. V8 Turbo-Jet „396” (6,5 l) generował 330 lub 355 KM, a tzw. big-block – 380 KM. W standardzie 3-biegowa skrzynia mechaniczna, w opcji 4-biegowy automat. W latach 1969–1970 El Camino przeszedł modernizację nadwozia. Od 1972 roku rozpoczął się stopniowy spadek mocy silników spowodowany wprowadzeniem ostrzejszych norm emisji spalin.
1973-1977 – IV generacja ponownie była budowana na podwoziu nowego Chevelle kombi. Największa zmiana polegała na zastosowaniu przednich zderzaków o nowoczesnej konstrukcji, które podnosiły jednak masę własną pojazdu.
1978-1987 – V generacja została oparta na współczesnej jej generacji modelu Malibu. Podstawowe silniki to V6 Chevrolet 90° i Buick V6, opcjonalnie dostępny był V8 small-block (5,0 l). W latach 1982-84 w oferowano silnik wysokoprężny pochodzący od Oldsmobila.
Ceny:
W 1972 roku auto kosztowało 3200 USD (9 984 zł). W Polsce ceny kształtują się następująco:
- auto z rocznika 1984 z silnikiem o pojemności 5,0 l – 29,5 tys. zł
- auto z rocznika 1977 z silnikiem 5,7 l o mocy 175 KM – 35,5 tys. zł
- auto z rocznika 1973 z silnikiem 5,7 l o mocy 300 KM, do kapitalnego remontu – 27 tys. zł
W Stanach samochód z roku 1972, w stanie idealnym kosztuje 8000 USD (24 960 zł), po doliczeniu transportu do Polski (1000 USD), cła i podatku VAT, robi się z tego suma – 44,5 tys. zł

Michał Hutyra

amis

Zobacz również:
REKLAMA