Upatrzyliśmy sobie w komisie Pol-Car w Olsztynie sedana z 2010 roku z turbodieslem 1.8 TDCi o mocy 100 KM. Cena wywoławcza to 32 900 zł. Na placu auto prezentuje się okazale. Ale czy za takie pieniądze można kupić auto po liftingu? Dokładnie pięć lat temu Mondeo przeszło modernizację i na zawsze pożegnało się z silnikiem 1.8 TDCi. „Nasz” Ford jest sprzed tych zmian. Rzut oka na osłonę chłodnicy zdradza wszystko – przed liftingiem logo Forda znajdowało się na „grillu” (i tak jest w aucie), po liftingu – na poziomej listewce. To dobry znak. Wiele razy oglądaliśmy „pożenione” egzemplarze, w których jak mawiają handlarze, silnik nie zgadza się z rocznikiem albo nadwozie z nr VIN. Coś takiego lepiej sobie odpuścić.
Wybraliśmy sedana. To rzadko spotykana wersja Mondeo, choć naszym zdaniem najbardziej elegancka. Na rynku wtórnym mniej niż 10% ogłoszeń dotyczy aut z takim nadwoziem, ponad połowa to kombi, a reszta hatchbacki.
Faktura przydatna
Najpierw warto sprawdzić dokumenty, by stwierdzić czy w ogóle jest sens zawracać sobie autem głowę. Bo internetowe ogłoszenie kusiło na wiele sposobów – pochodzenie z polskiego salonu, auto serwisowane w ASO, zadbane, faktura VAT. To ostatnie jest szczególnie ważne przy zakupie na firmę, bo umożliwia odliczenie 50% podatku VAT, a nawet i 100%, jeśli Mondeo będziesz używał tylko służbowo. A jeśli jesteś indywidualnym nabywcą, to też weź fakturę. Nie zapłacisz wtedy 2% podatku od czynności cywilno- -prawnych. Od 30 tys. zł to 600 zł. Ale uważaj, niektórzy handlarze lubią zaniżyć wartość faktury. Teoretycznie niewiele to zmienia – on unika płacenia podatku dochodowego, ale Ty w razie kłopotów będziesz mógł dochodzić swoich roszczeń tylko do kwoty na fakturze.
![]() |
![]() |
Tablica rozdzielcza wypatrzonego przez nas Mondeo jest pokryta od góry i po bokach miękkim plastikiem – to lubimy | Pod względem przestrzeni z tyłu Ford Mondeo należy do czołówki klasy średniej |
ASO i nie ASO
Auto rzeczywiście zostało sprzedane kiedyś przez polskiego dealera, ale potem nie wszystkimi przeglądami zajmował się punkt autoryzowany. Książki serwisowej brak, jest za to spis przeglądów z nazwami warsztatów, potwierdzony przez poprzedniego właściciela (obecny to komis). Dobre i to. Część swego pięcioletniego życia Mondeo spędziło w wypożyczalni, co od razu budzi nasze obawy. Przebieg okazał się niewiele wyższy od podanego w ogłoszeniu, nie 118, a nieco ponad 121 000 km. No i moc to nie 115 KM, jak można wyczytać w anonsie, tylko 100 KM. W dowodzie stoi jak byk 74 kW. Turbodiesel 1.8 TDCi w poprzednim Mondeo rozwijał albo 100, albo 125 KM, wersji 115-konnej nie było.
Robi wrażenie
Przed zakupem oględziny są obowiązkowe. Na oko rzeczywiście trudno znaleźć ślady powypadkowej naprawy, szczeliny między drzwiami są równe. Właściciel komisu podsuwa miernik grubości lakieru (miły gest, aż tak jest pewny auta?) i od razu przyznaje, że przedni zderzak i lewy przedni błotnik były lakierowane. Lekkie wgniecenia widać na lewym przednim nadkolu oraz na prawych przednich drzwiach. Najprawdopodobniej to przygoda parkingowa. No ale auto ma za sobą pięć lat zwyczajnej eksploatacji, gdyby było równe jak stół, wtedy byśmy się zaczęli martwić. Najgorszy jest tylny zderzak ze śladami po niewielkim otarciu. Malować? Da się z tym żyć i jeździć. Element spory, lakiernik weźmie z 500-700 zł. Będzie argument do targowania.
Komentarze
auto motor i sport, 2015-06-12 13:51:57
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?