200 tysięcy złotych z niewielkim okładem trzeba wysupłać, by kupić Golfa R w wersji podstawowej. Czy to dużo? Zdecydowanie. Czy to cena zaskakująca? Nie bardzo, skoro 110-konne Polo albo Fabia potrafią dziś kosztować ponad 100 tys. zł. Wyposażony w kilka dodatków testowy Golf R przebił jednak granicę 250 tys. zł. W tym miejscu warto wspomnieć, że za 260 tys. zł wyjeżdżamy z salonu Porsche podstawowym 718 Caymanem.

Volkswagen Golf R - Jakby szukał zaczepki
Co zyskujemy jeśli zdecydujemy się na Golfa? Ma pięcioro drzwi, pojemną kabinę i obszerny bagażnik, cały arsenał systemów bezpieczeństwa. Gdyby nie poszerzone nadwozie, obniżony o 2 cm prześwit, 19-calowe obręcze kół, firmowy niebieski lakier nadwozia, cztery wydatne końcówki układu wydechowego oraz spojler dachowy można go pomylić z pierwszym lepszym Golfem. Wszystkie te dodatki sprawiają, że Golf R na drodze wygląda tak, jakby szukał zaczepki, niczym napakowany gość w niebieskim dresie i bluzie z kapturem.
A ma czym lać – 2-litrowy silnik osiąga w najnowszej generacji 320 KM, choć nieznacznie wyższa masa sprawiła, że Golf od 0 do 100 km/h przyspiesza o 0,1 s wolniej niż poprzednik. To jednak bez znaczenia. Wodospad momentu obrotowego, który wytwarza jednostka powoduje, że nawet jadąc łagodnie masz poczucie prowadzenia samochodu o sportowych osiągach. Tego wrażenia nie jest w stanie popsuć nawet skrzynia, która w trybie Comfort została zaprogramowana, by oszczędzać paliwo. Pierwsza droga o nieco tylko gorszej nawierzchni spowoduje też, że wstrząsy odczujecie w plecach. Mimo adaptacyjnych amortyzatorów, które robią co mogą, by zapewnić komfort, jazda Golfem R nie jest dla wszystkich – a na pewno nie dla tych, którym przeszkadza sztywne zawieszenie oraz konieczność skanowania drogi w poszukiwaniu zabójczych dla opon i felg dziur.
Kiedy jednak masz przed sobą kawałek równej, krętej drogi Golf R pokaże na co go stać. Wystarczy przełączyć się w tryb Sport lub Race, zdezaktywować system stabilizacji toru jazdy (przynajmniej częściowo), wrzucić łopatką pierwszy bieg i wcisnąć gaz. Przyspieszenie jest obłędne (choć po wciśnięciu gazu trzeba na nie chwilę poczekać), trakcja wyśmienita, układ kierowniczy nieprzesadnie szybki, ale precyzyjny – po prostu od razu czujesz, że masz w rękach auto, które na drodze będzie w stanie pojechać tak szybko, jak wiele mocniejszych, ale trudniejszych w prowadzeniu modeli. Nawet ścieżka dźwiękowa, dziś w wielu samochodach podsycana komputerowymi sztuczkami, jest w trybie jazdy „Pure” wyjątkowo naturalna.