Citroën obiecywał, że koncept Cactusa zaprezentowany w zeszłym roku we Frankfurcie to praktycznie gotowa wersja produkcyjna auta. I co? I słowa dotrzymał (zrezygnowano jedynie z nadwozia bez szyb). Tego po Citroënie można się zresztą było spodziewać. Patrząc kilka epok motoryzacyjnych wstecz, choćby na wyprzedzającego swoje czasy DS-a, czy model XM, którego wnętrze wyglądało jakby żywcem przeniesione ze statku kosmicznego, nie ma się co dziwić. W DNA francuskiej marki wpisana jest ekstrawagancja, a ludzi, którzy są gotowi za nią zapłacić jest wielu. Klient chce, klient ma.
Pewne jest jedno – Cactusa na ulicy nie sposób będzie nie zauważyć, i to mimo jego niewielkich rozmiarów. Auto mierzy 4,16 m długości, 1,73 m szerokości i tylko 1,48 m wysokości, czyli mieści się gdzieś pomiędzy miejskim Citroënem C3 a kompaktowym C4. Z tym drugim łączy go zresztą identyczny rozstaw osi – 2,60 m. Można więc liczyć, że miejsca w kabinie będzie więcej niż wystarczająco dużo, nawet dla czterech osób. Bardzo sensowną pojemność ma bagażnik – 358 litrów.
Absolutnym „bajerem” jest siedzisko kierowcy i pasażera – przednie fotele zostały połączone i wyglądem przypominają kanapę z DS-a. Nawet materiał kanapy kojarzy nam się z obiciami siedzeń Citroënów sprzed 30 lat. O identycznego Cactusa na drodze będzie trudno – Francuzi oferują 10 kolorów nadwozia, 3 opcje wykończenia wnętrza i 4 barwy nakładek Airbump (więcej o nich na następnej stronie)
Twórcy poszli wbrew modzie i zamiast karmić klientów sloganami o sportowych cechach swojego crossovera, postawili na prostotę i minimalizm. Zamiast sportowego prowadzenia dostajemy więc komfort, zamiast mocnych silników silniki oszczędne, benzynowe i wysokoprężne (o pojemności około 1 litra, z systemem start/stop, spełniające normę Euro 6, czyli wypluwające na świat znikome ilości CO2), a zamiast przeładowanego gadżetami wnętrza, prosty interfejs w postaci tabletu do obsługi wszystkich funkcji.
W miejscu klasycznych zegarów z tarczami dostajemy elektroniczny wyświetlacz informujący o prędkości, ilości paliwa w baku i wybranym przełożeniu skrzyni biegów. Bardzo klasyczna jest natomiast kierownica z przyciskami do obsługi tempomatu i radia.
Ciekawostką jest sposób montażu airbagu pasażera, który zainstalowano w dachu, a nie przed pasażerem – w razie wypadku rozwija się on wzdłuż przedniej szyby. Dzięki temu schowek ma większą pojemność, a pasażer zyskuje więcej przestrzeni na nogi. Dzięki portalowi Citroën Multicity Connect, do którego dostęp zapewnia modem sieci 3G, kierowca będzie mógł za pomocą aplikacji wyszukiwać najtańsze stacje benzynowe w swojej okolicy, polecane hotele, a także zbierać informacje o ruchu drogowym i wypadkach – przy czym auto na podstawie informacji o ilości paliwa w baku, celu nawigacji i średniej prędkości samo skieruje nas na stację odpowiednio wcześniej.
Oprócz pomocnych aplikacji kierowca będzie miał do dyspozycji (choć pewnie nie w najtańszych odmianach) system Park Assist, który sam znajdzie wolne miejsce i zaparkuje auto, kamerę cofania, a także system wspomagania ruszania na wzniesieniu.
Niska masa, niskie koszty – zamiast pakować pod maskę mocne silniki (np. 1.6 THP), które wymagają większych, a więc cięższych hamulców, Francuzi postawili na lekką konstrukcję. Cactus waży zaledwie 965 kg – to aż o 200 kg z kawałkiem mniej niż najlżejsza wersja C4. Zbędne kilogramy urywano gdzie tylko się dało – jednoczęściowa tylna kanapa waży o 6 kg mniej niż oddzielne fotele, uchylne tylne szyby są lżejsze aż o 11 kg w porównaniu z otwieranymi tradycyjnie. Nawet panoramiczny dach (dostępny w lepszych wersjach wyposażenia) uszczknął z masy własnej 6 kg.
Elementy nadwozia (maska silnika, belki z przodu i z tyłu) są wykonane z aluminium. Przyoszczędzono nawet na płynie do spryskiwaczy – dzięki temu, że spryskiwacz wbudowany został w pióro wycieraczki (jak w starych Citroënach, np. w BX), żeby oczyścić szybę potrzeba nawet dwa razy mniej płynu, a więc przeznaczony na niego zbiornik może być mniejszy. I lżejszy.
Już wkrótce lżejsze mogą się też zrobić portfele klientów – po premierze w Genewie (w marcu) Cactus trafi do salonów sprzedaży w cenie niższej (jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy), niż model C4 (w Polsce kosztuje od 58 600 zł), a na pewno przebije go niższymi kosztami eksploatacji, nie mówiąc o „bajeranckości”. Na nasze oko to wystarczy, żeby Cactusy zdrowo rosły w siłę.