Wraz z rozwojem elektromobilności i elektryczną rewolucją, jakiej jesteśmy świadkami w ostatnich latach, przybywa pomysłów na zwiększenie możliwości oferowanych użytkownikom samochodów „na prąd”. Jednym z nich, wcale nie takim nowym, jest bezprzewodowe, indukcyjne ładowanie pojazdów na drodze. Podobnie jak w domu ładujemy elektryczne szczoteczki do zębów czy smartfony, tak samo, to znaczy na podobnej zasadzie, naładować możemy samochód.
Takie pomysły z indukcyjnym uzupełnianiem zapasu energii w autach pojawiają się od czasu do czasu, ostatnio Volvo prezentowało możliwości takiego ładowania na postoju, osiągając szybkość porównywalną z wykorzystywaniem wallboxa. Stellantis osiągnął jednak kolejny poziom, jakim jest ładowanie w czasie jazdy. Ale to nie koniec, bo producent chwali się, że na specjalnym torze testowym osiągnięty został poziom wydajności zbliżony do tego, który znamy z szybkich konwencjonalnych ładowarek.
Dzięki temu testowy Fiat 500 może podróżować po torze z prędkością autostradową, nie pobierając energii z akumulatora, to znaczy z zerowym bilansem strat zapasu energii. Co więcej, sprawdzano także, jaki wpływ na kierowcę ma pole magnetyczne generowane na takim torze i jeśli wierzyć producentowi, jest on neutralny. Otwiera to zatem drogę do wdrożenia genialnego w swojej prostocie indukcyjnego ładowania nawet w niedalekiej przyszłości, na przykład na wybranych odcinkach autostrad, umożliwiając tym samym uzupełnianie energii przez auta elektryczne w czasie podróży.
Jak będzie wyglądać opłata za takie ładowanie, tego jeszcze nie wiemy. Być może owe odcinki staną się dodatkowo płatne dla użytkowników pojazdów elektrycznych – to już inna kwestia, której rozwiązanie zapewne leży już na stole. A warto dodać, że zgodnie z planem przegłosowanym niedawno przez unijnych urzędników, już od 2035 roku w Europie sprzedawane mają być już tylko pojazdy z napędem elektrycznym. To szybkie tempo zmian, które wymaga wprowadzenia dodatkowych rozwiązań.