Jazda polska vs europejska

Jakimi jesteśmy kierowcami? Spytaliśmy o to rodaków, którzy jeździli wiele lat w kraju, a po osiedleniu się za granicą codziennie porównują zwyczaje Europejczyków z własnymi. Widzą wady i przewagi Polaków. Wnioski: do Szwedów i Niemców nam daleko, ale Irlandczyków i Włochów moglibyśmy niejednego nauczyć. 

Niemcy vs Polacy

Stanisław Suder - 65 lat, inżynier ds. ochrony środowiska, mieszka w Bochum, jeździ Citroënem C6, prawo jazdy ma od 45 lat, od 25 porusza się po Niemczech, miesięcznie pokonuje ok. 4000 km.

Niemcy wierzą, że przepis, jeśli istnieje, to należy go przestrzegać. A że przepisy są dobre – dlatego Niemcy jeżdżą lepiej niż Polacy. Weźmy zachowanie na landstrasse, czyli wąskich drogach gminnych. Wszyscy jadą nimi cierpliwie, jeden za drugim. Jeśli trzeba: w kolejce. Nie ma wyprzedzania i przebijania się (co bywa męczące). System kar jest bardzo rygorystyczny. Przy przekroczeniu prędkości o 40 km/h można stracić prawo jazdy, co tu jest odbierane jako wstyd.

Podobnie jak „Idiotentest”. To spotkanie z psychologiem, który pyta o wszystko, także życie prywatne, żeby udowodnić, że coś jest z kierowcą nie tak. Prowokuje przy tym i udowadnia, że problem leży w psychice. Sama nazwa testu oddaje sposób myślenia Niemców o piratach drogowych. Tu nagradza się tych, którzy się poprawiają, a karze recydywistów.

Śmiejemy się, że na autostradach lewy pas jest dla tych, którzy jeszcze punktów nie mają, a prawy dla ich posiadaczy. Kultura jazdy autostradami też jest wysoka. Wyprzedzasz i zjeżdżasz na prawy pas – to zasada, której wszyscy przestrzegają. Ale są i kierowcy, którzy mają drogie auta i jeżdżą szybko. Ci „szybcy” potrafią wymuszać ustępstwo światłami i podjeżdżać za blisko.

Nie ustępujemy zmierzającym ku pasom pieszym, jak Niemcy. Ale u nas prawo tego nie nakazuje, nie wyrobiliśmy więc nawyku.

Co ciekawe, Niemcy są dosyć nietolerancyjni wobec kierowców popełniających błędy: trąbią na niezdecydowanych albo tych, którzy wjeżdżają nie tam, gdzie powinni. Wychodzą z założenia, że każdy powinien znać przepisy. Nie spieszą się za to w sytuacjach istotnych dla bezpieczeństwa i płynności ruchu, czyli nie wjeżdżają na skrzyżowania i nie zostają na nich po zmianie świateł, co blokuje ruch w Polsce.

Z tamtej perspektywy:
Polskim problemem jest ryzykowne wyprzedzanie na zasadzie „a nuż się uda”. „Polujemy” też na pieszych.

Natasza Socha - 39 lat, dziennikarka/pisarka, mieszka w Monschau koło Aachen, jeździ Peugeotem 807, prawo jazdy ma od 20 lat, od 10 jeździ w Niemczech, miesięcznie pokonuje ok. 1500 km.

W Polsce nie zwracałam uwagi na pieszych. Będąc pieszą wiedziałam, że to ja mam poczekać, aż droga będzie wolna. Gdy siedziałam za kierownicą bałam się, że kierowca z tyłu nie zauważy, że mam zamiar kogoś przepuścić, więc wjedzie mi w tył. W Niemczech pieszy jest święty i wkracza na pasy, a kierowca ma się zatrzymać. Niestety, po polskich miastach jeżdżą kierowcy przewidywalni: wiesz, że Cię nie wpuszczą. Musisz zajmować odpowiedni pas zawczasu, bo potem nie ma szans, by ktoś ustąpił, nawet kosztem powiększenia korka.

Mamy specyficzną cechę: unikamy wzroku innych. Bo już na uśmiech trudno odmówić wpuszczenia, prawda? Lepiej więc udawać, że się nie widzi. W Niemczech to rzadkość. W obszarze zabudowanym, a zwłaszcza w sąsiedztwie szkół, urzędów i centrów handlowych Niemcy jeżdżą powoli, czyli tak jak nakazują znaki. Czy wynika to z szacunku dla prawa, czy ze świadomości, że prędzej czy później zostaną za szarżowanie surowo ukarani? Pewnie jedno i drugie.

Faktem jest, że cała infrastruktura miejska podporządkowana jest jednemu celowi, uspokojeniu ruchu. Kamery, fotoradary, patrole policji, czytelne znaki i spowalniacze na drogach – wszystko to wymusza spokój.

Z tamtej perspektywy: W Polsce liczą się nanosekundy. Trzeba być przygotowanym, uważać na wszystkich i wszystko, co jest bardzo męczące.

Okiem eksperta:Prawda jest taka, że różne jest postrzeganie niemieckiej kultury jazdy przez samych Niemców i przez obcokrajowców. Ci pierwsi wcale nie są sobą tak zachwyceni, jak zachwyceni nimi są Polacy czy Włosi. W Niemczech toczy się na przykład dyskusja na temat chamstwa na autostradach i „hierarchii wynikającej z mocy silnika”. Czasami da się słyszeć głosy, że wszystkie regulacje są zbyt ostre, zbyt krępujące i, bywa, zwyczajnie bezsensowne, ale Niemcy nie mają zwyczaju przeciwko temu się buntować – mówi Adam Krzemiński.

Polskie plusy i minusy:
plus Lepiej wyprzedzamy na drogach gminnych, bo Niemcy obawiają się tego manewru i unikają go, nawet gdy jest to bezpieczne.
minus Uczmy się od Niemców traktowania pieszych!

Brytyjczycy vs Polacy

Sebastian Żyrko
39 lat, właściciel firmy, mieszka w Londynie, jeździ VW Passatem i VW Transporterem, prawo jazdy ma od 22 lat, od 10 jeździ po Wielkiej Brytanii, miesięcznie pokonuje około 1000 km.

Wielka Brytania to dwie motoryzacyjne rzeczywistości – Londyn i reszta. Pytasz: „Jaki jest angielski kierowca?”, a ja odpowiadam: „To zależy gdzie jeździ”. W Londynie drogi to dżungla. Za to poza Londynem, w małych miejscowościach, pełna kultura. W Londynie nie ma „angielskich dżentelmenów”, a tylko walczący o swoje kierowcy-wojownicy. Święte wszędzie jest tylko przejście dla pieszych. No i skrzyżowania. Przed przejściem wszyscy się zatrzymują.

To, co najważniejsze: sprawę prędkości załatwiają kamery. Jest ich całe mnóstwo i nikt nie ma odwagi szarżować, bo od razu zostanie mu zrobione zdjęcie. Policja skupia się więc na chwytaniu poważnych przestępców, sprawy prędkości zostawiając elektronicznej infrastrukturze. Nie ma oczywiście mowy o przekupstwie ani dyskutowaniu z policją, co jest nagminne w Polsce.

W Londynie natężenie ruchu powoduje taki stres, że kierowcy zapominają o wpojonych im zasadach. Bardzo wielu londyńczyków przesiada się na skutery i motocykle. Jednocześnie prawo nie pozwala zbyt młodym na poruszanie się motocyklem. Ich naturalną – wynikającą z wieku – brawurę ogranicza też system ubezpieczeniowy. Dla młodych ubezpieczenie pojazdu jest tak horrendalnie drogie, że nie jeżdżą mocnymi autami w ogóle. Młodzi, choć mają tendencję do łamania przepisów, nie mają narzędzi, by dać temu upust. Brakuje mi takiego systemowego podejścia w Polsce.

Z tamtej perspektywy: W Polsce jeździmy z dużymi prędkościami nawet po drogach osiedlowych, a w obszarze zabudowanym nie zwalniamy.

Okiem eksperta: Kim jest Anglik według Anglika? To biały, zamożny, kulturalny dżentelmen. Tymczasem takich osób jest coraz mniej.

Polskie plusy i minusy:
plus Brytyjczyków przerażają trudne warunki drogowe, np. śnieg. My umiemy w nich jeździć lepiej.
minus Polacy nagminnie blokują skrzyżowania w miastach. W Wielkiej Brytanii to się nie zdarza.

 

Irlandczycy vs Polacy

Andrzej Halinowski
37 lat, grafik, mieszka w Dublinie, jeździ VW Passatem, prawo jazdy ma od 20 lat, od 7 jeździ po Irlandii, miesięcznie pokonuje ok. 500 km.

W Irlandii poprawia się wyobraźnia. Tutejsi kierowcy w sporej części są jej pozbawieni. Chciałem się dostosować: zmienić styl jazdy na miejscowy. Jeździć powoli, bez trąbienia i bez nerwów. Z czasem zrezygnowałem – trąbię, kiedy chcę pokazać, że ktoś stworzył na drodze sytuację niebezpieczną, bo Irlandczycy tworzą je nagminnie!

Mam wrażenie, że unikam wypadków dzięki wyuczonej przesadnej czujności. Teraz wiem, że gdy samochód stoi na skrzyżowaniu na prawym pasie, nie oznacza to wcale, że jedzie prosto lub skręca w prawo. Równie dobrze może skręcać w lewo omijając inne auta, których kierowcy po prostu na takie sytuacje nie reagują.

A może ta wyważona jazda, nawet pomimo błędów, pozwala Irlandczykom unikać poważniejszych wypadków? Wracając z pracy utknąłem kiedyś za dwoma samochodami, które jechały 50 km/h, jeden na lewym, a drugi na prawym pasie. Po kilku minutach zdecydowałem się je wyprzedzić. Nie dało się, oba sunęły swoje 50 km/h. To było dla mnie coś niesamowitego, a tutaj to norma: wolno jechać 50 km/h, po co komukolwiek ustępować? To, co dobre – to że „polskie” wyprzedzanie na trzeciego tutaj się nie zdarza.

Z tamtej perspektywy: W Polsce wszystko dzieje się zbyt szybko. Jeździmy za blisko limitów, często je przekraczając. Brakuje nam cierpliwości.

Okiem eskperta: Wyspiarze – tak na drogach, jak i w życiu – to drobni kombinatorzy, a nie wielcy przestępcy. Jeżdżą wolno i spokojnie, ale mają swoje przyzwyczajenia, które kierowcę z zagranicy wyprowadzają z równowagi. Nie włączają np. migaczy i jeżdżą bez świateł, lekceważąc innych – mówi Maciej Woroch.

Polskie plusy i minusy:
plus Mając zamiar skręcić lub zmienić pas, sygnalizujemy to. Dla Irlandczyków – to prawie nie do pojęcia.
minus Brakuje nam zdolności samoograniczenia się Irlandczyków. Limity prędkości są tam wysokie (np. 100 km/h na drodze gminnej), ale kierowcy potrafią ich nie przekraczać.

Włosi vs Polacy

Anna Traczewska-Radici
38 lata, prawniczka, tłumaczka, mieszka w Macerata, jeździ Seatem Alhambrą i Mini Cooperem S, prawo jazdy ma od 20 lat, od 12 jeździ po Włoszech, miesięcznie pokonuje około 500 km.

Włochy to ogromne prędkości i notoryczne trąbienie (choćby po to, żeby umówić się na kawę z dziewczyną w aucie obok). Kiedy wpadłam w poślizg na rondzie i wyrzuciło mnie na balustradę, Włosi zaczęli trąbić! Zamiast się zatrzymać i zapytać, czy nie potrzebuję pomocy. Tu szybko przestałam być „grzeczną dziewczynką”. Depczę pedał gazu do oporu, zawsze odbieram telefon, poganiam ślimaczących się kierowców i wślizguję się w korki. Jak oni. Zostało mi tylko jeszcze przepuszczanie na pasach...

Zaczęłam za to fantastycznie parkować! Włoch nie ma miejsca? Włącza światła awaryjne i staje w drugim rzędzie. Albo i w trzecim, byle tylko było miejsce na przejazd obok jego auta. Kiedyś starałam się parkować precyzyjnie i szybko, żeby nie tamować ruchu. Teraz parkuję natychmiast. Jeszcze nie zdecydowałam się, czy zaparkować, a już na mnie trąbią, bo przecież ulica jednokierunkowa.

Na autostradach trzeba się obudzić i zacząć prowadzić tak jak oni, żeby przeżyć! Trzeba „jechać z prądem”. Prędkości są zawrotne. Włoscy kierowcy to piraci. Nie raz byłam wieziona 220 km/h. Samochodem jadą wszędzie, choćby po dziecko do szkoły oddalonej o 300 m. Wjadą tam, gdzie nie można, bo mają do załatwienia sprawę i nie zaparkują samochodu dalej, jak parę metrów od wejścia. Włoch musi mieć samochód w zasięgu wzroku. Codziennie można przeczytać w gazetach o bójce o parking lub gorzej, bo o ofiarach śmiertelnych. Na południu Włoch o miejsce parkingowe kłócą się na noże. Włosi nigdy nie ustawiają się w kolejce! W tym jesteśmy od nich zupełnie inni.

Na stacji benzynowej podjeżdżają z dwóch stron, do jednej pompy, do tego każdy ogonek ma dwa odgałęzienia. Tak samo do bramek na autostradach. Nigdy nie widziałam kolejki, podjeżdżają „stadem”, a potem się wpychają trąbiąc. Północ Włoch jest inna, tam są bardziej praworządni. A Południe żyje sercem, uczuciami i nie ma zasad. Także na drodze.

Z tamtej perspektywy: Polscy kierowcy wcale nie są gorsi od włoskich, jeździmy jednak zbyt szybko w miastach.

Okiem eksperta: Włosi oswoili przepisy ruchu drogowego i naginając je, dostosowali do swoich potrzeb. Nie wiem, czy to nie jest dobrze – gdyby tego nie zrobili, ruch byłby mniej płynny. To wynika z warunków, w jakich muszą jeździć, np. po wąskich drogach małych miasteczek. Kierowcy dają sobie radę i to dowód, że wszystko jest w porządku – mówi Marek Lehnert.

Polskie plusy i minusy:
plus Chociaż Polacy nie należą do najcierpliwszych kierowców, to jednak w porównaniu z Włochami jesteśmy mistrzami spokoju, zwłaszcza gdy musimy stać w korkach i kolejkach oraz poruszać się w zatłoczonych centrach miast.
minus Parkujemy gorzej niż Włosi. Na pocieszenie niech nam wystarczy świadomość, że oni nauczyli się tego na ekstremalnie wąskich uliczkach zabytkowych miast.

 

Szwedzi vs Polacy

Dominika Jezior
38 lat, lekarka, mieszka w Kalmar, jeździ Oplem Corsą, prawo jazdy ma od 20 lat, od czterech porusza się po Szwecji, miesięcznie pokonuje około 700 km.

Szwecja to raj dla kierowców. Przestrzegają przepisów, są kulturalni i życzliwi, nie trąbią, nie poganiają, nie ma w nich tego drogowego stresu, który obserwuję w Polsce. Wybaczają błędy, szanują pieszych i rowerzystów. Choć mają bardzo dobre auta, drogie i mocne, nie wykorzystują ich do szarżowania. System kar jest bardzo surowy, a Szwedzi są oszczędnym społeczeństwem. Nie chcą płacić mandatów, więc dostosowują się do reguł. Są tak karni, że czasami mam wrażenie, że wszystkie ograniczenia i mandaty są dla obcokrajowców.

Szwedzi nie tylko, że jeżdżą dobrze, to tworzą system, który ma ograniczyć liczbę wypadków i ich ofiar. Zazdroszczę im tego. Większość skrzyżowań to ronda, by ograniczyć możliwość kolizji. Przez cały rok prowadzone są kampanie społeczne, które uświadamiają kierowców i pieszych, jak uniknąć zagrożeń. Tego Szwedzi są uczeni od dziecka. Wszystkie newralgiczne miejsca są albo natychmiast przebudowywane, albo doskonale oznakowane. Przy szpitalach, szkołach i urzędach są znaki nakazujące zwolnienie do 30 km/h i nikt ich nie lekceważy. Tym bardziej że za przekroczenie prędkości o 30 km/h policja kieruje sprawę do sądu, który traktuje kierowcę jak przestępcę.

Szwedzi są zapalonymi podróżnikami. Pomaga w tym ich zamożność, ale to specyficzny styl. Nie jeżdżą nocami, bo z danych wynika, że do większości przykrych zdarzeń dochodzi po zmroku. Największa szwedzka gazeta „Dagens Nyheter” zamieściła kiedyś poradnik podróżnika. Napisano, że najlepszym dniem na wyruszenie na urlop jest… poniedziałek. My w Polsce kończymy pracę w piątek i od razu chcielibyśmy jechać. Tymczasem Szwedom poradzono, by w piątek odpoczęli, w sobotę posprzątali dom (bo miło jest wrócić do czystego), w niedzielę się spakowali, a dopiero w poniedziałek ruszyli w trasę. I Szwedzi tak właśnie robią! Nie spieszą się.

Można się z nich podśmiewać, ale wszystkie statystyki wypadków drogowych wskazują, że szwedzki model się sprawdza. Niech zaświadczą dane dotyczące śmiertelnych ofiar wypadków z ostatnich lat: 1985 rok – 808; a potem co pięć lat – 772, 572, 591, 440. W 2010 roku – 266 osób.

Z tamtej perspektywy: W Polsce trzeba być gotowym na atak z każdej możliwej strony. Jesteśmy zbyt agresywni.

Okiem eksperta: Pewien Polak mieszkający w Szwecji poskarżył mi się, że jego żonę odwiedzającą rodzinę w kraju potrącił samochód na przejściu dla pieszych. Postawił też diagnozę: „Nie zdążyła się przestawić – tu w Szwecji czujemy się dużo bezpieczniej zarówno jako piesi, jak i kierowcy”. Z czego to wynika? Na pewno w dużym stopniu z dobrych regulacji prawnych, a zwłaszcza bezkompromisowego egzekwowania przepisów. Kary za wykroczenia są wysokie, nie ma też pobłażania dla winowajców – mówi Adam Hałaciński.

Polskie plusy i minusy:
plus Mimo wielu wysiłków, nie udało nam się znaleźć ani jednej przewagi Polaków nad Szwedami.
minus Nie przestrzegamy limitów prędkości w obszarze zabudowanym, co jest powszechne u kierowców w Szwecji. Szwedzi szanują siebie nawzajem na drogach.

Czesi vs Polacy

Marta Hilgert
43 lata, tłumaczka, mieszka w Pradze, jeździ Skodą Fabią, prawo jazdy ma od 20 lat, od siedmiu porusza się po Czechach, miesięcznie pokonuje około 300 km.

Czesi mają niemiecką, a nie podobną do polskiej, mentalność. Za kierownicą i nie tylko – w ogóle, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa. Próżno u nich szukać słowiańskiej fantazji. Oczywiście, zdarzają się szaleńcy, ale to margines. Auto w Czechach jest oznaką prestiżu, ludzie dążą do tego, by mieć dobre i zadbane auta. Nie chcą ich rozbijać.

Czesi są przewidywalni i tym głównie różnią się od Polaków. Nie mają potrzeby napinania się i udowadniania swojej wyższości, tak w życiu, jak i na drodze. Przykład: jeśli jest znak ograniczający do 70 km/h, to Czech jedzie 70. Polak dokłada 10, 20 km/h, a jeszcze na pewno znajdzie się wariat, który tę prędkość podwoi. Czech na ograniczeniu zwolni sporo wcześniej, nie ma też potrzeby wykorzystania każdego wolnego metra, dojechania do końca pasa, który za chwilę się zwęzi, co obserwowałam i wciąż obserwuję w Polsce.

Jeśli już przekroczenia prędkości się zdarzają, to na autostradach, poza obszarem zabudowanym. Tak, w Czechach też są korki, zwłaszcza w Pradze, ale kierowcy mają je oswojone. Wiedzą, że skoro są godziny szczytu, to nie ma siły, by było luźno. Z tego wynika spokój. W Polsce kierowcy dojeżdżają do ostatniego fragmentu pasa, który zaraz się skończy i wtedy szukają luki. W Czechach kierunkowskaz włączają znacznie wcześniej. Jak nie pierwszy kierowca, to następny na pewno to zauważy i wpuści. Po co się denerwować? Bywają złośliwi dla tych, którzy im przeszkadzają. Jak w Polsce, niektóre przepisy wydają się stworzone tylko po to, by wystawić jak najwięcej mandatów za ich łamanie.

Z tamtej perspektywy: W Polsce czuję wrogość, walczę o życie. Każdy Polak musi być pierwszy.

Okiem eksperta: Większa praworządność Czechów ma źródła historyczne. Ale do nowych praw przyzwyczajają się długo. Kilka lat temu wprowadzili nakaz ustępowania pierwszeństwa pieszym dochodzącym do przejścia. Wciąż się go uczą, powodując wypadki, ale na pewno nie negują, jak u nas – mówi Leszek Mazan.

Polskie plusy i minusy:
plus Płynniej i bezpieczniej niż Czesi zmieniamy pasy na autostradach.
minus Brakuje nam spokoju Czechów w codziennym ruchu miejskim.

 

Francuzi vs Polacy

Anna Jeziorowska
33 lata, nauczycielka, mieszka w Paryżu, jeździ VW Golfem, prawo jazdy ma od 5 lat, od 2 jeździ po Francji, miesięcznie pokonuje 1500 km.

Jest spora różnica w postrzeganiu Francuzów, a w obcowaniu z nimi na co dzień. Są uważani za wyniosłych, tymczasem w rzeczywistości są mili i uprzejmi, bardziej niż Polacy. Jeśli zgaśnie Ci silnik na skrzyżowaniu, nie obawiaj się klaksonów. Kierowcy poczekają i będą spokojni, w przeciwieństwie do nas. Co ciekawe, są tym bardziej grzeczni dla kierowcy, im piękniejsza jest to kobieta.

W mieście przestrzegają przepisów, zwłaszcza tych dotyczących prędkości, ale czy wynika to z ich naturalnych cech, czy też z faktu, że co kilkaset metrów znajduje się kamera, trudno mi ocenić. Paryż różni się od prowincji, a nawet innych większych miast Francji. Tu nie ma niedzielnych kierowców, każdy wie, jak i gdzie jechać.

Na prowincji bywa z tym różnie. Zdecydowanie mniej jest tam za to nerwowości. Jeśli już, to wprowadzają ją wszechobecni kierowcy skuterów, którzy jeżdżą naprawdę brawurowo. Skuterów są miliony: ich kierowcy są zbyt szybcy, wpychają się i wymuszają pierwszeństwo. Z drugiej strony, oswoili sobie Paryż, a kierowcy wiedzą, że mogą się z ich strony spodziewać wszystkiego najgorszego.

Zupełnie inną sprawą jest parkowanie. Francuzi, a na pewno paryżanie, mają tu specyficzne zwyczaje. W ciągu dnia parkują tylko na wyznaczonych miejscach, bojąc się służb i mandatów. Po godz. 18, kiedy parkowanie staje się darmowe (do 8 rano), zaczyna się „wolna amerykanka”. Samochody stają wszędzie, także na miejscach objętych zakazem. Francuzi dobrze radzą sobie z niedoborem miejsca, przestawiając inne auta. Zostawiają swoje na luzie, dzięki czemu każdy może wjechać w najmniejszą lukę, a potem, wyjeżdżając, lekko odepchnąć auta przed i za sobą.

Z tamtej perspektywy: Nerwowość, nawet jeśli nic złego się nie dzieje, jest cechą na polskich drogach. Stres czuje się wszędzie.

Okiem eksperta: Nigdy nie mam problemów, żeby mnie wpuszczono na sąsiedni pas albo strąbiono, kiedy szukam miejsca do zaparkowania. Francuzi zachowują się grzecznie wobec innych kierowców i lekceważą przepisy, które mają za opresyjne – mówi prof. Ludwik Stomma.

Polskie plusy i minusy:
plus Parkujemy na zakazach, ale nie aż tak bezczelnie, jak Francuzi, którzy całkiem lekceważą prawo.
minus Wciąż nie tolerujemy motocyklistów, kierowców skuterów i rowerzystów, we Francji są czymś oczywistym.

Belgowie vs Polacy

Rafał Trzaskowski
41 lat, poseł do Parlamentu Europejskiego, mieszka w Brukseli i Warszawie, jeździ Volvo XC70, prawo jazdy ma od 16 lat, od 10 jeździ po Belgii, miesięcznie pokonuje około 3000 km.

W Brukseli kierowcy zachowują się jak neapolitańczycy. Za to na autostradzie Belgowie są jak harcerze. Podwójna natura tych samych ludzi jest widoczna na każdym kroku. Bruksela to Dziki Zachód. Korki, wg badań i w rzeczywistości, są tutaj największe w Europie. To ma swoje konsekwencje: nikt nie wpuszcza do ruchu, nawet za cenę jego upłynnienia.

Z parkowaniem też są problemy: co chwila drzwi do garażu, miejsc brakuje. Bez przerwy zamykają na kilka dni całe ulice, wyłączają je z możliwości parkowania – rzadko wiadomo dlaczego, co doprowadza ludzi do pasji. Brukselczycy generalnie nie lubią samochodów z zagranicznymi numerami, a z europejskimi to już w ogóle – zdarzają się więc złośliwości. Bruksela przypomina trochę Warszawę z lat 90. Jeśli zostawisz coś w samochodzie, to możesz być pewien, że po powrocie zastaniesz wybitą szybę. Mnie włamano się kiedyś po butelkę wina.

Na autostradach natomiast Belgowie jeżdżą zgodnie z przepisami – równo 120-130 km/h. Jechanie zbyt długo najszybszym pasem ruchu uważane jest za największy nietakt! Ale to ze względu na radary i mandaty. Może nie jest aż tak, jak w Holandii, gdzie konfiskują auto za zbyt wysoką prędkość, ale jednak. O praworządności Belgów niech świadczy, że kierowcy w podróży czekają tylko na niemieckie autostrady i tam się dopiero potrafią rozpędzić. Wszystkie autostrady w Belgii są oświetlone – jeździ się więc świetnie. Pytanie, czy w kryzysie to nie lekka przesada?

Z tamtej perspektywy: W Polsce niedawno jeździło się trudno przez złe drogi, ale to się poprawia. Asertywniej trzeba jeździć w stolicy.

Polskie plusy i minusy:
plus Brak cierpliwości i agresja Belgów w ruchu miejskim są nawet bardziej odczuwalne niż w Polsce.
minus Z kolei na autostradach Belgowie miarkują się i nie przekraczają limitów prędkości, jak Polacy.

Polacy w europie
Profesor Ireneusz Krzemiński, socjolog:
Mam dystans do tzw. cech narodowych. Nie wiem, czy te cechy odpowiadają za to, w jaki sposób prowadzimy. Wolę mówić o pewnych utrwalonych zachowaniach, które są dla nas typowe. Wzorce zachowań wynikają z bardzo różnych czynników, w tym historycznych, i nie dotyczą wyłącznie poruszania się po drogach. Odpowiadają za to jak zachowujemy się w różnych sytuacjach – w konfliktach, czy tłumie.

Uderzającym zachowaniem Polaków – nie tylko na drogach – jest brak uprzejmości oraz agresja. Te zachowania przekładają się na konflikty. Nie przypisywałbym Polakom brawury, a już na pewno nie abstrahowałbym w jej przypadku np. od stanu dróg, tego, jakimi autami jeździmy i jaką mamy infrastrukturę.

W Niemczech czy Włoszech wszystko to jest przecież znacznie lepsze. Nie można mówić, że powodujemy wypadki, bo jeździmy brawurowo, jeśli nie weźmie się pod uwagę całej rzeczywistości, na którą składa się mnóstwo szczegółów. A że się spieszymy? Ze wszystkich statystyk wynika, że pracujemy bardzo dużo i długo. Jesteśmy jednymi z najbardziej zapracowanych narodów w Europie. Nic dziwnego, że – zwłaszcza w miastach – pośpiech jest uderzający. Z niego wynikają zaś pęd i nerwowość.

Zobacz również:
REKLAMA