Niemcy vs Polacy
Stanisław Suder - 65 lat, inżynier ds. ochrony środowiska, mieszka w Bochum, jeździ Citroënem C6, prawo jazdy ma od 45 lat, od 25 porusza się po Niemczech, miesięcznie pokonuje ok. 4000 km.
Niemcy wierzą, że przepis, jeśli istnieje, to należy go przestrzegać. A że przepisy są dobre – dlatego Niemcy jeżdżą lepiej niż Polacy. Weźmy zachowanie na landstrasse, czyli wąskich drogach gminnych. Wszyscy jadą nimi cierpliwie, jeden za drugim. Jeśli trzeba: w kolejce. Nie ma wyprzedzania i przebijania się (co bywa męczące). System kar jest bardzo rygorystyczny. Przy przekroczeniu prędkości o 40 km/h można stracić prawo jazdy, co tu jest odbierane jako wstyd.
Podobnie jak „Idiotentest”. To spotkanie z psychologiem, który pyta o wszystko, także życie prywatne, żeby udowodnić, że coś jest z kierowcą nie tak. Prowokuje przy tym i udowadnia, że problem leży w psychice. Sama nazwa testu oddaje sposób myślenia Niemców o piratach drogowych. Tu nagradza się tych, którzy się poprawiają, a karze recydywistów.
Śmiejemy się, że na autostradach lewy pas jest dla tych, którzy jeszcze punktów nie mają, a prawy dla ich posiadaczy. Kultura jazdy autostradami też jest wysoka. Wyprzedzasz i zjeżdżasz na prawy pas – to zasada, której wszyscy przestrzegają. Ale są i kierowcy, którzy mają drogie auta i jeżdżą szybko. Ci „szybcy” potrafią wymuszać ustępstwo światłami i podjeżdżać za blisko.
Nie ustępujemy zmierzającym ku pasom pieszym, jak Niemcy. Ale u nas prawo tego nie nakazuje, nie wyrobiliśmy więc nawyku.
Co ciekawe, Niemcy są dosyć nietolerancyjni wobec kierowców popełniających błędy: trąbią na niezdecydowanych albo tych, którzy wjeżdżają nie tam, gdzie powinni. Wychodzą z założenia, że każdy powinien znać przepisy. Nie spieszą się za to w sytuacjach istotnych dla bezpieczeństwa i płynności ruchu, czyli nie wjeżdżają na skrzyżowania i nie zostają na nich po zmianie świateł, co blokuje ruch w Polsce.
Z tamtej perspektywy:
Polskim problemem jest ryzykowne wyprzedzanie na zasadzie „a nuż się uda”. „Polujemy” też na pieszych.
Natasza Socha - 39 lat, dziennikarka/pisarka, mieszka w Monschau koło Aachen, jeździ Peugeotem 807, prawo jazdy ma od 20 lat, od 10 jeździ w Niemczech, miesięcznie pokonuje ok. 1500 km.
W Polsce nie zwracałam uwagi na pieszych. Będąc pieszą wiedziałam, że to ja mam poczekać, aż droga będzie wolna. Gdy siedziałam za kierownicą bałam się, że kierowca z tyłu nie zauważy, że mam zamiar kogoś przepuścić, więc wjedzie mi w tył. W Niemczech pieszy jest święty i wkracza na pasy, a kierowca ma się zatrzymać. Niestety, po polskich miastach jeżdżą kierowcy przewidywalni: wiesz, że Cię nie wpuszczą. Musisz zajmować odpowiedni pas zawczasu, bo potem nie ma szans, by ktoś ustąpił, nawet kosztem powiększenia korka.
Mamy specyficzną cechę: unikamy wzroku innych. Bo już na uśmiech trudno odmówić wpuszczenia, prawda? Lepiej więc udawać, że się nie widzi. W Niemczech to rzadkość. W obszarze zabudowanym, a zwłaszcza w sąsiedztwie szkół, urzędów i centrów handlowych Niemcy jeżdżą powoli, czyli tak jak nakazują znaki. Czy wynika to z szacunku dla prawa, czy ze świadomości, że prędzej czy później zostaną za szarżowanie surowo ukarani? Pewnie jedno i drugie.
Faktem jest, że cała infrastruktura miejska podporządkowana jest jednemu celowi, uspokojeniu ruchu. Kamery, fotoradary, patrole policji, czytelne znaki i spowalniacze na drogach – wszystko to wymusza spokój.
Z tamtej perspektywy: W Polsce liczą się nanosekundy. Trzeba być przygotowanym, uważać na wszystkich i wszystko, co jest bardzo męczące.
Okiem eksperta:Prawda jest taka, że różne jest postrzeganie niemieckiej kultury jazdy przez samych Niemców i przez obcokrajowców. Ci pierwsi wcale nie są sobą tak zachwyceni, jak zachwyceni nimi są Polacy czy Włosi. W Niemczech toczy się na przykład dyskusja na temat chamstwa na autostradach i „hierarchii wynikającej z mocy silnika”. Czasami da się słyszeć głosy, że wszystkie regulacje są zbyt ostre, zbyt krępujące i, bywa, zwyczajnie bezsensowne, ale Niemcy nie mają zwyczaju przeciwko temu się buntować – mówi Adam Krzemiński.
Polskie plusy i minusy: Lepiej wyprzedzamy na drogach gminnych, bo Niemcy obawiają się tego manewru i unikają go, nawet gdy jest to bezpieczne.
Uczmy się od Niemców traktowania pieszych!